Nie było jeszcze kościoła, ale była pani Monika

Alina Świeży-Sobel

publikacja 19.03.2015 19:03

W kościele Opatrzności Bożej w Bielsku-Białej odbyło się ostatnie pożegnanie Moniki Honkisz, zasłużonej bielskiej katechetki. - Swoją niezwykle zaangażowaną posługą wpisała się w życie wielu osób, a także parafii - pisał w liście kondolencyjnym biskup Roman Pindel.

Ostatnie pożegnanie śp. Moniki Honkisz w kościele Opatrzności Bożej w Białej Ostatnie pożegnanie śp. Moniki Honkisz w kościele Opatrzności Bożej w Białej
Alina Świeży-Sobel /Foto Gość

Postanowiła całe swoje życie oddać Panu Jezusowi i złożyła śluby. Jako osoba konsekrowana związała się ze świeckim Instytutem Przemienienia Pańskiego. Była katechetką przez 50 lat. Uczyła się od ks. Adolfa Kocurka, katechety, który tuż po wojnie zorganizował w Bielsku kurs dla katechetek świeckich. Wzięła w nim udział wraz z grupą koleżanek z Sodalicji Mariańskiej. Zaczynała pracować jako katechetka w tych czasach, kiedy bliski związek z Kościołem oznaczał narażenie na szykany. Pracowała w bielskich parafiach: św. Mikołaja, Trójcy Przenajświętszej, Opatrzności Bożej, św. Józefa. Wszędzie zostawiła po sobie dobrych chrześcijan. Każdy jej gest i słowo było temu podporządkowane.

- Chciała być dzieckiem Bożym i zawsze podkreślała, że jako katechetka jest narzędziem w ręku Boga. Mawiała, że jej najważniejszym zadaniem jest rozbudzić iskrę wiary w duszy dziecka. Twierdziła, że jeżeli to się uda, Pan Bóg już reszty dokona - mówi ks. dr Marek Studenski, dyrektor diecezjalnego wydziału katechetycznego, który przewodniczył koncelebrowanej przez kilkunastu księży Mszy św. pogrzebowej śp. Moniki.

Śp. Monika Honkisz 1927-2015   Śp. Monika Honkisz 1927-2015
Alina Świeży-Sobel /Foto Gość
- Była naprawdę katechetką z powołania. Troszczyła się o innych nawet wtedy, gdy już nie mogła wychodzić z domu. Zamówiła telefoniczną taryfę z darmowymi godzinami i regularnie dzwoniła do osób potrzebujących rozmowy - dodawał ks. Studencki. Na wstępie pogrzebowej Eucharystii za jej duszę odczytał pożegnalny list, jaki skierował do uczestników ostatniego pożegnania śp. Moniki Honkisz biskup Roman Pindel.

- Księży rzeczywiście zawsze było wokół niej wielu. Do końca ją odwiedzali. I nigdy nie słyszałem od niej złego słowa na temat kapłanów. Dużo się modliła za księży - wspomina ks. prał. Józef Walusiak.

Mieszkała w dzieciństwie w Hałcnowie, stąd zapewne wynikała jej szczególna więź z Matką Bożą Hałcnowską. Kiedy otrzymała za swą ofiarną służbę papieskie wyróżnienie, medal "Pro Ecclesia et Pontifice", ofiarowała go jako wotum do hałcnowskiego sanktuarium.

- Urodziła się 3 maja 1927 roku, w Maryjne święto, więc to pewnie też na nią wpływało. A zamiłowanie do aktywności i służenia innym miała pewnie w genach, bo od początku wszędzie było ją widać: w szkole, w teatralnych przedstawieniach i w parafii. Należała do Sodalicji Mariańskiej, a kiedy zaczęła pracować jako katechetka, jej żywiołem stały się dzieci. Kochały ją. Pamiętam, jak całą grupą, kiedy uczyła na Złotych Łanach, odprowadzały ją do autobusu i koniecznie chciały nosić jej teczkę - wspomina Stanisław Honkisz, młodszy brat śp. Moniki.

- Tak było - potwierdza ks. prał. Walusiak. - Kiedy przeszedłem na Złote Łany w 1980 roku, nie było jeszcze parafii ani kościoła, ale pani Monika już była. Oboje uczyliśmy religii. Nie było salek katechetycznych, więc lekcję odbywały się w prywatnych domach. Miała już wtedy ponad 50 lat, a jednak wspaniale potrafiła docierać do każdego dziecka. Miała prawdziwy dar nawiązywania kontaktu z dziećmi. Zawsze była otoczona chmarą maluchów, a lekcje dla nich przygotowywała tak starannie i ciekawie, że przeważnie mamy, które przyprowadzały dzieci na katechezę, same na niej zostawały, żeby posłuchać...

Ks. dr Jacek Waligóra, obecnie duszpasterzujący na Ukrainie, pochodzi z parafii Opatrzności Bożej w Białej i wiele razy spotykał się z panią Moniką. - To były za każdym razem bardzo dobre rozmowy. A kiedy wyjeżdżałem na Ukrainę, w moje ręce trafiło to, co pani Monika, już wtedy emerytka, nosiła kiedyś w swojej teczce: przygotowywane własnym sumptem pomoce do katechezy, obrazki do kolorowania. W Polsce dzieci miały już pod dostatkiem materiałów tego rodzaju, a tam wciąż ich brakowało, więc pani Monika przekazała je moim uczniom - mówił tuż po pogrzebie.

Ks. Kazimierz Skwierawski, jeden z byłych uczniów śp. Moniki Honkisz, w pogrzebowej homilii przypominał niezwykle silną więź pani Moniki z Jezusem Eucharystycznym.

- Kiedy była już chora, powiedziano, że odwiedzi ja biskup. Ucieszyła się, ale zmartwiło ją, że to będzie tylko spotkanie, a nie Eucharystia. - Bez Pana Jezusa? To na co mi biskup? - pytała. - Pan był jej Pasterzem. Była zafascynowana możliwością spotkania z Bogiem i uczyła innych tego zachwytu - mówił ks. Kazimierz Skwierawski, jeden z byłych uczniów Moniki Honkisz. - Stąd też jej wielka miłość Eucharystii, której do końca pragnęła jak najczęściej, bardzo wdzięczna za przynoszony jej Najświętszy Sakrament.

Z pracy na Złotych Łanach sama wspominała tę ostatnią wizytację kard. Wojtyły, kiedy z dziewczętami w strojach cygańskich wróżyła, że będzie tu kościół. Kardynał ze śmiechem mówił, że pierwszy raz widzi jasnowłose Cyganki, a poważniejąc dodawał, że choć wróżbom nie wierzy, ta o powstaniu kościoła okaże się prawdą...

- Była ogromnie szczęśliwa, że może służyć Bogu, choć kosztowało ją to nieraz naprawdę dużo wysiłku. Kiedy chodziła na spotkania dla katechetek, organizowane w kościele św. Mikołaja czy Trójcy Przenajświętszej, mieszkała jeszcze w Hałcnowie, a w tamtych czasach autobusy jeszcze nie kursowały, więc pokonywała te kilometry na piechotę, podobnie jak później - na Złote Łany. Była nie tylko na lekcjach, ale też na niedzielnych Mszach św. dla dzieci - bo uważała, że jako katechetka powinna być ze swoimi uczniami również przed Panem Jezusem, dając im osobiste świadectwo. Nie poddawała się nawet, gdy bardzo dokuczał jej chory kręgosłup - dodaje brat Stanisław.