Położna kościołów

Ks. Jacek M. Pędziwiatr

Czym bronić wiary: miodem czy octem?

Położna kościołów

Profesor na egzaminie:
- Co to jest ten wiatr.
- To ruch powietrza - odpowiedział student-bystrzak.
- Ale w czym? - drążył temat profesor.
- Jak to „w czym”? - zdziwił się student.
- No, wiatr, to ruch powietrza w...
Student bezradnie wzruszył ramionami.
- W przestrzeni? W atmosferze? W miejscu i czasie? - spróbował zgadnąć.
- ...w określonym kierunku! - rzucił profesor.

Stając przed niejednym z bielskich kościołów, wyrosłych w ciągu ostatnich trzydziestu lat można postawić pytanie:
- Kto je zbudował?
- Opatrzność Boża - odpowiedzą pobożni.
- Tak. Ale dzięki komu?
- Dzięki ofiarodawcom, robotnikom, inżynierom, architektom, księdzu proboszczowi...?
- Też, ale przede wszystkim dzięki pani Jasi.
Pani Jasia na przełomie lat 70. i 80. pracowała w miejskiej komórce do spraw gospodarki przestrzennej. Na nowo powstających osiedlach nie przewidywano miejsca na kościoły - do chwili, gdy pani Jasia nie wzięła sprawy w swoje ręce. Miała jakiś szczególny dar od Pana Boga, porównywalny z umiejętnością prowadzenia samochodu z tylnego siedzenia. Po cichutku, czekając odpowiedniej chwili, bez skarg, żalów, protestów, ale rozwagą, taktem, uśmiechem, kulturą potrafiła przebić się przez najtwardszą skorupę okalającą skostniałą warstwą tęgie komunistyczne łby ówczesnych decydentów. To dzięki niej powstały kolejne kościoły.

Pani Jasia umarła - choć miała swoje lata i choroby - to i tak zbyt nagle, za wcześnie. Razem z księdzem biskupem, tuzinem księży i kilkoma setkami bielszczan byłem na jej pogrzebie. Organista i skrzypek pięknie grali, ksiądz biskup przemawiał ze swadą, wyliczając jej zasługi. Pani Jasia była położną kościołów - dzięki niej narodziło się tyle pięknych świątyń.

"Więcej much złapiesz na łyżeczkę miodu, niż na beczkę octu" - przypomniałem sobie stare przysłowie, patrząc na trumnę pani Jasi. Szkoda, że dopiero teraz. Wysłałbym je jako życzenia noworoczne wszystkim, którzy dziś „pomagają” Kościołowi tak zażarcie, zaciekle, z takim pazurem broniąc Ewangelii, że miłość chrześcijańska wydaje się w ich przypadku mieć wielkość i pełnić funkcję co najwyżej ślepej kiszki. Poczekam z tym do następnych Świąt. A pani Jasia nie pozwoli mi o tym zapomnieć, tak jak przez całe lata nagabywała mnie przez telefon o kolejne konferencje, rekolekcje, dni skupienia dla bielskiego KIK-u i nie pozwoliła zapomnieć, po co jestem księdzem.