W Hałcnowie tak po prostu jest. Od zawsze. Przychodzi kryzysowa sytuacja, ktoś potrzebuje wsparcia - błyskawicznie zbiera się ekipa, która podejmuje wyzwanie chwili. Nie inaczej było na wieść o wojnie w Ukrainie. Miejscem, które zebrało wszystkich pomagających i gości, stał się dom parafialny.
Jest środowy wieczór. W domu parafialnym Hałcnowie drzwi się prawie nie zamykają. O 18 największa sala wypełnia się niemal setką gośćmi z Ukrainy - a to tylko część osób, które w domach tutejszych mieszkańców znalazły schronienie. Dla najmłodszych jest już przygotowane pomieszczenie do zabawy.
Niektórzy wchodzą nieśmiało. Tak niedawno byli tam, gdzie trwa wojna. Tu są bezpieczni, wśród rodaków z wielu rejonów swojej ojczyzny. Jest gorąca herbata, kawa, wypieki hałcnowskich gospodyń. I są oni: hałcnowska ekipa do zadań specjalnych, która powstała błyskawicznie i spontanicznie.
***
Na wieść o napaści Rosji na Ukrainę, nikt z nich nawet przez chwilę nie miał wątpliwości, co należy robić: Anita Szymańska z hałcnowskiej rady osiedla, Renata Zuber - szefowa Parafialno-Szkolnego Klubu Sportowego Beskidy Hałcnów, bielscy radni: Edward Kołek, Bronisław Szafarczyk i wspierający ich Szczepan Wojtasik oraz duszpasterze: ks. proboszcz Piotr Konieczny i ks. wikary Tomasz Chamera. I jeszcze osoba, która od razu stałą się pomostem między gośćmi i gospodarzami: Nelia Dudek, Ukrainka z Drohobycza, która przed sześcioma laty przyjechała do Polski, a trzy lata temu poznała Przemka z Hałcnowa - miłość swojego życia. Nelia jest tłumaczem, a jednocześnie osobą, która jest gotowa pomagać swoim rodakom odnaleźć się w nowej sytuacji.
Logo hałcnowskiej akcji wsparcia dla Ukrainy.To sztab koordynujący pomoc uchodźcom wojennym w hałcnowskiej parafii Nawiedzenia NMP. Ale to nie wszyscy. Jest jeszcze m.in. Stowarzyszenie na Rzecz Rozwoju Hałcnowa, Klub Honorowych Dawców Krwi, są oczywiście strażacy z OSP, siostry serafitki, które goszczą u siebie kilkunastu uchodźców i ks. Kamil Kaczor z fundacją „Nadzieja”, która także przyjmuje gości w swoim budynku w Wapienicy. W gronie pomagających hałcnowianom znalazła się też cieszyńska parafia ewangelicka.
***
- Przez nasze spotkanie chcemy pomóc państwu w integracji; chcemy też poznać was, wasze potrzeby i zachęcić do aktywności - mówiła na pierwszym spotkaniu Renata Zuber.
Wszyscy goście z Ukrainy dostali ankiety, które są konkretną informacją dla sztabu pomocy w zapewnieniu im szeroko rozumianego wsparcia pomocy, a także szczegółowe informacje adresowe i telefoniczne dotyczące pomocy, na jaką mogą liczyć w mieście.
P-UKS Beskidy już zaprosił dzieci na zajęcia z piłki nożnej, a starszych: młodzież i dorosłych także na tenis stołowy. Z kolei Klub UKS Akro Best zachęcił do udziału w zajęciach akrobatyki sportowej w sąsiednich Janowicach; hałcnowski dom kultury - w zajęciach artystycznych i tanecznych, a dom parafialny - zajęciach integracyjnych dla dzieci.
Hałcnowianie przygotowali dla wszystkich również wykazy miejsc w Bielsku-Białej, w których sprawowana są nabożeństwa greckokatolickie (w dolnej kaplicy kościoła na Leszczynach w każdą niedzielę o 9.30) oraz prawosławne (w kościele Trójcy Przenajświętszej w wybrane soboty o 9) .
Ruszyły już także kursy języka polskiego, które są prowadzone w domu kultury w każdy czwartek od 18 do 20 - dla wszystkich gości z Ukrainy, nie tylko goszczących w Hałcnowie.
***
- Serdecznie was witam w imieniu gospodarzy i współorganizatorów tego miejsca. Myślę, że ten czas pozwoli nam więcej powiedzieć o tym, co jest w naszych sercach, co czujemy - mówił podczas pierwszego środowego spotkania ks. Piotr Konieczny. - Poznamy lepiej siebie wzajemnie i nasze problemy. Znajdujemy się na terenie parafii rzymskokatolickiej, w miejscu naszych spotkań. Ale pragnę wam od razu powiedzieć, że to jest miejsce dla wszystkich, dla was. Ilekroć będziecie potrzebowali - dzwońcie, przychodźcie tutaj. To miejsce jest także wasze… Ten czas tak bardzo mocno pokazuje, że niezależnie od narodowości, od tego skąd jesteśmy, gdzie się urodziliśmy, gdzie przebywaliśmy, jakiego jesteśmy wyznania, wszyscy jesteśmy braćmi i siostrami.
Od lewej: Anita Szymańska, Renata Zuber, Nelia Dudek i ks. Piotr Konieczny, ze sztabu wsparcia Ukraińców w Hałcnowie.Informując o miejscach sprawowania liturgii greckokatolickiej i prawosławnej, ks. Konieczny dodał: - Potrzebujemy konkretnej pomocy i siły ducha - bez niej nie byłoby tego oporu, walki, dlatego potrzebujemy pomocy Pana Boga w sytuacjach, które wydają się beznadziejne… Niech Bóg darzy Ukrainę, Polskę, Europę Swoim pokojem...
***
Zbiórka darów dla Ukrainy w Hałcnowie ruszyła od pierwszych dni wojny. Miejscami pomocy stały się siedziba rady osiedla, miejscowej OSP i parafii. I natychmiast pierwsze transporty z pomocą pojechały na Ukrainę, do Drohobycza, do Lwowa. Natomiast Stowarzyszenie na Rzecz Rozwoju Hałcnowa udostępniło swoje konto na darowizny.
- Niewiele trzeba było gadać - mówi zdecydowanie Edward Kołek. - Ale potrzeba było takich koordynatorek jak Anita i Renata, które faktycznie wzięły na siebie cały ciężar wszelkich spraw logistycznych.
- A była jakaś inna opcja? - śmieje się Anita Szymańska. - Trzeba było od razu ruszyć ze zbiórką, bo mnóstwo ludzi chciało przynieść swoje dary. Jak wygląda moje życie od tych paru tygodni? Telefon dzwoni niemal bez przerwy. Mało śpię, mało jem, dużo telefonuję i… w sposób naturalny, przez kontakty, zaczynam się uczyć ukraińskiego.
Telefon Renaty Zuber zaczyna dzwonić koło szóstej, a milknie po północy. Poza koordynacją pomocy na miejscu, Renata musi mieć w głowie siatkę dróg europejskich, skąd do Polski jadą transporty pomocy organizowana przez jej krewnych, przyjaciół i znajomych.
Ukraińscy goście podczas pierwszego środowego spotkania w domu parafialnym w Hałcnowie.- Potrzeby naszych gości zmieniają się na bieżąco. Na początku były poszukiwania lodówki, pralki; zapotrzebowanie na żywność, potem ubrania. Na bieżąco reagujemy na potrzeby osób niepełnosprawnych, starszych, chorych - mówi Renata. - Bardzo nam zależy, by zachęcić panie i ich dzieci do aktywności, do wychodzenia z domów. Zdajemy sobie sprawę, że wielu przeżywa traumę, nie znają języka, próbują się dostosować do nowej, niełatwej sytuacji. Widzimy, że ci, którzy są u nas dłużej, już inaczej funkcjonują. Stąd propozycje sportowe, artystyczne, taneczne, ale być może uda się także zaprosić panie do rękodzielnictwa czy nawet… lepienia pierogów - mówi Renata. - Porządkujemy także sprawy formalno-urzędowe, żebyśmy wiedzieli ile osób gościmy, jakiej pomocy potrzebują - czy myślą o przedszkolu czy szkole dla dzieci, czy chcą szukać pracy.
Nelia podkreśla: - Mieszkam tutaj i nie wyobrażam sobie, żebym teraz siedziała w domu i nie pomagała. Co widzę w oczach moich rodaków, którzy do nas przyjeżdżają? Różne reakcje. I panikę, i strach, i takie nastawienie” "poradzę sobie, dam radę". I wielu faktycznie bardzo sprytnie sobie radzi; wielu zna język polski. I są również tacy, którzy szukają pomocy. Najpilniejsze ich potrzeby teraz, to mieszkanie i praca. Coraz więcej osób zaczyna jej szukać, ale zakłady wstrzymały produkcję, bo surowce otrzymywały z Rosji. To musi potrwać, nim produkcja ruszy na nowo. Na razie pracy dla uchodźców jest niewiele. Stąd mój apel do wszystkich pracodawców, którzy chcą przyjąć do pracy uchodźców - bardzo proszę o kontakt ze mną pod numerem 500 878 663.
Jak zmieniło się życie Nelii od 24 lutego? - Zawsze lubiłam udostępniać na facebooku kwiatuszki, góry, Bieszczady, widoczki. Zaczęła się piękna zima, a potem… a potem zaczęła się wojna. A ja zawsze czekałam na wiosnę, na promyczek słońca, na pierwszy kwiatuszek, żeby je pokazać na zdjęciach. W tym roku takiej wiosny się nie doczekałam. Kwiatuszki kwitną od trzech tygodni, a ja je dopiero teraz zauważyłam. Ale jak mam się czuć…? Moja cała rodzina została w Ukrainie, w okolicach Drohobycza. Nikt nie przyjechał. Mama powiedziała, że zostaje, że broni swojego kraju. Jest weterynarzem, ale stwierdziła, że ludziom też da radę zrobić zastrzyki i opatrunki, bo czuje misję. Siostra z trójką dzieci też została – bo jej mąż został. Codziennie mam z nimi kontakt i modlę się, żeby nam Internetu nie wyłączyli, bo jak ich usłyszę, to jestem spokojniejsza. Byłam tam jeszcze parę tygodni temu. Jak zobaczyłam mamę, to był miód na serce…
Ukraińscy goście podczas pierwszego środowego spotkania w domu parafialnym w Hałcnowie.Nelia mówi, że takich Ukraińców jak ona - pomagających swoim rodakom uciekającym przed wojną - jest w Bielsku bardzo wielu. Ona sama kiedyś pracowała w Ośrodku Integracji Obcokrajowców i do dziś ma kontakt z pracującymi tam koleżankami. - Telefony odbierają przed północą i już wczesnym rankiem. Widzę ich wielkie zaangażowanie. Choć nie ukrywam - są pojedyncze osoby, które zajmują się jedynie swoimi sprawami. Ale tak to już jest na świecie - dodaje Nelia.
Bardzo dobrze orientuje się w dylematach, jakie przeżywają jej rodacy w Polsce. Część chce zostać, znaleźć pracę. Inni traktują Polskę jako przystanek przed dalszą podróżą na zachód Europy, gdzie może łatwej będzie o pracę. Ale są i osoby, które wracają do Ukrainy. - Ochłonęli, odpoczęli i doszli do wniosku, że tam u nich na miejscu jeszcze nie jest tak źle, a tu nie mają pracy. Z drugiej strony dlatego wiele osób nie decyduje się na wyjazd z Ukrainy - mają umowy o pracę i boją się ją stracić.
***
Wsparciem dla uchodźców chce służyć niemal cała społeczność Hałcnowa. Grupy seniorek zobowiązały się do pieczenia ciast na każde środowe spotkanie w domu parafialnym. Inna ekipa już przygotowuje kiermasz wielkanocny, który odbędzie się tu 10 kwietnia. To już hałcnowska tradycja - co roku dochód z niego był przeznaczony dla dzieci niepełnosprawnych. Tym razem wesprze Ukraińców.
A dodatkowo, zbiórka darów jest prowadzona w domu parafialnym w środy od 16.00 do 17.00 i w niedziele od 10.00 do 11.00.