"Latający" region

Ks. Jacek M. Pędziwiatr

Coraz wyżej - Podbeskidzie!

"Latający" region

I wcale nie mam na myśli drużyny piłkarskiej z Bielska-Białej - niestety - która w ekstraklasie gra, ładnie powiedziawszy, rolę ariegardy. Tym terminem określano niegdyś straż tylną, osłaniającą tyły maszerujących wojsk. Ariegarda pełniła szczególną rolę w czasie odwrotu, gdy uciekającym w popłochu wojskom nieprzyjaciel deptał po piętach. Podbeskidzie domyka peleton polskiej piłki, który - jako żywo - bardziej podobny jest, co do tempa i nastrojów - do konduktu pogrzebowego, aniżeli przypomina umundurowaną defiladę w rytm zwycięskich werbli.

Ale są dziedziny sportu, w których Podbeskidzie idzie wyżej. Najpierw - nasz mistrz wiatru w skrzydłach - Sebastian Kawa. Wyruszył na szybowcowy podbój Himalajów w tym samym dniu, kiedy ks. prof. Roman Pindel otrzymał papieską nominację na biskupa bielsko-żywieckiego. Onegdaj Wanda Rutkiewicz zdobyła Najwyższy szczyt świata w tym samym dniu, kiedy kardynał Wojtyła został wybrany na Stolicę Piotrową. Jan Paweł II śmiał się później podczas audiencji z himalaistką, że oboje tego samego dnia stanęli na najwyższym szczycie. Teraz trochę podobnie: pilot Kawa i ksiądz profesor Pindel wyruszyli w trudną drogę w tym samym czasie.

Sebastian jest już w Nepalu. A samolot wciąż jeszcze czeka na cle w Kalkucie.
- Żeby zacząć latać, trzeba najpierw zedrzeć buty - piszą przyjaciele na jego stronie internetowej. I choć idzie tylko o morze formalności, które trzeba pokonać, by uzyskać pozwolenie na lot nad Koroną Świata, bardzo mi się to zdanie podoba, tak bardzo, że daję je szanownym Czytelnikom do przemyślenia.

Jest i drugi powód do radości: Krzyś Biegun. Pochodzi z Gilowic, jak mistrz pięści Tomasz Adamek. Poleciał podczas Pucharu świata w skokach narciarskich i wysoko, i daleko. A podskakiwania uczył się w parafialnym klubie sportowym „Olimpijczyk”. Młodzi gilowiczanie praktykują na własnych skoczniach: K-14 i K-20. Krzysiek dzierży rekord tej większej: 24,5 metra. To nie są powalające wyniki - ktoś powie. Ale właśnie na takich obiektach i z takimi wynikami zaczynają mistrzowie. Poza tym proszę spróbować skoczyć choćby połowę tego, to będziemy mieli o czym dyskutować.
Tak więc: Podbeskidzie - coraz wyżej!

Czy zastanawialiście się Państwo kiedyś nad taką dziwną prawidłowością, że największe sukcesy, czyli najwyższe (i najdłuższe) loty osiągamy w tych dyscyplinach, z którymi wiążą się najmniejsze pieniądze? Czy zatem ze sportem nie jest trochę tak, jak z Ewangelią: że najlepsze efekty przynoszą najuboższe środki? Coś w tym musi być...