Ponad stu uczestników bielskiej Ekstremalnej Drogi Krzyżowej wędrowało najtrudniejszą w Polsce, 46-kilometrową trasą. Na szlaku rozważali kolejne stacje Męki Pańskiej.
W góry ponieśli intencje i krzyże
Alina Świeży-Sobel /Foto Gość
Wyruszyli na górskie szlaki z kościoła św. Andrzeja Boboli po wieczornej Mszy św., z latarkami, w małych grupkach lub indywidualnie. Szli różnym tempem, niosąc różnej wielkości krzyże. Łączyła ich modlitwa i pragnienie rozmowy z żywym Bogiem. – Samo katowanie się przez całą noc w ciemnościach, błocie nie ma sensu. Dopiero kiedy połączy się to z trudem drogi krzyżowej, jaką przeszedł Jezus Chrystus, to daje owoce – przypominał koordynator bielskiej EDK brat Mirosław Myszka i zachęcał, by całą wędrówkę zakończyć w kościele. – Bez tego zostanie pustka i zmęczenie. Jeśli spotkamy się z Chrystusem, czeka nas wielka radość – mówił. Każdy niósł swój krzyż.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.