Sto lat dla mamy - z Maroka też!

Urszula Rogólska

publikacja 12.11.2013 12:37

Bardzo liczna rodzina pani Stefani Penkali z Andrychowa z jej synem Władysławem - misjonarzem w Maroku, świętowała 11 listopada jej setne urodziny!

Sto lat dla mamy - z Maroka też! W środku - pani Stefania Penkala. Z lewej - Agata, opiekująca sienią wnuczka Urszula Rogólska /GN

Gości przybyło tak wielu, że podczas Mszy św. sprawowanej w mieszkaniu Jubilatki - na czwartym piętrze andrychowskiego bloku - stali nawet na schodach klatki schodowej!

Wśród przybyłych nie mogło zabraknąć ks. Władysława - misjonarza ze Stowarzyszenia Misji Afrykańskich. Od dwunastu lat ojciec pracuje w Maroku, a na kontynencie afrykańskim - od 1981. Podczas urodzin mamy, w jej mieszkaniu, ks. Władysław koncelebrował Mszę św. razem z prowincjałem zgromadzenia - ks. Andrzejem Grychem.

- Jeszcze dziesięć lat temu babcia wędrowała z nami pieszo do Morskiego Oka i za nic w świecie nie chciała się zgodzić na to, żeby zabrał ją wóz - mówi Agata Brońka - wnuczka pani Stefanii, córka Józefa, najstarszego z trzech synów Jubilatki. To ona na co dzień opiekuje się babcią. - Kiedy parę lat temu nie mogła iść z nami na Leskowiec - po raz pierwszy od dziesięcioleci, stała w oknie i płakała... Cały czas też zajmowała się kwiatami na działce. Zawsze była bardzo ruchliwa, miała doskonałą kondycję - może to dlatego, że mieszka na czwartym piętrze? Z moją mamą byłam 23 lata. Z babcią mogę być od lat 46. Mieszkałam tutaj, bo kiedy dziadkowie zamieszkali w Andrychowie, babcia od razu zarezerwowała trzy mieszkania w pionie - jedno dla syna Józefa, drugie dla Franciszka i ich rodzin, a w trzecim zamieszkali razem z najmłodszym - Władysławem. Wyprowadziłam się do Bierunia, ale to tutaj spędzam najwięcej czasu - z babcią. Póki życia starczy będę się babcią opiekować.

Pani Stefania urodziła się w Choczni koło Wadowic sto lat temu - pięć przed odzyskaniem przez Polskę niepodległości - 11 listopada. - Było ich trzynaścioro. Oni się bardzo kochali - opowiada pani Agata. - Dziś, tamten czas, to dla babci temat numer jeden. Bardzo często wraca w rozmowach do tego domu, do rodzinnego ciepła. Tam nie ma słów: mama, tata. Tam jest zawsze: mamusia, tatuś...

Dużo się modlić. Cały czas

Z Choczni pani Stefania została wywieziona na roboty do Niemiec. Tam poznała swojego przyszłego męża - Franciszka, który  mieszkał w Wieprzu, a jego korzenie sięgały Rzyk koło Andrychowa. Daleko, na ziemi niemieckiej spotkali się sąsiedzi...

Po wojnie zamieszkali na ziemiach odzyskanych, w Dobrzeniu. Tam urodzili się ich synowie. Kiedy Józef z rodziną zdecydował się wrócić w rodzinne strony rodziców, wkrótce, w 1966 r. ściągnął tu z powrotem całą rodzinę. Miała się urodzić Agata - najstarsza wnuczka. Babcia chętnie wróciła by pomóc synowej.

11 listopada życzenia dla Pani Stefanii przychodziły z wielu stron - także od jej sióstr 90-letniej Dominiki i 88-letniej Stanisławy. Życzenia przywiozły ich córki - Elżbieta Setman i Maria Góra.

Pani Stefania pozostaje osobą bardzo pogodną. Choć pamięć płata już figle, wciąż ma ze wszystkimi znakomity kontakt - uważnie słucha, opowiada, interesuje się życiem swoich najbliższych. Jej recepta na dobre życie, to jak sama mówi: - Żyć z Bogiem, uczciwie i dużo się modlić. Dużo. Cały czas.

A czego życzy sobie sama stulatka w dniu urodzin? - Coraz bardziej tęsknię za moimi, którzy już umarli i modlę się, żeby Pan Bóg pozwolił mi już pójść do nich. Ale to Jego wola jest najważniejsza - mówi.

Ona zawsze się będzie za ciebie modlić

Różańce i Koronka to zajęcia, których pani Stefania nie odpuszcza żadnego dnia.

Jej najbliżsi wspominają, że kiedy ks. Władysław, jej syn spotkał się z Ojcem Świętym Janem Pawłem II niedługo po święceniach i przed wyjazdem na misje na Wybrzeże Kości Słoniowej, dostał dwa różańce. "A ten drugi to dla kogo?" miał spytać młody ksiądz. "Dla mamy, bo ona zawsze się będzie za ciebie modlić, gdziekolwiek będziesz" - miał mu powiedzieć Ojciec Święty.

Modlitwa jeszcze bardziej wypełniała każdy dzień pani Stefanii, od czasu wyjazdu syna na misje w 1981 r. - najpierw na WKS, potem do Republiki Środkowej Afryki, a od 12 lat - do Maroka.

Ks. Władysław mówi, że to dzięki rodzicom jest tym, kim jest: - Wygląd mam po ojcu, ale charakter po mamie. Jest uparta, wierna, nigdy się jej nie nudzi, zawsze ma coś do zrobienia. Pamiętam, że rodzice zawsze w domu śpiewali Godzinki, Gorzkie Żale. W takiej atmosferze się wychowywaliśmy. Z powołaniem jest jak z roślinką - jeśli się ją posadzi i nie dba o nią, to się wykrzywi albo zginie. Mama potrafiła rozmiłować nasze serca w Panu Bogu. I to mi zostało do dziś....

O jubileuszu Pani Stefanii- także w papierowym Gościu nr 47, a o pracy misyjnej ks. Władysława - już wkrótce.