W czasie minionych 40 lat uczniowie, nauczyciele, pracownicy i absolwenci andrychowskiego Kotarbina - dziś Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego, a niegdyś Zespołu Szkół Technicznych im. Tadeusza Kotarbińskiego - uratowali życie… 4500 osobom.
Skoro jedna honorowa donacja krwi, 450 mililitrów, może uratować trzy istnienia ludzkie, to taki rachunek: 4500 uratowanych istnień - w przypadku Kotarbina - jest możliwy. Od 1981 roku honorowi dawcy krwi związani z tą szkołą oddali ponad 700 litrów. A wszystko zaczęło się od historii Romka…
Tę historię w skrócie przedstawił Tomasz Bizoń, dyrektor szkoły na zakończenie Mszy św. sprawowanej 18 grudnia w andrychowskim kościele św. Stanisława w intencji Romka. W liturgii uczestniczyli uczniowie, pracownicy i absolwenci szkoły, modląc się także w intencji dobra, jakie niezmiennie podejmują w szkole kolejne pokolenia.
- Przenieśmy się 40 lat wstecz. Ulica Starowiejska, Kotarbin. Bo tam właśnie wszystko się zaczęło - mówił dyrektor. - 1 września 1978 roku w naszym technikum mechanicznym naukę rozpoczyna wesoły osiedlowy chłopak, Romek. Wychowawstwo w tej klasie obejmuje nauczycielka języka polskiego Krystyna Chrapkiewicz.
Klasa pani Chrapkiewicz to młodzi jak wielu innych. Łączą ich wspólne wycieczki, imprezy - młodzieńcza sielanka życia. Romek nie odstaje od kolegów. Jednak jest coś, co z każdym miesiącem coraz wyraźniej pokazuje, jak dalekie od beztroski jest jego życie. Romek od wczesnego dzieciństwa zmaga się z białaczką…
Reprezentacja szkoły podczas Mszy św. w intencji śp. Romka w kościele św Stanisława.W 1981 roku pani Krystyna mówi swoim wychowankom, że potrzebna jest krew dla Romka. Nie trzeba było długo czekać. Kilkadziesiąt osób, jego koleżanki i koledzy, ruszają do Prokocimia, by oddać krew. Wszyscy wiedzą o jego walce. Niestety 26 sierpnia 1982 roku Romek umiera…
Na tym jednak historia oczywiście się nie kończy. Jego koledzy nie chcieli o nim zapomnieć. Za dużo dramatów widzieli też w Prokocimiu. Postanowili, że regularnie będą oddawać krew, która pomoże chorym. Skończyli szkołę, a po nich kolejne pokolenia przejmowały krwiodawczą sztafetę.
Podczas ostatniej akcji 15 grudnia 40 osób oddało
- Co roku organizujemy dwie, trzy akcje - teraz stacjonarnie, w szkole, kiedyś nie było takiej możliwości, więc uczniowie jeździli do Krakowa. Dzisiaj Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Krakowie przyjeżdża do nas. Za każdym razem krew oddaje 40-50 osób. 10-20 procent z nich to osoby z zewnątrz, pozostali to nasza pełnoletnia młodzież. Są dumni, że oddają krew, a sami otrzymują tytuł "Krewniaka Kotarbina" - wyjaśnia Tomasz Bizoń. - W przeddzień Mszy św. 40-lecie krwiodawstwa świętowaliśmy w szkole podczas uroczystego spotkania z udziałem świadków tamtych wydarzeń, a także gości związanych ze środowiskiem krwiodawców.
Podczas uroczystości szkoła otrzymała Medal Pamiątkowy Małopolskiego Oddziału PKC z okazji 100-lecia Młodzieży PCK. Wyróżnienie jest kolejnym przyznanym placówce za zasługi w zakresie honorowego krwiodawstwa. Odznaki honorowe kolejno III, II i I stopnia szkoła otrzymała w 1999, 2005 i 2012 roku.
Kolejne odznaczenie przyznane Kotarbinowi za jego zasługi dla krwiodawstwa.Wśród uczestników jubileuszu 40-lecia Honorowego Krwiodawstwa byli przedstawiciele Regionalnego Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Krakowie, małopolskiego oddziału PCK, ks. Jan Figura, proboszcz parafii św. Stanisława BM w Andrychowie, ks. Stanisław Lipowski, klasowy kolega Romka, a dziś proboszcz parafii św. Michała Archanioła w Witkowicach, Teresa Karczewska, pielęgniarka-instrumentariuszka szpitala św. Łukasza w Bielsku Białej, a także Krystyna Chrapkiewicz i Otylia Jończy, nauczycielki i inicjatorki szkolnych akcji krwiodawstwa.
Ks. Lipowski ze wzruszeniem wrócił do wydarzeń sprzed 40 laty. Był uczniem szkoły w latach 1978-1983. Wspominając Romka, mówił: - Śmiał się, żartował. Czasem był do lekcji przygotowany, a czasem nie. Nauczyciele nie stosowali wobec niego taryfy ulgowej. Dość często nie było go w szkole. Ale to przecież nic nadzwyczajnego. Nie dociekaliśmy powodów. Wychowawczyni pewnie je znała, bo nigdy na forum klasy nie wypytywała go o szczegóły tej nieobecności. A on bywał na badaniach kontrolnych w szpitalu w Prokocimiu, czasem na specjalistycznym leczeniu.
Pani Krystyna Chrapkiewicz z dyrektorem Tomaszem Bizoniem.Kiedy rozpoczęli naukę w trzeciej klasie, choroba Romka postępowała agresywnie. A to czas półmetka. - To było w środku zimy, a spotkanie miało miejsce w Sułkowicach. Przywieźliśmy go samochodem. Udzielił mu się nasz nastrój. Nie odstawał od koleżanek i kolegów - opowiadał ks. Lipowski.
Stan zdrowia Romka znacząco się pogarszał. Koledzy postanowili, że będą robić mu notatki z lekcji w jego zeszytach. - Językiem polskim zajęła się pani Chrapkiewicz. Kiedy wrócił do szkoły, nauczyciele poszczególnych przedmiotów wyznaczali mu terminy zaliczania materiału. Zdawał bez większych problemów - wspominał ks. Stanisław, opowiadając także o odwiedzaniu Romka w Prokocimiu. Mama jeździła do niego niemal codziennie z wiktuałami. Koledzy postanowili ją wyręczyć. Co któryś dzień dostawali przepustkę ze szkoły, zabierali garnuszki z jedzeniem i ruszali do Prokocimia.
Byli w czwartej klasie, kiedy pani Chrapkiewicz powiedziała im, że Romkowi potrzebna jest krew. Zgłosili się wszyscy, którzy mieli ukończone 18 lat.
- Przyjął nas ordynator hematologii pan profesor Jerzy Armata. Był zafascynowany naszym Romkiem, przyjaźnią; opowiadał o chorych dzieciach; podkreślał, jak ważne jest honorowe krwiodawstwo. Bo krew - mimo lotów na Księżyc i na Marsa - jest płynem nie do podrobienia. Rozbudzał w nas wrażliwość - zaznaczył ks. Lipowski.
Czwartą klasę mimo wszystko ukończyli w pełnym składzie. Roman spędził wakacje w szpitalu. Niestety, do klasy już nie wrócił.
- Jego pogrzeb był na początku roku szkolnego. Zanieśliśmy go na swoich ramionach do kościoła, a potem na cmentarz. W uroczystości pogrzebowej wziął udział sam profesor Jerzy Armata - kontynuował ks. Lipowski. - A potem uznaliśmy, że nasza krew może być potrzebna także innym dzieciom chorym na białaczkę w Prokocimiu.
Urodzinowy tort z okazji 40-lecia honorowego krwiodawstwa w Kotarbinie - w Andrychowie.Dla wielu uczniów to był początek zaangażowania w regularne krwiodawstwo.
Jak dodał na koniec ks. Lipowski, w klasie piątej każdego 26. dnia miesiąca koledzy z klasy Romka rozpoczynali lekcje od Mszy św. w kaplicy obok szkoły - za swojego kolegę. Nikt z nich nie zatańczył na studniówce pierwszego tańca - zadedykowali go jemu. - A jedną z moich pierwszych Mszy św. odprawiłem w szpitalnej kaplicy w Prokocimiu - w intencji zmarłego Romka i innych chorych na białaczkę dzieci - wyznał ks. Stanisław.
Wirtualnie z uczniami i gośćmi spotkała się także Urszulą Guja, inicjatorka akcji krwiodawstwa w jednej z pobliskich szkół, a dziś osoba, która zmaga się z białaczką i na co dzień potrzebuje krwi od honorowych krwiodawców. Opowiedziała historię swojej choroby i leczenia. Wytłumaczyła także, na czym polega transfuzja krwi i przeszczep szpiku kostnego,
- Dziękujemy wszystkim "Krewniakom Kotarbina", że byli, są i ufam będą z nami przez kolejne lata. Dzięki nim "czerwona nitka nigdy się nie przerwała". Zapewniamy, że będziemy to dobre dzieło kontynuować. Najbliższa akcja krwiodawstwa w Kotarbinie w marcu 2022 r. - zaprasza dyrektor T. Bizoń.
- Zbliżamy się do jubileuszu 40-lecia parafii, który będziemy obchodzić w maju przyszłego roku i tak przyglądamy się, co dobrego się działo i nadal dzieje tutaj, w Andrychowie - mówi ks. proboszcz Jan Figura. - Nasza szkoła średnia świętuje piękny jubileusz akcji krwiodawczych. Jestem bardzo podbudowany tym, co usłyszałem w czasie akademii, co wydarzyło się w naszej wspólnocie przez te 40 lat. Uważam, że to był piękny wybór dobra, po tym dramatycznym wydarzeniu, które miało miejsce. Tylko pogratulować i nauczycielom z dyrektorem na czele, i całej społeczności młodzieży - podkreśla ks. Figura.