Gość Bielsko-Żywiecki 51-52/2013
publikacja 19.12.2013 00:15
Jak przeżywać wigilijny czas czekania na Boga, tłumaczy i wspomina biskup nominat Roman Pindel
Modlitwa i opłatkowe życzenia są w Wigilię najważniejsze – przypomina bp nominat Roman Pindel
Alina Świeży-Sobel /GN
Alina Świeży-Sobel: Gdzie w tym roku przeżyje Ksiądz Biskup Wigilię?
Bp Roman Pindel: To bardzo ważny dzień: oczekiwanie na nadejście Bożego Narodzenia i nie ma na to lepszego miejsca niż dom rodzinny, w którym jest modlitwa, wspólne spożywanie posiłku, składanie sobie dobrych życzeń i oczekiwanie na Pasterkę. Zawsze starałem się w Wigilię być w domu rodzinnym i będę chciał ułożyć moje nowe obowiązki w Bielsku-Białej tak, by i tym razem usiąść do wieczerzy z mamą, z siostrą, szwagrem i siostrzeńcem, a także podzielić się opłatkiem z bratem i jego rodziną.
Jak zapamiętał Ksiądz Biskup ten dzień z czasów dzieciństwa?
– W moim rodzinnym domu przeżywanie Wigilii było bardzo tradycyjne. Oczywiście wiązało się z tym, co wynieśli ze swoich domów rodzice. Mama pochodzi z Barwałdu Średniego, a tata z Bugaja – przysiółka położonego w sąsiedztwie klasztoru w Kalwarii Zebrzydowskiej. Tato był mocno związany z klasztorem kalwaryjskim i tam, w kaplicy cudownego obrazu Matki Bożej, rodzice brali ślub. Potem mieszkali w Wadowicach, niedaleko klasztoru karmelitów bosych, ze mną, moim bratem i siostrą. Wigilię przeżywaliśmy, zachowując post, a wieczerzę zaczynaliśmy od modlitwy za żyjących i zmarłych krewnych. Czytaliśmy fragment o Bożym Narodzeniu z Pisma Świętego i modlitwy, zazwyczaj z dołączonych tekstów w kościelnych gazetach. Najczęściej ja czytałem – jako najstarszy z rodzeństwa i ministrant. Teraz czyta siostrzeniec. Modlitwa była najważniejsza. Potem były życzenia: bardzo różne, bo uwzględniały to, co w danym czasie każdy przeżywał w swoim życiu.
A co z wigilijną kolacją?
Oczywiście jedliśmy, ale nie zwracało się nigdy uwagi na to, żeby była jakaś konkretna liczba potraw. I nie pamiętam, żeby było ich jakoś specjalnie dużo: barszcz z uszkami, ryba, kompot z suszonych owoców. Niezbyt wiele uwagi zajmowało też, czy i co znajdowało się pod choinką. Zwykle były to drobiazgi, które nie przesłaniały tego właściwego sensu wigilijnego wieczoru. Za to piękno Pasterki pamiętam od dzieciństwa. Obowiązkowo byli na niej wszyscy ministranci i nikt nawet nie myślał o spaniu tej nocy. To było oczywiste, że po wieczerzy można pośpiewać kolędy, a potem trzeba koniecznie iść na Pasterkę. Mocno wryła mi się w pamięć Wigilia w połowie lat 90., kiedy tata był ciężko chory. Zasiadaliśmy do tej wieczerzy zasmuceni, a 3 stycznia tata zmarł…
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.