Effatha otwiera oczy duszy

Alina Świeży-Sobel

publikacja 16.04.2015 08:50

Zespół teatralny "Effatha" z Rajczy świętuje w tym roku jubileusz 15-lecia działalności. Przez scenę teatru z Rajczy i realizowane tu religijne widowiska przewinęło ponad 150 aktorów: młodzieży i dorosłych.

Jubileuszowy spektakl "Dzień Gniewu" na scenie Centrum Kultury w Rajczy Jubileuszowy spektakl "Dzień Gniewu" na scenie Centrum Kultury w Rajczy
Alina Świeży-Sobel /Foto Gość

Zaczęło się od ks. Andrzeja Żmudki, wikarego w Rajczy, który był inicjatorem powstania tej grupy. Wśród pierwszych sprawdzianów było uliczne Misterium Męki Pańskiej w 2000 r. W kolejnych latach w tym wydarzeniu uczestniczyły co roku nie tylko tłumy mieszkańców Rajczy, ale również liczni goście.

- Jesteśmy ks. Andrzejowi wdzięczni za tę inicjatywę. Wsparły go dwie panie: Dorota Salachna i Ewa Matlak, które po jego odejściu z Rajczy zaangażowały się i prowadzą to dzieło wspaniale - mówił ks. kan. Franciszek Warzecha, proboszcz w Rajczy, po jubileuszowej prapremierze sztuki "Dzień Gniewu" Romana Brandstaettera.

Od lat młodzież i dorosłych aktorów można oglądać na ulicach, kiedy grane przez nich sceny towarzyszą modlitwie uczestników Drogi Krzyżowej albo radosnemu kolędowaniu Orszaku Trzech Króli. W ciągu 15 lat na rajczańskiej scenie zaprezentowanych zostało wiele przedstawień o tematyce religijnej, ale było też sporo bajkowych premier adresowanych do najmłodszych. Z udziałem mieszkańców powstawały widowiska oparte na góralskiej tradycji. Ostatnio do grupy dołączył obecny wikary: ks. Zygmunt Mizia.

Po spektaklu był tort, kwiaty i wiele serdecznych podziękowań   Po spektaklu był tort, kwiaty i wiele serdecznych podziękowań
Alina Świezy-Sobel /Foto Gość
Urodzinowe spotkanie rozpoczęło się od premiery. Spektakl zrealizowany na podstawie utworu Romana Brandstaettera "Dzień gniewu" znów zakończył się owacją na stojąco. Były kwiaty, gratulacje i podziękowania za to, że młodzi i starsi aktorzy wytrwale pracując nad sobą, służą całej lokalnej społeczności.

- Wielu ludzi przewinęło się przez ten teatr i ważnym efektem jest to, czego się nauczyli. Ważne, że mogli się poczuć aktorami - i to dobrymi aktorami. Efektem ich pracy jest też wiele naszych wzruszeń - dziękował Kazimierz Fujak, wójt Rajczy, a z nim liczni przedstawiciele rodziców, stowarzyszeń i instytucji.

- Ale to nie tak miało być - protestowały Dorota Salachna i Ewa Matlak. - Ten wieczór to miało być nasze podziękowanie dla wszystkich, którzy nam pomagają na co dzień i nie szczędzą różnorakich gestów życzliwości, żeby nasze kolejne przedstawienia mogły być realizowane. Dlatego zaprosiliśmy dziś nie tylko na prapremierę, ale też na tort i koncert w wykonaniu naszych przyjaciół  - podkreślały.

- Bywa, że czasem mamy chwilę słabości i mówimy, że to ostatnie przedstawienie, ale zawsze wtedy pojawia się ktoś, kto powie takie słowo, które nas zmobilizuje. Umacniają wszelkie gesty życzliwości i bezinteresownej pomocy - przyznają. Świetnie się obie uzupełniają i zarażają kolejne roczniki rajczan miłością do teatru.

Pięknych wspomnień czar

- Kiedy 15 lat zaczynaliśmy, jako pierwsza, jeszcze wyłącznie młodzieżowa ekipa "Effathy", to było dla nas wielkie wyzwanie, ale też pociągające oderwanie się od codzienności. Trema była ogromna, ale warto było - mówi z przekonaniem Dorota Szukalska.

- Pamiętam pierwszą próbę, kiedy ks. Andrzej Żmudka z panią Dorotą ustawili nas w jednym rzędzie, a my mieliśmy... krzyczeć. Ksiądz posłuchał i przydzielił nam role. To był naprawdę piękny czas. I to nie tylko dlatego, że kiedy moja polonistka z liceum zobaczyła nasze przedstawienie, miałem już potem zawsze dobry stopień z zachowania - śmieje się do tych wspomnień Bartłomiej Ślęzak.

- Mnie zdarzyło się, że byłem Bogiem, który niósł Jezuska na rekach i nic nie mówił, a kiedy indziej występowałem jako... śpiewający renifer. Z kolegą robiliśmy próby nad rzeką, bo nikt nie chciał tego słuchać. Nie myślałem, że się odważę. Raz miałem brodę z takich zwyczajnych pakuł do rur i z powodu zapachu wszyscy uciekali - wspomina z rozrzewnieniem Przemek Miszczyk.

- Baaardzo mile wspominam lata w "Effacie" i chciałabym wrócić do tego. To była wspaniała przygoda: mnóstwo przyjaźni, cudownych wspomnień, nerwów, śmiechu. Dziś mieszkamy w różnych stronach, mamy rodziny, pracę i nie ma takiej możliwości - żałuje Martyna Szczotka.

Wszyscy zaraz po zjedzeniu urodzinowego tortu ruszyli do obejrzenia wystawy teatralnych pamiątek i trofeów z rozmaitych przeglądów. Oczywiście największe emocje budziły tomy kroniki, bogato ilustrującej ich teatralne dokonania.

Przygoda życia

Z tego, że teatr to cenna okazja doskonalenia siebie, zdają sobie sprawę dzisiejsi aktorzy.

Licealista Kazimierz Hula w zespole jest od blisko 7 lat. W jubileuszowej premierze zagrał ludobójcę Borna. - Wcześniej grałem Piłata, więc raczej czarne charaktery. Na scenie daję z siebie wszystko i lubię to wyzwanie - przyznaje.

W roli jego przeciwnika, przeora, wystąpił Patryk Łabaj, w "Effacie" grający od roku.

- Pani Dorota zaprosiła mnie na próbę i spodobało mi się, bo tutaj czuję się jak w rodzinie. Jest dużo śmiechu i zabawy, ale kiedy zaczynamy pracować nad przedstawieniem, wszyscy poważnieją. Traktujemy to, co robimy, serio. Nasze sztuki często przecież dotyczą Pana Boga, najważniejszych spraw i wymagają tego - mówi Patryk.

Nie tylko młodzi podchodzą do tej scenicznej pracy poważnie. - Od początku w zespole była moja córka. A kiedy trzeba było, włączałem się do przedstawień także ja - i było to bardzo ważne doświadczenie, a przy tym mogliśmy razem zrobić coś dla innych - dodaje Adam Banaś, od lat zaangażowany działacz Związku Podhalan na Żywiecczyźnie.