46 godzin Biegu Husarskiego

Ks. Jacek M. Pędziwiatr

publikacja 12.09.2013 12:41

Sportowcy w ciągu 46 godzin pokonali dystans z Będzina do Wiednia. Tutaj trzech z nich wystartowało jeszcze w trzykilometrowym biegu Jana III Sobieskiego, zajmując 3., 4. i 5. miejsce. Na zakończenie sztafety biegacze wzięli udział we Mszy św., której na Kahlenbergu przewodniczył bp Józef Zawitkowski z Łowicza.

Biegacze z "prawdziwym" husarzem na Kahlenbergu Biegacze z "prawdziwym" husarzem na Kahlenbergu
jmp

U Piekarskiej Panienki
Bieg Husarski zorganizowało Stowarzyszenie Igrzyska Polonijne z Austrii oraz Gmina Szczyrk. Patronat nad imprezą objęli księża biskupi: Tadeusz Rakoczy, Wiktor Skworc i Grzegorz Kaszak.

Zawodnicy wystartowali na znak dany wystrzałem z zabytkowej rusznicy w samo południe w piątek 6. września z zamku w Będzinie. Przez Park Tradycji w Siemianowicach przybiegli do Piekar Śląskich. W kościele, w którym modlił się idący z odsieczą Wiedniowi król Jan III Sobieski uczestniczyli we Mszy św.

Zakończyła ją ceremonia poświęcenia okolicznościowych koszulek oraz skrzydeł husarskich, które sportowcy zakładali podczas biegu. Sztafeta wbiegła także na pobliski Kopiec Wyzwolenia.

W Tarnowskich Górach, które natenczas przeżywały doroczne „Gwarki”, w Zbrosławicach i w Gliwicach biegaczy witali mieszkańcy i samorządowcy. Do sztafety dołączali się także biegacze z miejscowych klubów. Późnym wieczorem sztafeta wbiegła do Czech, zaś po upływie kolejnej doby - do Austrii.
 

Dwa rowery i biegacz
Biegacze podzielili się na cztery grupy: dwu- i trzyosobowe. „Trójka” składała się z dwóch rowerzystów i biegacza. Po przebyciu dziesięciu kilometrów biegacz zamieniał się z jednym z rowerzystów, podobnie, po kolejnych dziesięciu kilometrach.

30 kilometrów od miejsca startu, w autokarze czekali na biegaczy zmiennicy. Ci, którzy ukończyli swój trzydziestokilometrowy odcinek mieli 4-5 godzin na odpoczynek, urywany sen i posiłek. Każdy z biegaczy miał do dyspozycji jeden rząd foteli w towarzyszącym biegowi autokarze, którego luki bagażowe pełniły rolę spiżarki, lodówki, kuchni, łazienki i garażu dla rowerów.

Sportowcy przyznają zgodnie, że dystans, jaki mieli do przebiegnięcia, nie był najcięższym wyzwaniem. O wiele trudniejsza do pokonania była senność, konieczność zerwania się do biegu w środku nocy, zmaganie z upałem w ciągu dnia i z chłodem po zmierzchu.

Zgranie ekipy, koleżeńska atmosfera a także podniosły cel wyprawy dodawały hartu i przyczyniły się do bezpiecznego uwieńczenia sztafety sukcesem.
 

Polonijne święto
Ostatnie kilometry biegu sportowcy przebiegli razem. W czerwonych koszulkach z białym orłem, ze skrzydłami husarskimi na plecach, zwartą grupą wbiegli na podwiedeńskie wzgórze, na które tymczasem przybyły już tysięczne rzecze Polaków mieszkających w Austrii i rodaków z kraju.

Uroczystej sumie odpustowej przewodniczył emerytowany biskup pomocniczy diecezji łowickiej Józef Zawitkowski. Przy ołtarzu stanęli z nim nie tylko biegacze. ale także uczestnicy marszu, którzy pieszo przyszli na Kahlenberg z Krakowa, husarze w autentycznych, czterdziestokilogramowych zbrojach, członkowie grup rekonstrukcyjnych w strojach historycznych, mali górale i krakowiacy.

Wspólnie modlili się polscy i austriaccy parlamentarzyści, wojskowi i dyplomaci. Obchody 330. rocznicy Wiktorii Wiedeńskiej były również okazją do dziękczynienia za tegoroczne plony.

Po Mszy św. uczestnicy święta mogli skosztować tradycyjnych potraw polskich i zakupić miód, pieczywo, nabiał, wędliny, warzywa i owoce.