Ostatni redaktor

Wojciech Grajewski

|

Gość Bielsko-Żywiecki 05/2013

publikacja 31.01.2013 00:00

Cieszyn–Brenna. W związku z 150. rocznicą urodzin ks. Józefa Londzina wielokrotnie wspominaliśmy postać tego wybitnego kapłana i długoletniego redaktora „Gwiazdki Cieszyńskiej”. Na przypomnienie zasługuje także postać Karola Ferdynanda Sabatha, który aż do wybuchu II wojny światowej kontynuował to dzieło. Niedawno minęła 70. rocznica jego męczeńskiej śmierci w niemieckim obozie koncentracyjnym.

Karol Ferdynand Sabath urodził się 7 lutego 1902 r. w Gutach, na dzisiejszym Zaolziu w rodzinie Stanisława – arcyksiążęcego gajowego. Wychował się jednak w Brennej, u stóp Błatniej, gdzie wkrótce przeniesiono ojca. Tam Karol, odznaczający się wybitnymi talentami, ukończył dwuklasową szkołę ludową. Była to jedyna szkoła, do jakiej uczęszczał. Cały dalszy rozwój i karierę zawdzięczał wyłącznie samokształceniu. Karol F. Sabath wywodził się z rodziny o prawdziwie austro-węgierskich korzeniach. Dziadek, po którym odziedziczył nazwisko, był rodowitym Węgrem, zaś rodzina matki pochodziła z Wiednia. Chociaż w domu Karola posługiwano się najczęściej językiem niemieckim, dorastający chłopiec pod wpływem braci i przyjaciół stał się gorliwym polskim patriotą. Podkreślał później nawet w listach do narzeczonej, że najważniejsza dlań była służba „Bogu i Ojczyźnie”. Jako siedemnastoletni młodzieniec został sekretarzem Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży Męskiej. Mocno zaangażował się w pracę społeczną, z czasem stając się spiritus movens postępu i kultury w górskiej miejscowości. Miał udział m.in. w powstaniu Domu Katolicko-Ludowego w Brennej, wybudowanego staraniem młodzieży z ofiar zebranych wśród ludności. Uroczystość jego otwarcia odbyła się 19 sierpnia 1923 roku, gromadząc kilkuset uczestników, m.in.: trzech posłów na Sejm Rzeczypospolitej oraz cztery orkiestry i czternaście pocztów sztandarowych Katolickich Stowarzyszeń Młodzieży! W święcie tym brał również udział ks. Józef Londzin, niebawem mianowany członkiem honorowym miejscowego oddziału KSMM, a później – patronem poświęconego przez siebie domu kultury.

Następca Stalmacha i Londzina

To dzięki społecznemu zaangażowaniu Karol Sabath poznał środowisko cieszyńskich działaczy katolickich, w tym ks. Józefa Londzina, właściciela i redaktora „Gwiazdki Cieszyńskiej”. Dokładnie tak, jak 40 lat wcześniej, gdy zaawansowany już w latach Paweł Stalmach, założyciel i pierwszy redaktor „Gwiazdki Cieszyńskiej”, przygarnął pochodzącego z Zabrzega 17-letniego Józefa Londzina, tak teraz ks. Londzin sięgnął po pomoc młodego Sabatha. Doświadczony kapłan docenił umiejętności i zaangażowanie młodzieńca i sprowadził go do Cieszyna. Dwudziestoletni Karol Sabath miał pełnić funkcję asystenta kapłana, który łączył pracę duszpasterską z karierą polityczną posła na Sejm Rzeczypospolitej, a później – senatora i burmistrza Cieszyna. Sabath, mianowany administratorem redakcji „Gwiazdki Cieszyńskiej”, z czasem stał się najbliższym współpracownikiem starzejącego się księdza redaktora i prawdziwą podporą wydawanej przez niego gazety. Gdy w 1929 roku, po śmierci ks. Józefa Londzina, na mocy jego testamentu właścicielem „Gwiazdki Cieszyńskiej” stało się Dziedzictwo bł. Jana Sarkandra, Karol objął funkcję administratora majątku Dziedzictwa i redaktora gazety. Trwający od 1938 r. intensywny rozwój „Gwiazdki” i Dziedzictwa został brutalnie przerwany z chwilą rozpoczęcia II wojny światowej. Gdy do Cieszyna wkroczyły oddziały Wehrmachtu, zdołano wydrukować jeszcze bieżący, lecz już zdezaktualizowany numer „Gwiazdki Cieszyńskiej”. Niebawem redakcja została zamknięta. Karolowi Sabathowi przypadł tym samym gorzki zaszczyt sprawowania funkcji ostatniego redaktora pisma.

Ocalić skarby

Niemcy, niemal od samego momentu wkroczenia na ziemie polskie, z właściwą sobie dokładnością niszczyli wszelkie ślady polskości, w tym także skarby kultury – biblioteki oraz zbiory archiwalne. Karol Sabath był jedną z osób, które podjęły się ratowania zagrożonego dziedzictwa. Z narażeniem życia starał się zabezpieczyć najcenniejsze materiały ze zbiorów redakcyjnego archiwum oraz znajdujących się pod opieką Dziedzictwa bibliotek. Ukradkiem wynosił z opieczętowanych przez Niemców lokali cenne dokumenty i druki, ukrywając je u różnych osób. W ten sposób wydostał m.in. zabytkowe roczniki „Gwiazdki Cieszyńskiej”, które z pomocą przyjaciół z Brennej: Józefa Herzyka i Franiszka Gielaty, próbował umieścić w rodzinnej wiosce. Niestety, pierwszy z kurierów został po drodze zatrzymany – przewożone przez niego materiały przepadły, a sprawą zainteresowało się gestapo. Szczęśliwie dla Sabatha i Herzyka sprawę udało się załagodzić i niebawem odzyskali oni wolność. W efekcie podjętej akcji, mimo dekonspiracji, ocalono przynajmniej część bezcennych roczników „Gwiazdki”, które przywiezione do Brennej przez Gielatę, pozostawały w ukryciu przez niemal 70 lat.

Bez odwrotu

W czasie wojny, pozbawiony pracy redaktor zatrudnił się w hucie w Trzyńcu, by utrzymać żonę i pięcioro dzieci. Karol Sabath, stanowczo odmawiający podpisania volkslisty, a przy tym zaangażowany w działalność konspiracyjną, nie mógł jednak zbyt długo liczyć na pobłażliwość okupanta. Został aresztowany po raz drugi w październiku 1941 r. Tym razem go już nie wypuszczono. Więziony był kolejno w Cieszynie, Zwickau, Bytomiu, Sosnowcu i Rawiczu. Oskarżony o zdradę stanu został skazany na siedem lat ciężkiego więzienia i skierowany do obozu w Mauthausen-Gusen. Po wyroku Karol nie tracił nadziei i wierzył, że wróci w rodzinne strony i zobaczy swoich najbliższych, pisał do nich: „Cała przyszłość leży w rękach Boga. Tylko Bóg wie, kiedy i jak się zobaczymy. Módlcie się i ufajcie Bogu.” Karolowi Sabathowi nie było jednak dane opuścić Mauthausen, w którym znalazł bohaterską, lecz okrutną śmierć. Gdy wstawił się za katowanym współwięźniem, silne uderzanie strażnika zmiażdżyło kości jego szczęki, co stało się przyczyną śmierci głodowej, która nastąpiła po kilku dniach niewyobrażalnych cierpień. Zmarł 23 grudnia 1942 r., w przeddzień Wigilii. Karol F. Sabath całym swoim życiem realizował testament, który pozostawił po sobie ks. Józef Londzin, do końca dochowując wierności swym młodzieńczym ideałom – miłości ojczyzny i pracy dla niej. W 1929 roku, z okazji jubileuszu 10-lecia KSMM w Brennej, pisał: „Wielkim darem, jaki odebrałem od Stowarzyszenia, [jest] to przeświadczenie, że człowiek żyje nie tylko dla siebie Pracować [należy] wytrwale, dążyć niezłomnie do raz wytkniętego celu, umieć w razie potrzeby ponieść każdą ofiarę (…). Żyć dla Ojczyzny”.•

Książki, Polska i Ewa

Helena Wróblewska ze Skoczowa, córka Karola Sabatha – Miałam trzynaście lat, kiedy ojca aresztowali Niemcy. Dobrze pamiętałam, jaki był, jak wyglądało przedtem nasze życie, ale moi czterej bracia już niewiele potrafili sobie przypomnieć i często musiałam im o nim opowiadać. Lubił książki i bardzo dużo czytał. Cała jego ogromna wiedza z tego właśnie pochodziła. Ówczesny dyrektor drukarni Dziedzictwa bł. Jana Sarkandra Franciszek Hess-Halski w swoich wspomnieniach nazywał tatusia chodzącą encyklopedią. Wiem, że często odwiedzali go profesorowie z pobliskiego gimnazjum, szukając rozwiązań rozmaitych problemów, naukowych zagadnień. Nie ukończył żadnej wyższej uczelni, a potrafił nie tylko pracować jako redaktor i pisać artykuły, ale był też korektorem wydawanych przez Dziedzictwo książek. Był świetnie zorganizowany i dużo pracował, także w domu, znajdował jednak czas, by bawić się z nami, kochał nas bardzo. Często zabierał całą rodzinę na spacer. Mama koniecznie musiała wtedy zakładać cieszyński strój ludowy i szliśmy, trzymając się za ręce, rozmawialiśmy. Uczył nas patriotyzmu. Polska była dla niego najważniejsza. W listach po aresztowaniu pisał, że bardzo chce wrócić do domu, ale wciąż odmawiał podpisania volkslisty. Robił to nienaganną niemczyzną, co na pewno drażniło jego prześladowców. Sądzono go w Bytomiu razem z grupą innych więźniów. Tamci podpisali volkslistę i odzyskali wolność. Tylko on został skazany. Przepraszał mamę i mówił, że nie może inaczej. Kiedy na początku 1943 roku z Mauthausen-Gusen przyszła urzędowa informacja o śmierci ojca, mama ciężko zachorowała. Ale nie poddała się, po leczeniu wróciła do nas i długo nie rozwiewała naszych nadziei, że może jednak tata wróci. A my dorastaliśmy. W naszych codziennych rozmowach pojawiało się pytanie: „A co by tatuś powiedział na to, jak on by się zachował…”.

Wspomnienia notowała Alina Świeży-Sobel

Zostały tylko listy

Beata Sabath, wnuczka Ewy i Karola – Po tragicznej śmierci dziadka w obozie koncentracyjnym nie przesłano babci niczego oprócz zawiadomienia o zgonie. Rodzinie pozostały więc po nim jedynie listy, które pisał najpierw do swojej narzeczonej, a później żony, Ewy Heller z Brennej. Wysyłał je z Cieszyna do Końskiej niedaleko Trzyńca, bo tam na jego prośbę przyszła małżonka zdobywała wiedzę w Szkole Gospodyń Wiejskich, a on ponosił koszty jej nauki. W jednym z listów wyjaśniał jej, jak ważne jest dla niego, by jego ukochana była światłą, religijną kobietą, dumną ze swojej wiary, rodziny i pochodzenia; chwalił jej postępy w nauce i pięknymi, rozmiłowanymi słowami zapewniał o swoim uczuciu. Listy Karola Sabatha to dla nas najcenniejszy skarb, świadczący o tym, jakim był dobrym, mądrym i wspaniałym człowiekiem.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.