Paczki, które obudziły nadzieję

Alina Świeży-Sobel

publikacja 22.12.2013 07:20

To było wiele tygodni intensywnej pracy. Bielscy wolontariusze musieli najpierw znaleźć rodziny i ludzi naprawdę potrzebujących pomocy, a potem dość szczegółowo określić ich potrzeby.

Z magazynu wolontariusze przewieźli do rodzin setki paczek i pudełek Z magazynu wolontariusze przewieźli do rodzin setki paczek i pudełek
Alina Świeży-Sobel /GN

- To konieczne, żeby ci, którzy chcieli pomóc, mogli rzeczywiście dać to, co najpotrzebniejsze - tłumaczyli organizatorzy akcji. Najczęściej każdego, kto znalazł się na "paczkowej" liście potrzebujących, trzeba było odwiedzić dwukrotnie i poświęcić dłuższy czas na rozmowę. - Ale wolontariusze byli bardzo chętni do pracy i podchodzili do niej bardzo rzetelnie. Poza tym wolontariuszy mieliśmy znacznie więcej niż rok temu, bo aż trzydziestu. Połowa po raz pierwszy włączyła się w akcję, więc widać, że nie brakuje osób, które chcą pomagać innym. W większości to studenci, ale są i osoby pracujące - przyznaje Kinga Głąbek, lider akcji z jednym z dwóch bielskich rejonów. Nad drugim czuwał Marcin Szubert. W Bielsku-Białej w dwóch rejonach pomoc dotarła do 114 rodzin. Darczyńca-rekordzista przygotował dla jednej rodziny 34 paczki z darami. Wszystko zależało od możliwości darczyńców, którzy nieraz całymi grupami przygotowywali paczkę dla rodziny.

- Po przygotowaniu list rodzin, którym trzeba pomóc, szukaliśmy darczyńców i przygotowywaliśmy się do wielkiego finału czyli tych dwóch ostatnich dni w grudniu, kiedy gotowe paczki przekazywaliśmy rodzinom. Jeżeli darczyńca ma taką wolę, a rodzina wyraziła zgodę, może osobiście uczestniczyć w przekazaniu paczki przez wolontariuszy - opowiada Kinga Głąbek. Wprawdzie w magazynie ciągle czuwa nad logistyką, odbiera dziesiątki telefonów, ale cały ten rozgardiasz nie przesłonił jej tego najważniejszego w tym dniu spotkania z "jej" rodziną, do której trafiła jako wolontariuszka.  - Wciąż widzę radość w oczach tamtej mamy gromadki dzieci, kiedy otwiera kolejne pudełka z jedzeniem - mówi wzruszona.

- Samo spotkanie z „naszymi” darczyńcami jest już niesamowite, kiedy przynoszą swoje dary do magazynu i mówią, dlaczego urzekła ich konkretna historia i dlaczego akurat tej rodzinie zechcieli pomóc. Wiele osób mówi, że im też ktoś kiedyś pomógł, gdy znaleźli się w trudnym położeniu i sami nie mieli nieraz co jeść. Teraz chcą spłacić w ten sposób dług wdzięczności wobec ludzi i Pana Boga. To jest zwykle przejmująca chwila - mówi Daniela Łukanowska, wolontariuszka. - Potem przychodzi najważniejszy moment: kiedy wolontariusze przekazują paczki „swoim” rodzinom i widzą radość dzieci, i ten błysk w oku, a w końcu łzy wzruszenia.

Jak dodaje wolontariuszka Daniela, paczka ma być impulsem, który pomoże rodzinom odmienić swoje życie, nabrać nadziei. - I taki właśnie charakter ma ta cała nasza akcja - podkreślają wolontariusze. - Widać, że ci, którym czasem brakowało już sił, by szukać poprawy sytuacji, postanawiają zmienić swoje życie. Z tymi paczkami otrzymują też taki solidny zastrzyk dobrej energii, zaczynają wierzyć, że mogą pokonać trudności. Wiele z nich znalazło się w biedzie bez własnej winy, tylko spadło na nich nieszczęście. Dla nich ważne jest już to, że ktoś się nimi zainteresował, o nich pomyślał, przyszedł. Dlatego też są nam tak bliscy ci, do których idziemy i nie bez przyczyny mówimy o nich: "moja rodzina".

- Oczywiście każda rodzina inaczej reaguje, ale nawet gdy nie są w stanie wyrazić słowami swoich emocji, to w oczach widać, co czują, gdy rozpakowują paczki i widzą całe staranie, tych, którzy paczki przygotowali. Sama byłam pod wrażeniem, gdy w jednej z moich rodzin zobaczyłam tak ogromne paczki makaronu, jakich nigdy wcześniej nie widziałam - dodaje Kinga Głąbek.

- Rodziny nie wierzą często własnym oczom, kiedy przyjeżdżamy i wnosimy kolejne pudełka, a to trwa, bo jest ich na przykład 20 czy 30 - co zdarza się zwłaszcza, gdy w rodzinie jest więcej dzieci i trzeba dużo butów, odzieży - dodaje Daniela Łukanowska.

Do magazynów „Szlachetnej Paczki” trafiało wszystko: od makaronu, konserw, ubrań, po meble, drzwi wejściowe, pralki, piecyki. Oczywiście nie brakowało tego, co daje największą radość dzieciom: zabawek i słodyczy. Jedynie węgiel, który też był potrzebny niektórym rodzinom, trafiał bezpośrednio ze składów opału do zainteresowanych.

- Miało być to, czego rodziny naprawdę potrzebują. I jest! - cieszyli się wolontariusze. - Jednym z darów był stół i cztery krzesła: spełnienie marzeń, by rodzina mogła razem jeść posiłki. Dzięki Szlachetnej Paczce po raz pierwszy okazało się to możliwe!

W rejonie, gdzie liderem był Marcin Szubert, większość paczek rozwieziono już pierwszego dnia finału. - Teraz pozostała nam pomoc dla świętokrzyskiego, gdzie potrzebujących było więcej niż darczyńców. U nas, a także w Żywcu, Cieszynie, Czechowicach-Dziedzicach znaleźli się ofiarodawcy, którzy przygotowali dla 16 rodzin paczki, które pojadą jutro - mówi Jakub Maj, bielski wolontariusz „Szlachetnej Paczki”.

Dziś rodziny już otrzymały dary przygotowane w ramach Szlachetnej Paczki. Wolontariusze zdążyli przygotować ofiarodawcom relacje na temat tego, jak odebrane zostały ich starania. - Zakończenie pracy i sprawozdań pozwoli zakończyć pracę, ale to dopiero jest ten moment, w którym możemy już na spokojnie przeżyć radość i satysfakcję z tego, że mogliśmy wziąć udział w takim dobrym i mądrym dziele. A potem pojawia się pustka - i czekamy na następną akcję i zastanawiamy się nad tym, jak będziemy działać w przyszłym roku, komu pomożemy - dodają wolontariusze.