"Mesjasz przyszedł", siostro

Urszula Rogólska

publikacja 08.06.2013 22:56

Zbigniew Zuber: Siostry wiedzą, że zawsze mogą na mnie liczyć.

Zbigniew Zuber z Hałcnowa Zbigniew Zuber z Hałcnowa
Hałcnowianom siostry kojarzą się też z ich stałą pracą dla parafii i sanktuarium Matki Bożej Bolesnej
Urszula Rogólska /GN

Siostry w Hałcnowie pamiętam „od zawsze”, a takie nasze bliższe relacje zaczęły się w latach 70., kiedy jedna z sióstr, Ignacja, uczyła mnie religii w salce. Siostra Ignacja jest chyba pamiętana przez większość hałcnowian z obecnego średniego i starszego pokolenia. Potem grała na organach w kościele. Do dziś pozostają niezapomniane „dialogi” z księdzem proboszczem Władysławem Gorylem. Ksiądz proboszcz od ołtarza do mikrofonu mówił s. Ignacji, co ma grać. I tak wychodziło: „Mesjasz przyszedł”, siostro. „Być bliżej Ciebie chcę”, siostro. „Idźmy, tulmy się jak dziatki”, siostro.

Pamiętam też, że zawsze jedna z sióstr była w zakrystii. Było dwóch księży, więc siostra zawsze chodziła też „po składce”. Wtedy były w obiegu tylko banknoty i koszyk szybko się napełniał. Pod chórem była wymiana koszyków - lektor czy ministrant szedł na zewnątrz kościoła, wchodził, stał pod chórem z pustym koszykiem. I siostra przechwytywała ten pusty koszyk i dawała mu pełny, a sama robiła „drugą rundę”.

Pamiętam szczególnie też trzy siostry: Aurelię, Woisławę i Mariettę. Razem z nami, oazą młodzieżową, przygotowywały grób Pański, ciemnicę, stajenkę. Dużo pracy i pomysłów dźwigały na własnych barkach... Siostry chodziły też z nami na Sylwestrową Mszę św. na Hrobaczej Łące.

Poza tym, że siostry prowadziły ochronkę, miały także gospodarstwo rolne - pole, krowy, świnie. Pracą kierowała s. Kolumba. Ciężko wszystkie pracowały, nieraz siano zwoziły same „zaprzęgnięte” w wóz... Na przełomie lat 80. i 90. udało się im kupić ciągnik ogrodowy. Pomogłem im go przywieźć. Problemem było to, że nie miał skrętnej przedniej osi - łamał się tak, jakby w połowie. Siostrom ciężko było nim jeździć. A prawo jazdy miała tylko s. Mateusza. „Zmotoryzowana” była też s. Woisława - przez kilka lat była przełożoną. Na rowerze jeździła po Hałcnowie, m.in. do kółka rolniczego albo do jednej z dwóch piekarni i wracała z siatkami pełnymi pieczywa. Potem została przeniesiona do Oświęcimia, gdzie posługiwała w kuchni dla ponad 300 ubogich.

Zawsze też mogliśmy liczyć na gościnność Sióstr, gdy wspólnie z moim śp. Tatą Stefanem organizowaliśmy letni wypoczynek dla dzieci z polskich parafii na Ukrainie. Na terenie ich klasztoru był czas na chwilę modlitwy, czas wesołej zabawy i śpiewu przy ognisku.

Kilka razy Siostry aktywnie włączały się w Dni Sportu i Rekreacji, które organizował Tata jak prezes Parafialno-Uczniowskiego Klubu Sportowego „Beskidy” Hałcnów, wystawiając np. drużynę do rozgrywek siatkówki

Do dziś mam cały czas kontakt z siostrami - kiedy mają jakiś problem, techniczny czy z komputerem, wiedzą, że zawsze mogą na mnie liczyć.

Obydwaj synowie mojej siostry chodzili do przedszkola sióstr. Wtedy też zdarzało mi się ich odprowadzać - słyszało się o codzienności przedszkola. Nieraz siostry prosiły o pomoc w przygotowaniu dekoracji na przedstawienia itp. pracach. I zawsze, oczywiście, nie ma problemu. Dla kogoś takiego jak nasze siostry - zawsze!