Według starej beskidzkiej tradycji, zasiadając do wigilijnej wieczerzy, domownicy zaczynają od wspólnej modlitwy, w której wspomina się też bliskich zmarłych. U Jerzego Klistały z Bielska-Białej do najbliższej rodziny dołączają prawdziwe tłumy męczenników z czasu hitlerowskiej okupacji. Poświęcił im ponad 30 lat życia i 22 wydane o nich książki. – Ci ludzie, którzy niewinnie i zarazem bardzo okrutnie cierpieli, wciąż czekają, aby ktoś się nad nimi pochylił. Nie mogłem przejść obojętnie i pozwolić, by odeszli bezimiennie – tłumaczy krótko pan Jerzy.
Więźniowie z Beskidów
Wcześniej już pan Jerzy zajmował się losami ofiar okrutnej Kation Saybusch, w ramach której na Żywiecczyźnie wysiedlono kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców, aby zrobić miejsce dla Niemców przesiedlanych z Besarabii czy samych Niemiec.
Impulsem dla najnowszej 22. książki „Polenlagry. Niemieckie obozy internowania i pracy przymusowej dla Polaków w latach 1942–1945” stała się historia więźniów blisko trzydziestu mniejszych obozów na terenie Górnego Śląska i Opolszczyzny, w których więzieni byli Polacy z terenu Żywiecczyzny i Śląska Cieszyńskiego. Wysiedlone rodziny trafiały m.in. do Polenlagrów, które utworzono np. w Kochłowicach, Orzeszu, Katowicach-Ligocie, Boguminie, Czechowicach, Raciborzu, Pogrzebieniu, Chorzowie, Żorach, Rybniku.
– Zainspirował mnie Grzegorz Hałat z Kóz, który zapytał, czy wiem coś na temat Polenlagru nr 97 w Rybniku, z którego pochodzę. Zajmował się historią rodziny Zająców z Czernichowa, która tam przebywała. Wtedy przypomniałem sobie, jak w dzieciństwie razem z mamą poszedłem na spacer na wzgórze niedaleko domu dziadków. Tam stały dwa baraki ogrodzone drutem kolczastym i więzione tam były rodziny wysiedlonych z Kóz i Żywiecczyzny. Zdałem sobie sprawę, że tych ludzi widziałem. Perfidia hitlerowców polegała na tym, że dorosłych wysyłano do niewolniczej pracy nawet bez eskorty, bo w obozie pozostawały ich dzieci, więc bez nich żaden rodzic nie myślał o ucieczce – tłumaczy Jerzy Klistała.
Później w ręce wpadło mu opracowanie ks. dr. Jana Krawca na temat Polenlagru nr 82, który utworzono w salezjańskim ośrodku w Pogrzebieniu. Z czasem miejsce to hitlerowcy przekształcili w obóz dla dzieci. Historycy ustalili, że liczba więźniów była zmienna, uzależniona od aktualnie przeprowadzanych wysiedleń ludności polskiej i jednorazowo wynosiła w mniejszych obozach 200 osób, a w większych ok. 1200. W sumie w obozach dla Polaków w czasie II wojny światowej przebywało wiele tysięcy ludzi. Obozy te organizowano w skonfiskowanych przez Niemców budynkach fabrycznych, prywatnych, a także w obiektach religijnych.
– Warunki życia w Polenlagrach były bardzo surowe, a traktowanie – bezwzględne. Wielu uwięzionych straciło życie, wszyscy doznali cierpień. O ile jeszcze pamiętamy o pomordowanych w tych największych obozach, to o ofiarach Polenlagrów wspomina się znacznie rzadziej i są to bohaterowie, o których dziś mało kto pamięta. Tym bardziej poczułem się zobowiązany, by oddać im należną z naszej strony pamięć – dodaje autor.
Kiedy w 2010 r. katowicki oddział Instytutu Pamięci Narodowej umorzył śledztwo w sprawie tzw. Polenlagrów, prokurator Ewa Koj wskazywała na fakt, że w ciągu trwającego siedem lat śledztwa udokumentowano wiele przypadków znęcania się, śmiertelnych pobić czy egzekucji więźniów, jednak nie było możliwe wskazanie konkretnych sprawców tych zbrodni. Dlatego śledztwo zostało umorzone. Jednak zgromadzony w trakcie przesłuchań świadków materiał na temat Polenlagrów stanowił zachętę, by wiedzę w tym zakresie pogłębiać.
Jerzy Klistała dotarł do świadków i do zeznań, ustalając informacje o ofiarach. Wśród tych, których uwięziono w Polenlagrze w Lyskach koło Rybnika, byli m.in. Franciszek Hałas z Kęt, Julianna Jankowska z Przecieszyna, Karolina Kowalska z Czańca, Józef Wandzel z Zarzecza, Czesława Pieczonka z Tresnej i wielu innych. Są na tej liście starcy, dorośli w sile wieku, młodzież i maleńkie dzieci. Wielu nie przeżyło. – Powinniśmy o nich pamiętać… – nie ma wątpliwości pan Jerzy. Jego książkę można kupić w internetowym sklepie Agencji Wydawniczej CB w Warszawie.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się