Auschwitz wraca codziennie...

Alina Świeży-Sobel

publikacja 30.01.2014 15:25

Zorganizowane w byłym KL Auschwitz-Birkenau obchody 69. rocznicy wyzwolenia tego niemieckiego nazistowskiego obozu były impulsem do modlitwy za pomordowanych. A ocaleni wspominali.

Rocznicowe obchody rozpoczęli od modlitwy pod przewodnictwem bp. Romana Pindla Rocznicowe obchody rozpoczęli od modlitwy pod przewodnictwem bp. Romana Pindla
Alina Świeży-Sobel /GN

Dla grupy kilkudziesięciu byłych więźniów, którzy wraz z bliskimi przyjechali z całej Polski, a także dla pracowników Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau i mieszkańców Oświęcimia Mszę św. w intencji ocalałych, a także za dusze pomordowanych więźniów, sprawował bp Roman Pindel, ordynariusz diecezji bielsko-żywieckiej, który później, podczas ekumenicznego nabożeństwa pod Pomnikiem Ofiar obozu, odmówił modlitwę za zmarłych, jako przedstawiciel Kościoła rzymskokatolickiego.

- Sprawujemy tę Eucharystię w pobliżu obozu, który powstawał według planów ludzi zaciekłych w swojej nienawiści, którzy byli tak pewni swojego postępowania, że snuli dalekosiężne plany, bez obawy, że ktokolwiek je zakwestionuje. Takie i podobne obozy były budowane i funkcjonowały dzięki ludziom, którzy trwali w grzechu przeciw Duchowi Świętemu, którzy nie dopuszczali do głosu żadnych wątpliwości, czy wyrzutów sumienia. Niektórzy z nich, owszem, uznali swoją winę i ogrom grzechów. W przypadku innych dopiero ich dzieci dokonały straszliwego rozrachunku win i zbrodni - mówił bp Roman Pindel podczas Eucharystii sprawowanej pod jego przewodnictwem w Bp Roman Pindel wskazywał na ponadczasowy mechanizm zbrodni, której ofiarą padli więźniowie Auschwitz   Bp Roman Pindel wskazywał na ponadczasowy mechanizm zbrodni, której ofiarą padli więźniowie Auschwitz
Alina Świeży-Sobel /GN
oświęcimskim Centrum Dialogu i Modlitwy. Mszę św. koncelebrowali księża dekanatu oświęcimskiego, a także duchowni związani z CDiM: ks. Jan Nowak - dyrektor i ks. dr Manfred Deselaers z działu edukacyjnego CDiM.

- Nasza obecność w pobliżu symbolu przewrotności i nienawiści człowieka uświadamia nam, jak ponadczasowy jest to mechanizm, który miał uderzyć także w Syna Bożego. Ten ponadczasowy i wciąż używany mechanizm polega na przypisaniu winy innemu człowiekowi i uczynieniu go wrogiem, którego należy zniszczyć. To przecież ideologia hitlerowska w przewrotny sposób wskazała winnych, niebezpiecznych lub nieprzydatnych z punktu widzenia interesów III Rzeszy: Żydów, Romów, Słowian, duchownych,  czy psychicznie chorych, dając propagandowe uzasadnienie, przypisując jednym niesprawiedliwą dominację, wyimaginowane zagrożenie ze strony innych, klasyfikując jeszcze innych jako podludzi, czy odbierając prawa do życia. To dla eliminacji tych, których ideologia określiła jako wrogów, stworzono tego typu obozy jak Auschwitz-Birkenau, Dachau, czy Ravensbrück - podkreślał bp Pindel.

Dziękując za tę modlitwę Andrzej Kacorzyk, dyrektor Międzynarodowego Centrum Edukacji o Auschwitz i Holokauście, przypominał, podejmowane w 1940 roku przez metropolitę krakowskiego abp Adama Stefana Sapiehę starania, by z sakramentalną posługą docierać do więźniów powstającego obozu. Nie było wówczas zgody komendanta i do końca funkcjonowania obozu wszelkie formy życia religijnego były w KL Auschwitz zakazane.

Każda rocznica jest przeżyciem

- Cała moja rodzina tu zginęła - mówi ze łzami w oczach jedna z byłych więźniarek. Jako Janina Lis (obecnie Kabza) w czasie wojny trafiła do Auschwitz w 1942 r. w transporcie więźniów z Zamościa. W tej chwili mieszka w Poznaniu, wspominać mogłaby długo, ale każdy powrót w to miejsce jest tak wielkim wstrząsem, że nie potrafi o tym spokojnie mówić. - Ja jedyna zostałam przy życiu. I to już koniec mojej opowieści. Dalej już nie mam słów - mówi i szybko odwraca głowę...

- Każda rocznica jest ogromnym przeżyciem. Najpierw, tak jak dziś, dziękujemy Bogu, że mogliśmy dożyć kolejnej rocznicy. Teraz proszę, żebym mogła dożyć przyszłego roku i 70. rocznicy wyzwolenia. Wtedy przyjadę po raz ostatni i pożegnam się z tym miejscem, bo zdrowie już nie pozwala na te przyjazdy i na te wielkie wzruszenia, które są za każdym razem. Wciąż przeżywa się to od nowa - mówi Wiesława Borysewicz, uwięziona w KL Auschwitz w wieku 15 lat jako więzień 83 267. Do obozu trafiła z całą rodziną podczas Powstania Warszawskiego. W kolejnym obozie w Niemczech zginął ojciec pani Wiesławy i być może w tym roku uda jej się odnaleźć miejsce jego spoczynku.

- Wystarczy, że ta obozowa trauma męczy nas nieustannie przez te wszystkie lata. Jeszcze dzisiaj nocą śni mi się obóz, słyszę niemieckie komendy i ujadanie psów. Nie ma jednego dnia, żeby umysł nie wracał do tego miejsca. Te spotkania są szczególnie bolesne, bo to odżywa jeszcze bardziej. Przyjeżdżamy mimo wszystko, jako świadkowie tamtej historii, bo uważamy to za przestrogę dla młodego pokolenia, żeby nigdy nie dopuściło do takiej nienawiści i do takich morderstw. O tym będziemy mówić także podczas spotkań z uczniami szkoły w Brzezince, której patronujemy jako byli więźniowie. Jest nas jeszcze garstka, którzy dotrwali i mogą zaświadczyć, co tu się działo. Za kilka lat nie będzie nikogo... - tłumaczy Wiesława Borysewicz i dodaje: - Módlcie się za nas, żebyśmy jak najdłużej przeżyli...

Śmierć zabrała mi wszystkich

- W tym obozie była cała moja rodzina, bo moi rodzice ukrywali Żyda Rachmina Frydlanda. On przeżył wojnę i do dziś mam kontakt z jego córką, która mieszka w Chicago. Z mojej rodziny ocalałem sam. Kiedy tu trafiłem, miałem 14 lat. Z Auschwitz przewożono mnie jeszcze do czterech kolejnych obozów. Wolności doczekałem w Dachau. To wszystko trwało półtora roku, a ja codziennie modliłem się, żeby przeżyć. Dużo złego widziałem w tym czasie - wspomina Eugeniusz Dąbrowski, były więzień z Warszawy.

- W Auschwitz zginął mój dziadek z babcią, jego ciężarna synowa z córką, moja mama i ciocia. Wszystkich nas aresztowano za działalność w ruchu oporu. Przyszli wcześnie rano. Ojca, który w tym czasie był na nocnej zmianie w kopalni, ktoś ostrzegł i nie wrócił do domu, ale kilka tygodni później Niemcy zrobili kolejną obławę i zginął, a nas przewieźli najpierw do więzienia w Katowicach, potem do Mysłowic. Tam dzieci oddzielono od matek i wożono nas po różnych podobozach, od Bogumina po Potulice nad morzem. W Pogrzebieniu spotkałam moje kuzynki i było mi trochę raźniej, ale warunki były straszne: wszy, choroby, głód - wylicza Józefa Posz-Kotyrba z Jaworzna. - Dorośli trafili do Auschwitz. Tu wszyscy zginęli. Dowiedziałam się tylko, że w lutym 1944 roku dziadka stracono wraz z dużą grupą Ślązaków w IV krematorium, a ciężarną ciocię rozstrzelano podczas apelu...