Cieszyniacy zaufali Słowu!

Urszula Rogólska

publikacja 29.09.2014 15:43

- Wychodzimy do ludzi. I to słowo "wychodzimy" jest kluczowe - mówi Agata Demska z SNE "Zacheusz". - Nie chcemy być postrzegani jako cichy, smutny Kościół, ale żywy. Bo żyje ze zmartwychwstałym Jezusem.

Zgromadzeni na cieszyńskim rynku razem uwielbiali Jezusa. Każdy osobiście mógł Mu oddać swoje życie Zgromadzeni na cieszyńskim rynku razem uwielbiali Jezusa. Każdy osobiście mógł Mu oddać swoje życie
Urszula Rogólska /Foto Gość

- Kiedy Pan Jezus rozpoczynał swoją publiczną działalność, zanim ustanowił apostołów, całą noc spędził na modlitwie. Ważne wydarzenia w życiu Jezusa zawsze poprzedzała modlitwa - tak ks. prał. Stefan Sputek, dziekan cieszyński, rozpoczął na rynku pierwsze spotkanie ewangelizacyjne w Cieszynie. Zgromadzeni odmówili Koronkę do Bożego Miłosierdzia w intencji 13. Tygodnia z Ewangelią w naszej diecezji.

Ewangelizacji towarzyszy hasło: "W sieci Słowa".

Na rynku powstało ewangelizacyjne miasteczko. Na scenie zespoły  Anti Babylon System i Zachaeus Live, których członkowie nie tylko śpiewali, ale i dawali świadectwa swojego nawrócenia i życia słowem Bożym na co dzień. Takich wypowiedzi można było usłyszeć ze sceny w Cieszynie wiele. Młodzi ewangelizowali także za pomocą pantomimy i scenek. Był czas na modlitwę uwielbienia i - najważniejsze - modlitwę oddania życia Jezusowi.

Obok sceny powstało miasteczko misyjne, gdzie można było spotkać się z siostrą Izabela Pilorz, pasterzanką pracującą w Republice Środkowej Afryki, oddać różańce na misje, kupić koszulki na rzecz szkoły w Kamerunie czy też przekazać makulaturę w ramach diecezjalnej akcji, dzięki której zostanie wybudowana studnia dla Sudanu Południowego. Tuż obok oazowicze prowadzili zajęcia dla dzieci. Dalej wolontariusze Hospicjum św. Łukasza Ewangelisty mierzyli ciśnienie, dawali świadectwo o tym, jak Jezus prowadzi ich do chorych i zmienia ich życie. Tuż przed Urzędem Miasta trwały finały koszykówki ulicznej "Chrześcijanin to nie lamus".

Wyszliśmy na ulice

- Jesteśmy tylko "sługami nieużytecznymi" - mówi Dorota Kania z grona organizatorów cieszyńskiego spotkania. - Ale wyszliśmy dziś na ulice, żeby pokazać, jaki jest nasz Kościół, że tylko budowanie na Jezusie ma sens. On przemienił życie bardzo wielu z nas. Przywrócił nadzieję, dał pokój w sercu, rozwiązuje sprawy, które po ludzku są nie do rozwiązania. Zaufaliśmy Jego słowu, oddaliśmy Mu nasze życie jako jedynemu Panu i Zbawicielowi. To Jego słowo ma moc czynienia znaków i cudów. Dlatego tu jesteśmy i prosimy Go o łaskę wiary dla każdego.

- Wychodzimy do ludzi na rynek w Cieszynie. I to słowo "wychodzimy" jest kluczowe - dodaje Agata Demska z SNE "Zacheusz". - Nie chcemy być postrzegani jako cichy, smutny Kościół, ale żywy, bo żyje ze zmartwychwstałym Jezusem. Chcemy każdego doprowadzić dziś na nowo do spotkania z Nim.

Jak mówi Agata, jej życie Jezus zmienił o 180 stopni dwa lata temu. - Byłam po studiach, ale nie mogłam znaleźć pracy w zawodzie. Pracowałam w sklepie. To doprowadziło mnie do takiej biedy duchowej, że czułam się źle. Wracałam do domu i spałam. Bezsens życia. Ktoś powiedział mi o kursie "Nowe Życie". Tam oddałam Jezusowi swoje życie. Miałam takie zapewnienie, że może moje problemy nie znikną od poniedziałku, ale On zawsze będzie ze mną. To mi dało wielką wolność. Rozmawiałam wtedy z jedną dziewczyną, która mówiła, że niedługo wyjeżdża do Rzymu. Że mieszkała we Francji, że wybiera się do Rio de Janeiro. Tak sobie pomyślałam: "Panie Jezu, może to Rio to przesada, ale do Rzymu bym pojechała". Za dwa dni telefon od znajomej - propozycja pracy w Rzymie. Trafiłam tam na 4 miesiące. Akurat na czas konklawe i wyboru papieża Franciszka. Taka obfitość łaski Bożej, której sobie nie wyobrażałam! Ufam Jezusowi. On układa moje życie, pozwalam Mu działać i chcę Mu służyć!

Bóg, handel, ojczyzna

Na cieszyńską ewangelizację gospodarze zaprosili m.in. Marcina Jakimowicza, dziennikarza "Gościa". Mówił o... dzieciach. Bo Jezus powiedział: "Jeśli nie staniecie się jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego".

- Niemowlak nie ma żadnych patentów na to, żeby zasłużyć sobie na miłość rodziców - mówił Marcin. - A takim nowotworem, który toczy naszą wiarę, jest to, że my usiłujemy zasłużyć na Bożą miłość. Z mlekiem matki mamy wessaną dewizę: "Bóg, handel, ojczyzna". A Bóg mówi: "Niczym nie możecie kupić mojej miłości". My jako katolicy jesteśmy cwani. Wiemy, że to nie chodzi o pieniądze. My po prostu wyciągamy portfel z naszymi dobrymi uczynkami. To coś, co bardzo rani serce Pana Boga. Bo On nie po to umierał na wysypisku śmieci, żebym ja Mu teraz udowadniał, że jestem dobry. On mówi: "Nie musicie niczym zasługiwać na moją miłość!". Malutkie dzieci nie mają nawyku zasługiwania. Nic o Panu Bogu nie wiedzą! Bóg nie da się nabrać na złożone ręce. Bóg patrzy na serce - podkreślał Marcin. - Łapię się nieraz na tym, że nieustannie handluję z Panem Bogiem: "Ile to kosztuje?". A On mi: "Masz to za darmo. Niczym nie zapłacisz, bo Mój Syn zapłacił za to dwa tysiące lat temu. Jesteś wolny. Możesz powiedzieć: »Zapłaciła za mnie krew Jezusa«".