Pamiętamy o nich: ks. Stanisław Ulman

Alina Świeży-Sobel

publikacja 31.10.2014 18:33

Ta śmierć zaskoczyła wszystkich. Proboszcz sopotniański poczuł się gorzej, a zaraz po nabożeństwie zasłabł... Miał 68 lat.

Śp. ks. kan. Stanisław Ulman spoczął u stóp krzyża przed parafialną świątynią, którą wznosił. Śp. ks. kan. Stanisław Ulman spoczął u stóp krzyża przed parafialną świątynią, którą wznosił.
Alina Świeży-Sobel /GN

 Śp. ks. kanonik Stanisław Ulman w środę 20 listopada 2013 r. odprawiał wieczorną Eucharystię. Potem była Nowenna do MB Nieustającej Pomocy i już podczas tej modlitwy gasł. Wyszedł z kościoła i stracił przytomność. W sobotę 23 listopada został pochowany pod krzyżem misyjnym przed kościołem. Pożegnać go przyszli chyba wszyscy parafianie...

Urodzony 1 września 1945 r. w Ludźmierzu, niedaleko sanktuarium Matki Bożej, święcenia kapłańskie przyjął 22 marca 1970 r. z rąk kard. Karola Wojtyły. Z parafią w Sopotni Wielkiej związany od 1980 r., w 1983 r. został jej pierwszym proboszczem. Odszedł mając 68 lat i 43 lata kapłaństwa. Spoczął wśród swoich: na kościelnym dziedzińcu, pod krzyżem misyjnym, przed wejściem do kościoła, który wraz z parafianami zbudował.

- Bardzo przeżywam jego śmierć, bo ks. Stanisław był dla mnie jak ktoś z rodziny. Znaliśmy się od ponad 30 lat. Ksiądz chodził do nas na obiady. Chrzcił moje dzieci, udzielał sakramentów i był naszym prawdziwym przewodnikiem wiary. Byłem blisko niego, gdy odchodził. Idąc z kościoła na plebanię zasłabł, podaliśmy lekarstwo, potem do czasu przyjazdu pogotowia prowadziliśmy reanimację. Ekipa ratunkowa próbowała go dalej ratować jeszcze pół godziny, ale nie dali rady. Gasł w oczach - mówi Stanisław Kamiński, parafianin i przyjaciel śp. ks. kan. Ulmana.

- Wiedzieliśmy o tętniaku, ale nikt nie spodziewał się, że to stanie się tak szybko - mówi z płaczem Dorota Ligęza, siostrzenica śp. ks. Ulmana. - Sama kiedyś byłam bardzo chora, to zawsze mnie wspierał. I dał mi swój różaniec, który dostał od Ojca Świętego, modlił się za mnie. Teraz nam strasznie żal. On tak się cieszył tą parafią! Zawsze mówił, że tu jest jego dom: ci wszyscy ludzie...

- To był szok dla nas - potwierdzają stojące przed świątynią parafianki. - Ksiądz był z nami "od zawsze" i trudno sobie teraz wyobrazić, jak to będzie bez niego. On tu zbudował wszystko od początku. Od niego się zaczęła nasza parafia...

Budował od fundamentów

Starsi pamiętają jeszcze czasy, kiedy w sopotniańskiej ciasnej filialnej kaplicy, która do dziś stoi w sąsiedztwie okazałego kościoła, przyjeżdżał odprawiać Msze Święte ksiądz z Jeleśni. Do tej parafii wówczas należała Sopotnia Wielka, a niewielka kaplica pomieściła garstkę osób i reszta modliła się pod gołym niebem. 33 lata temu, jeszcze jako wikariusz z Jeleśni, do Sopotni przybył ks. Stanisław Ulman. Rozpoczął organizować życie przyszłej parafii i przygotowywał budowę kościoła.

Kiedy 30 lat temu erygowana została parafia pod wezwaniem MB Nieustającej Pomocy, ks. Ulman został jej pierwszym proboszczem - i był nim aż do śmierci. Stanowczy, odważny i wymagający - taki był wobec innych, ale przede wszystkim wobec siebie. Podczas budowy kościoła dbał o wszystko bardzo sumiennie i kiedy przygotowywał kolejne prace, to zawsze przed czasem potrzebne materiały czekały na placu. Potem troszczył się, żeby gotowy kościół pięknie ozdobić wewnątrz.

- To nie było łatwe, bo przecież ani czasy temu nie sprzyjały, a tu trzeba było zaczynać od żmudnych ustaleń praw własności działek, bo teren był podzielone na maleńkie cząstki, które trzeba było scalić w jedno. A potem na tej łące na stromym stoku zacząć stawiać kościół. A nie było wtedy tych maszyn i dźwigów, które są dzisiaj i kiedy robiliśmy betonowy dach, to na tą ogromna powierzchnię wszystko trzeba było taczkami wwieźć na górę: tysiące taczek... - wspomina Stanisław Kamiński. - Tego budowania nigdy nie zaprzestał. Właśnie planował rozbudowę cmentarza. Obrazy i mozaiki do kościoła zaprojektowała kiedyś specjalnie zatrudniona artystka z Krakowa. Teraz, po latach, uznał, że trzeba pomyśleć o odmalowaniu ścian i też ją zaprosił, żeby uzgodnić, co i jak ma być robione, żeby niczego nie zepsuć, ile farb trzeba przygotować. Miał się z nią spotkać w czwartek...

Blisko ludzi, blisko Maryi

Równolegle z budowaniem murów świątyni prowadził budowanie parafialnej wspólnoty, organizował grupy modlitewne, uczył troski o innych. To z jego inicjatywy z parafialnych ofiar uboższym dzieciom fundowane były posiłki w szkolnej stołówce. Dlatego w sobotę, przed pogrzebową Eucharystią za wielką pracę duszpasterza i budowniczego, za lekcję serca i miłosierdzia, dziękowali nie tylko przedstawiciele dzieci i młodzieży, dorosłych, grup parafialnych, ale także dyrekcje szkoły i przedszkola, sołtys. Żegnali strażacy, górnicy, członkinie KGW.

W piątek nabożeństwu importy trumny z ciałem śp. ks. Ulmana do kościoła parafialnego przewodniczył biskup Tadeusz Rakoczy, dziękując Bogu za wszystkie lata owocnej duszpasterskiej posługi proboszczowskiej w Sopotni, w tym ponad 21 lat we wspólnocie nowej diecezji bielsko-żywieckiej. W imieniu księży dekanatu jeleśniańskiego za lata dobrej współpracy i przykład bezkompromisowej kapłańskiej postawy dziękował ks. kan. Wiesław Karkoszka, dziekan jeleśniański.

Pogrzebowej Eucharystii w sobotę, koncelebrowanej przez licznie przybyłych kapłanów diecezji bielsko-żywieckiej i archidiecezji krakowskiej przewodniczył biskup Jan Szkodoń, kolega rocznikowy i przyjaciel od czasów seminaryjnych śp. ks. Ulmana. Trumnę na miejsce wiecznego spoczynku odprowadził biskup nominat Roman Pindel. W imieniu zgromadzonych kapłanów i wiernych nowemu ordynariuszowi diecezji bielsko-żywieckiej za tę obecność i posługę dziękował ks. kan. Wiesław Karkoszka. - Mam zaszczyt powitać Księdza Biskupa podczas pierwszej posługi w nowej diecezji. Szkoda, że to powitanie następuje z okazji tak smutnej uroczystości. Odczytujemy je jako znak troski naszego nowego pasterza o dobro duchowe kapłanów - mówił ks. kan. Karkoszka.

- Śp. ks. Stanisław urodził się niedaleko sanktuarium Matki Bożej Ludźmierskiej. Obejmował tę parafię pod opieką Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Odszedł w środę, kiedy odprawiamy Nowennę do MB Nieustającej Pomocy, a żegnamy go w sobotę, w dniu szczególnie poświęconym Matce Najświętszej, która była przewodniczką jego kapłańskiej posługi. Żegnamy go w chwili, gdy kończy się Rok Wiary. Z wiarą ks. Stanisław realizował swoje kapłaństwo. Budował dla Boga, budował i dla was. Troszczył się o wiarę każdego. Nieraz mówił o tych, którzy pracują w kopalniach, którzy wyjeżdżają na dłużej. Troszczył się o turystów i wczasowiczów, o ich wiarę... Otwarty, konkretny, wymagający, niektórzy mówili: ostry - tak rozumiał swoją misję kapłańską, którą realizował z sercem, łagodnością i odwagą - mówił w homilii bp Szkodoń.

Gaździna Podhala wyszła mu naprzeciw

Wśród żegnających śp. ks. kan. Stanisława Ulmana tłumów byli nie tylko wdzięczni mu za 33 lata duszpasterzowania parafianie z Sopotni, ale także liczna reprezentacja rodzinnego Ludźmierza - w strojach podhalańskich, z góralską kapelą, która rzewną melodią dołączyła do pogrzebowej liturgii.

W tym roku w czerwcu podczas nowenny przed jubileuszem 50-lecia koronacji figury MB Ludźmierskiej przewodniczył  Eucharystii rozpoczynającej ten cykl modlitewny. - Często przyjeżdżał i modlił się przed obliczem Matki Bożej Ludźmierskiej. Polecamy jego duszę Bożemu Miłosierdziu błagając, by Gaździna Podhala wyszła mu naprzeciw – mówili uczestnicy pogrzebu, którzy do Sopotni Wielkiej przyjechali z Ludźmierza wraz z rodzeństwem zmarłego kapłana i jego dalszymi krewnymi. Przyjechali też wierni z jego dawnych parafii z Jordanowa, Czarnego Dunajca...

Razem z tłumem wiernych z Sopotni modlili się nad trumną śp. ks. Stanisława Ulmana i ofiarowali pożegnalne wieńce.