Pogrzeb króla ringu

Ks. Jacek M. Pędziwiatr

publikacja 23.05.2014 19:15

Śmierć Zbyszka oznacza, że w niebie montują drużynę bokserską.

Pogrzeb króla ringu Pogrzeb Zbigniewa Pietrzykowskiego poprowadził bp Piotr Greger. Ks. Jacek M. Pędziwiatr /GN

Dwukrotnie zdarzyło się, że bielszczanie ponieśli Zbigniewa Pietrzykowskiego na rękach. Po raz pierwszy, gdy w na Igrzyskach Olimpijskich w Melbourne wywalczył brąz. Tłumy powitały go na dworcu, a potem na rękach zaniesiono go na Plac Chrobrego. Historia powtórzyła się 58 lat później: 23 maja bielszczanie zanieśli Zbigniewa Pietrzykowskiego na cmentarz w Białej.

Towarzyszyły im setki sportowców, w tym 30 olimpijczyków, dziesiątki pocztów sztandarowych klubów z całej Polski. Tuż za krzyżem szli najmłodsi sportowcy, niosący sportowe trofea Pietrzykowskiego. A było ich wiele, bowiem w czasie trwania kariery stoczył 367 pojedynków, w tym z przyszłą legendą boksu Muhammadem Ali.

Zbigniew Pietrzykowski urodził się w Bestwince w 1934 roku. Wkrótce jego rodzice - oboje nauczyciele - przenieśli się do pobliskich Komorowic, dziś dzielnicy Bielska-Białej. Po wybuchu wojny ojca aresztowano i osadzono w Dachau. Matka ze Zbyszkiem i dwoma starszymi synami spędzili okupację w Busku. Ojciec przeżył obóz. Po wojnie dane im się było szczęśliwie znów spotkać i powrócić do Bielska. Zbigniew zaczął trenować boks. Miał zaledwie osiemnaście lat, gdy otrzymał książeczkę sportowca.
- Wysoki, chudy, silny, szybki, zwinny jak piskorz - miał o nim powiedzieć Feliks Stamm, legendarny trener polskich pięściarzy, gdy młodziutkiego Zbyszka Pietrzykowskiego zobaczył na ringu po raz pierwszy. Odtąd o utalentowanym pięściarzu z Bielska-Białej mówiono krótko: „Piskorz”.

W tym czasie, w szkole, w której uczyła jego mam, poznał swoją przyszłą żonę, Halinę. Pobrali się w 1954 roku. Zbigniew musiał uzyskać zgodę sądu na to małżeństwo, bo nie był jeszcze pełnoletni. Ale miłość była dojrzałą: przeżyli z Haliną w małżeństwie blisko 60 lat. Doczekali się dwóch córek, wnucząt i prawnucząt.

Pogrzeb króla ringu   Rodzina, byli i obecni sportowcy oraz rzesze bielszczan żegnały Zbigniewa Pietrzykowskiego. Ks. Jacek M. Pędziwiatr /GN W okolicznościowym kazaniu krajowy duszpasterz sportowców ks. Edward Pleń powiedział, że Zbigniew Pietrzykowski ukończył właśnie pierwszy etap życia: służby dla Polski i rodziny, dla sportu i jego ludzi. Dodał, iż naznaczony ciężką pracą na treningach, w ostatnich latach dźwigał brzemię niewyobrażalnego cierpienia, zachowując przy tym nadzieję życia wiecznego.

Postawę głębokiej religijności zmarłego pięściarza potwierdza ks. Mirosław Mikulski, krajowy duszpasterz pięściarzy: - Bierzcie przykład z wiary Zbyszka - mówił do uczestników pogrzebu. - Pamiętam, jak modlił się na Jasnej Górze na klęczkach po Komunii świętej, jak cieszył się, że jego dwaj wnukowie są ministrantami. Panie policz mu liczne zwycięstwa i nieliczne porażki, policz medale i mistrzowskie tytuły i przyjmij do swojej chwały! - zakończył.

Uroczystościom pogrzebowym w bialskim kościele Opatrzności Bożej przewodniczył biskup pomocniczy diecezji bielsko-żywieckiej Piotr Greger. On też poprowadził kondukt żałobny na miejscowy cmentarz parafialny. Zbigniew Pietrzykowski spoczął w rodzinnym grobie. Na zakończenie ceremonii odczytano jeszcze list przewodniczącego Międzynarodowego Stowarzyszenia Boksu (AIBA) Wu Ching-Kuo, słowo ostatniego pożegnania wygłosił minister sportu Andrzej Biernat.

Świat bokserskich sław, komentując śmierć Zbigniewa Pietrzykowskiego jest zgodny:
- Papa Stamm kompletuje drużynę pięściarzy w niebie. I potrzebuje zawodnika wagi półciężkiej, więc szepnął Panu Bogu słówko w sprawie Zbyszka.

Więcej o Zbigniewie Pietrzykowskim oraz wywiad z nim obejrzysz TUTAJ.