- To świętowanie jest dla nas wielką radością, bo tym razem wszyscy przyjechali do nas i zobaczyli, że jednak mamy trochę daleko niemal wszędzie. Cieszymy się, że przyjechał taki tłum i… że sypie śnieg, jest mróz. Inni mogą zobaczyć, że to prawda, że u nas to normalne aż do maja. Bo czasem niektórzy się dziwią, co my za historie opowiadamy - mówili Anna i Bartłomiej Bielscy z Domowego Kościoła, w dniu wspólnoty, który odbył się 11 marca w ich Koniakowie.
Diakonia, służba to odpowiedzialna miłość. Tej rzeczywistości towarzyszy nieustanna walka duchowa - chodzi o to, by nie dać sobie wyrwać wiary w miłość Boga do mnie.
W Domowym Kościele takich pól dla diakonii jest wiele: to najpierw małżeństwo, rodzina, potem diakonia w kręgach, obejmująca także post i modlitwę, a dalej - diakonie specjalistyczne. - Życzę, by ten czas Wielkiego Postu, był czasem walki z tym, co wam wiarę w miłość Boga odbiera. Popatrzmy w serce, gdzie tę miłość gubimy - podsumował moderator.
Po konferencji małżeństwa rozważały słowo Boże podczas Namiotu Spotkania przed Najświętszym Sakramentem, a następnie uczestniczyły w Drodze Krzyżowej, do której rozważania napisali członkowie wspólnoty. Poruszały refleksje, w które wpleciono raniące sytuacje, zdarzające się niemal każdemu małżeństwu czy rodzinie.
Zwieńczeniem spotkania w kościele była Msza św. sprawowana przez bardzo licznie przybyłych duszpasterzy Domowego Kościoła z całej diecezji.
Homilię wygłosił ks. Jakub Studziński. Odwołując się do przypowieści o Synu Marnotrawnym, wskazał na trzech jej bohaterów i trzy postawy, które obrazują także ludzkie podejście do służby - diakonii.
Jadwiga i Ryszard Borowcowie - diecezjalna para Domowego Kościoła.Młodszy syn jest jak dorastające dziecko. Przychodzi od domu, żeby zjeść, wyprać ubrania, zjeść, wykąpać się i ucieka. Nie interesuje go dom, nie włącza się do jego wspólnoty. - To jest taka postawa we wspólnocie, kiedy ktoś przychodzi, korzysta i nic więcej go nie interesuje. Bierze, ale za bardzo nie chce dawać od siebie - mówił ks. Studziński.
Drugi bardzo dobry syn pracuje, jest posłuszny. Nie tylko zjada i chce noclegu, ale włącza się we wspólnotę domu. - I to jest ten z nas, kto dla wspólnoty żyje dzień w dzień. Ale jest jeszcze coś - służy wspólnocie, jednak ma ciągłe pretensje: czemu inni nic nie robią, czemu ci u góry tak rządzą beznadziejnie. Niby robi dużo, ale jest ciągle niezadowolony. Nie cieszy go, że posługuje w domu i jest za niego odpowiedzialny. Pracuje, ale wydaje się niewolnikiem tego domu - mówił ks. Jakub.
I trzecia postawa - ojca. Codziennie pracuje, choć pewnie jest zmęczony życiem. Niejedno już widział we wspólnocie, ale się nie poddaje. Ma nadzieję, że radosna, pokorna praca może budować dom i wspólnotę. Czeka na tych, którzy uciekają, którzy chcą tylko brać. Znosi tego smutnego syna, licząc, że ten dojrzeje. - To jest idealna postawa ojca - podkreślił ks. Studziński, zapraszając do służby w swoim domu i we wspólnocie. - Nie mamy tego robić sami. Mamy szukać współpracowników. Przykre jest, jeśli zostajemy sami - jako animatorzy, bez wsparcia księdza, reszty kręgu. Ojciec szuka współpracowników, który razem z nim będą ten dom rozwijali - zaznaczył.
Małgorzata i Józef Juroszkowie - małżonkowie odpowiedzialni za Domowy Kościół w rejonie Trójwieś.Jednocześnie przywołał słowa z Hymnu o miłości: "Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce". - Wspólnota i formacja prowadzą nas do dojrzałości - podkreślił, mówiąc o kolejnych etapach, jakie towarzyszą byciu we wspólnocie.
Spotkanie zakończyła agapa, na którą gospodarze zaprosili do gospody "Pod Ochodzitą", gdzie gościny wszystkim użyczyli - i wspaniałym bigosem poczęstowali właściciel Krzysztof Bolik i jego współpracownicy.
- Myślę, że byliśmy tu świadkami cudownego rozmnożenia - pół żartem, pół serio mówią Jadwiga i Ryszard Borowcowie. - Naprawdę nie spodziewaliśmy się, że aż tyle osób przyjedzie do Koniakowa. Nastawiliśmy się na - góra - dwieście osób. I taką też liczbę osób podaliśmy panu Krzysztofowi. Tylko on wie, jak to się stało, że jednak wszyscy wyszli nakarmieni i napojeni. Bardzo mu za tę pomoc dziękujemy.
Małgorzata i Józef Juroszkowie, para rejonu trójwiejskiego, nie kryją radości z tego, że spotkanie odbyło się właśnie u nich. - Nasz rejon to osiem kręgów. Ludzie o mocnym charakterze i temperamentni. Ale zwarci i gotowi. Kiedy przychodzi wyzwanie: wszyscy się angażują w działanie. Widzimy, jak wielka jest moc wspólnoty. Jest to dla nas wielkie błogosławieństwo, że po raz pierwszy mogliśmy gościć naszą wielką wspólnotę - odczytujemy to jako łaskę Pana Boga - podkreślają, a jednocześnie mówią, jak sami, osobiście skorzystali ze spotkania.
- Bardzo dotykały mnie przemyślenia z Drogi Krzyżowej - słowa o naszych relacjach, zobowiązaniach. My wszyscy wiemy, że to są wyzwania dla nas. Ale wiemy też, że z krzyżem to nasza droga. Tam jest to miejsce, gdzie możemy spotkać Jezusa i zostawić nasze problemy - mówi Józef.
- Ten dzień skupiania odbieram też mocno jako rodzic - mamy trzy córki. Wszyscy w domu są ważni, o wszystkich trzeba się troszczyć, modlić, podchodzić z miłością rodzicielską do każdego dziecka - podkreśla Małgosia.
Anna i Bartłomiej Bielscy - członkowie Domowego Kościoła z Koniakowa.Ania i Bartłomiej Bielscy dodają, że i dla nich to był ważny czas. Od pięciu lat są w oazie rodzin, wcześniej byli we wspólnocie młodzieżowej. - Bardzo ważna i bardzo mocna była dla mnie konferencja - słowa o służbie i miłości. To jest temat, który biorę do serca - zaznacza Ania.
- Mnie zatrzymało kazanie - dodaje Bartek. - Usłyszałem znowu nowe spojrzenie na tę znaną przypowieść - w kontekście wspólnoty i diakonii.
Oboje dodają, że bycie w Domowym Kościele to dla nich istotny aspekt codziennego życia. - Mamy doświadczenie, że są inne małżeństwa, które także borykają się z różnymi trudnościami. Ale jesteśmy razem - jesteśmy dla siebie wsparciem. Mamy Pana Boga i mamy siebie nawzajem. To bardzo cenne.
Moderator rejonowy ks. Grzegorz Tomaszek zauważa, że i jego jako kapłana buduje wspólnota małżeństw.
- To także umocnienie mojej wiary. Widzę i spotykam się z ludźmi, którzy starają się iść drogą, którą nam zostawił Pan Jezus przez ks. Franciszka Blachnickiego. Oni pokazują mi, że dziś w świecie, w którym Pana Jezusa spycha się na margines, można żyć inaczej; że to przynosi dobre owoce, że ci ludzie się zmieniają na lepsze. Za każdym razem jestem zachwycony i zadziwiony. To mnie mobilizuje, żebym sam się zmieniał i stawał lepszym kapłanem…