Stary pielgrzym wrócił do Simoradza

Urszula Rogólska

publikacja 12.11.2014 17:11

- Macie serce...? - żeby się upewnić, ks. Krzysztof Moskal złapał za telefon. Odebrała Dorota Ciuruś, której mąż siedział za kierownicą auta wiozącego na pace „Jakuba”. - Tak księże, mamy - odparła, tłumiąc śmiech.

Simoradzcy strażacy i członkowie Bractwa Jakubowego wprowadzają "Jakuba"do swojego kościoła Simoradzcy strażacy i członkowie Bractwa Jakubowego wprowadzają "Jakuba"do swojego kościoła
Urszula Rogólska /Foto Gość

- Zabrzmiało trochę jak w powieści kryminalnej, ale w kwietniu zeszłego roku tak też trochę się czuliśmy - jak Sherlock Holmes i dr Watson. Pomyśleliśmy, że oto właśnie rozwiązujemy zagadkę historyczno-kryminalną - uśmiechają się Tadeusz Niewdana i Krzysztof Błaszczak z Simoradza na Śląsku Cieszyńskim, emeryci, pasjonaci historii.

- Wstyd powiedzieć, ale poszedłem na papieroska, a przy okazji chciałem spalić stare gazety - mówi Tadeusz Niewdana, członek simoradzkiego Bractwa Jakubowego. - Były wśród nich te z 2010 roku z czasu tragedii smoleńskiej. Przeglądałem i... natrafiłem na artykuł o pani Walerii Owczarz i o tym, jak dzięki jej staraniom parafia w Bestwinie koło Bielska odzyskała swój wspaniały dzwon „Król Chwały” z 1504 roku. Coś mi świtało o naszym starym simoradzkim dzwonie, że w czasie II wojny hitlerowcy wywieźli go stąd, żeby przetopić na działa i łuski do pocisków. Zadzwoniłem do mojego najlepszego kolegi Krzyśka Błaszczaka. I się zaczęło.

Wyprawa do Katowic

Niemal nazajutrz pasjonaci mieli już szeroką wiedzę na temat dzwonu z Bestwiny. Zadzwonili do Walerii Owczarz i z jej ogromnym wsparciem (- Naprawdę - wspierała nas żarliwą modlitwą i swoją wiedzą cały czas - mówią), zaczęli mrówczą pracę z literaturą. W Bibliotece Śląskiej w Katowicach trafili na opasłe dzieło „Leihglocken. Dzwony z obszaru Polski w granicach po 1945 roku, przechowywane na terenie Niemiec”.

- To praca doktorska Marcelego Tureczki, wydana w 2011 roku przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Nikt z niej nie korzystał od tego czasu! Jeszcze kartki miała posklejane i pachniała świeżością prosto z drukarni - śmieje się Krzysztof Błaszczak.

Dr Marceli Tureczek zbadał los ok. 2 tys. dzwonów kościelnych w Polsce. W czasie II wojny światowej Niemcy zrabowali z naszego kraju w sumie ok. 120 tys. dzwonów, które miały zostać przetopione na cele wojenne. Dzielili dzwony na 4 kategorie - od A do D. Najcenniejsze, w grupie C i D, miały zakładaną szczegółową dokumentację co do ich wyglądu, miejsca pochodzenia i przechowywania.

Po zakończeniu II wojny światowej, kiedy Polska znalazła się w radzieckiej strefie wpływów, Amerykanie podobno doradzili, by nie odsyłać dzwonów do Polski, bo nic dobrego z tego nie będzie. I tak w latach 50. XX wieku większość z nich znalazła się w niemieckich parafiach.

Po wojnie w Niemczech powstało Niemieckie Archiwum Dzwonów. Do jego siedziby w Norymberdze pojechał dr Tureczek i przetłumaczył karty, które dotyczyły dzwonów z obszaru Polski.

To krok ku porozumieniu

- I proszę sobie wyobrazić, jak się czuliśmy, kiedy w tym spisie zobaczyliśmy nazwę Simoradz, zdjęcia i opis: „Dzwon spiżowy, wysokość bez korony - 100 cm. Średnica dolna - 96 cm. Korona sześcioramienna z kluczem. Na kabłąkach żłobki. Wysokość korony - 23 cm. W górnej części płaszcza inskrypcja zamknięta zdwojonymi półwałkami (...). Na płaszczu plakiety z przedstawieniem Grupy Ukrzyżowania i bliżej nieokreślonego świętego. W dolnej części płaszcza półwałek. Język inskrypcji: łaciński. Forma pisma - minuskuła gotycka  Treść inskrypcji: "ave*maria*gratia*plena*dominus*tecum*benedicta*m" (tak ją odczytano). I najważniejsza dla nas wiadomość - miejsce, w którym dzwon się aktualnie znajduje: kościół św. Augustyna w Hameln, diecezja Hildesheim - Krzysztof Błaszczak nawet nie próbuje ukryć emocji. - Tajemniczego świętego z pielgrzymią laską szybko zidentyfikowaliśmy jako św. Jakuba Apostoła. Odnaleźliśmy ślad prawdziwego skarbu! „Jakub” z Simoradza jest starszy od wawelskiego Dzwonu Zygmunt, który po raz pierwszy zabrzmiał w 1521 roku. „Nasz” pochodzi prawdopodobnie jeszcze z czasów bitwy pod Grunwaldem! Z pierwszej połowy XV wieku!

Aż do 11 marca 1942 roku „Jakub” pełnił swoje funkcje na wieży starego kościoła w Simoradzu. W tamten marcowy dzień zarekwirowali go Niemcy i dla mieszkańców parafii ślad o nim zaginął. Odnaleźli go dwaj pasjonaci. W porozumieniu z ówczesnym proboszczem parafii ks. Stanisławem Pindlem - który o sprawie poinformował także księży biskupów - wystosowano list do ks. dziekana Joachima Wingerta, proboszcza w Hameln. Po miesiącu przyszła odpowiedź.

- Wiemy, że na pewno dla księdza dziekana i jego parafian nie była to łatwa korespondencja - opowiada ks. Krzysztof Moskal, następca ks. Pindla w Simoradzu. - To przecież nie oni zagarnęli nasz dzwon. Służył im w takich celach, w jakich i nam, w Polsce. Bardzo znamienne były jednak dla nas słowa ks. Wingerta, który stwierdził, że zwrot tego dzwonu to krok ku porozumieniu i pojednaniu między Polską a Niemcami. Uzgodniliśmy wszelkie kwestie techniczne i zostaliśmy zaproszeni na dwudniowe uroczystości przekazania dzwonu 8 i 9 listopada.

- To było bardzo serdeczne spotkanie - relacjonuje ks. Moskal. - W oczach naszych gospodarzy z jednej strony widziałem radość, a z drugiej tęsknotę za tym, co za chwilę ucieknie. Wiem, że zdania na temat zwrotu dzwonu wśród parafian były podzielone. Parafia też nie miała obowiązku nam go oddawać - dzwon został jej użyczony przez Republikę Federalną Niemiec. Nie ma uregulowań prawnych na temat tej sytuacji. Ks. Wingert był jednak bardzo pozytywnie nastawiony wobec nas od początku. Jego parafianie z zaciekawieniem pytali nas tylko, skąd wiedzieliśmy że dzwon znajduje się akurat u nich. Powiedzieliśmy, że tylko i wyłącznie dzięki „niemieckiemu porządkowi”. Załadowaliśmy dzwon i zaprosiłem ks. Wingerta i jego parafian do nas, a szczególnie na uroczystość zawieszenia dzwonu na wieży. Prawdopodobnie dokonamy tego z okazji przyszłorocznego odpustu ku czci św. Jakuba, 25 lipca.

540-kilogramowy pielgrzym

Wszyscy simoradzcy parafianie mogli zobaczyć i usłyszeć swój dzwon 11 listopada w narodowe Święto Niepodległości, kiedy to został uroczyście wprowadzony do kościoła przez strażaków i Bractwo Jakubowe. Na specjalnym pomoście przed ołtarzem będzie stał aż do przyszłego roku, by wszyscy, którzy odwiedzą Simoradz - szczególnie zaś pielgrzymi zmierzający szlakiem Camino de Santiago de Compostela (bowiem Simoradz leży na jego trasie) - dokładnie obejrzeli sobie niezwykłego 540-kilogramowego pielgrzyma.

Razem z ks. Moskalem uroczystą Mszę św. koncelebrowali ks. prałat Józef Śliż, rodak z Simoradza, emerytowany proboszcz w Wapienicy, który jeszcze jako dziecko słyszał dźwięk „Jakuba” z kościelnej wieży, dziekan skoczowski ks. Ignacy Czader i ks. Stanisław Pindel, poprzedni proboszcz w Simoradzu, dziś w Jaworzynce. Nie zabrakło samorządowców, rodzin Tadeusza Niewdany i Krzysztofa Błaszczaka oraz firmy rodzin Brannych i Ciurusiów, które zorganizowały i sfinansowały transport dzwonu z Niemiec.

- Podniosła to uroczystość i wzruszająca - mówił podczas Eucharystii ks. Moskal. - Po 72 latach wraca simoradzki dzwon do naszej parafii. Bardzo się cieszymy, że to nastąpiło. Dzisiaj wyjątkowy dzień, bo przeżywamy 96. rocznicę odzyskania niepodległości. Kto by z nas jeszcze niedawno pomyślał, że w dniu 11 listopada, będziemy przeżywać radość z powrotu „Jakuba” - dzwonu, który został zabrany przez nazistów na cele wojenne? Wiara nam podpowiada, że to sam św. Jakub czuwał nad losami tego dzwonu, który nosi jego imię i wizerunek. Możemy śmiało powiedzieć, że nasz patron gromadzi nas na tej uroczystości religijnej i patriotycznej. Ten dzwon poświęcony jego imieniu wydał tu pierwszy dźwięk, by nas wołać i przypominać o chrześcijańskich korzeniach naszej historii i naszej katolickiej tożsamości.

Przez ponad 70 lat głosił chwałę Bożą na niemieckiej ziemi. - Ale Jakub to pielgrzym i znowu chciał wrócić do domu - zaznaczył ks. Moskal. - I wybrał sobie ludzi: Tadeusza Niewdanę i Krzysztofa Błaszczaka, by rozpoczęli poszukiwanie dzwonu, wzmacniając ich wiarę i udzielając im światła i łaski w poszukiwaniach historycznych. Znać miejsce pobytu „Jakuba” - to było mało, trzeba było jeszcze zapału, by przekonać tych, którzy byli w jego posiadaniu, by mu pozwolili wrócić tam, gdzie było od początku jego miejsce. I oto św. Jakub, nauczyciel prawdy Bożej, pouczył parafian w Hameln, że w imię sprawiedliwości i uczciwości należy zwrócić to, co nie należy do nich. Uczył nas uczciwego dialogu i szacunku.

Serce

Ks. Moskal podkreślał, że dzwon, jak żadna inna rzecz sakralna, przemawia - głosi Boga i wzywa na spotkanie z Bogiem, ale też spotkanie z drugim człowiekiem. Dodał, że najistotniejszym elementem dzwonu jest serce. Bez niego dzwon jest bezużyteczny.

- W dniu, w którym podkreślamy wartość miłości do naszej ojczyzny, trzeba powiedzieć: prawdziwy patriota widzi drugiego w potrzebie, ma serce, które potrafi kochać. Dzwon i człowiek mają serce. Jeśli dzwon nie ma serca, staje się nieużyteczny. Jeżeli człowiek nie ma kochającego serca, również jest podobny do nieużytecznego dzwonu.

To właśnie dlatego ks. Moskal tak dopytywał Ciurusiów, czy na pewno zabrali serce dzwonu z Hameln...

- Towarzyszy mi dziś ogromna radość, wdzięczność, przywrócenie wiary w ludzi i pogłębienie mojej własnej wiary - mówił po uroczystości Krzysztof Błaszczak. - Byliśmy tylko narzędziami, które prowadził święty Jakub - prowadził prostą drogą, jak po laserze. W mojej rodzinie przeżywaliśmy w tym minionym roku i radości, i smutki. Pogrzeb, ale i narodziny wnuka. Mam syna Jakuba Piotra i wnuka Jakuba Franciszka. Wiem, że to św. Jakub wyprasza mi wszelkie łaski.

- O tym, że nasz dzwon ocalał, dowiedzieliśmy się podczas 50. czuwania jakubowego - mówi Tadeusz Niewdana. - Opatrzność kierowała jego losami. Co więcej... kiedy w 1948 roku odlano nowy dzwon, nie umocowano go na starym stanowisku, choć tak byłoby wygodniej. Stare czekało na „Jakuba”...