Już po raz kolejny spod pierwszej stacji Golgoty Beskidów w Radziechowach wyruszyli na szczyt Matyski, wspominając cierpienia bohaterów polskiej historii. Tym razem chodziło o dzieci i młodzież, prześladowane i bezlitośnie karane przez dwa totalitaryzmy: niemiecki i sowiecki podczas II wojny światowej i po jej zakończeniu.
Młodzi stali się bohaterami tegorocznych 17. Narodowych Zaduszek na Matysce i 15. Ogólnopolskiego Konkursu na Apel Poległych, organizowanych przez radziechowskie stowarzyszenie osób niepełnosprawnych i ich rodzin: Dzieci Serc.
Inspiracją była pamięć o bezwzględnie stłumionej przez komunistyczną Służbę Bezpieczeństwa próbie konspiracyjnej działalności młodzieży z Radziechów, zwłaszcza o młodziutkim nauczycielu Edwardzie Łodzianie i jego 18-letnich uczniach, aresztowanych w 1950 r., torturowanych i skazanych na wyroki od 2 do 5 lat więzienia. Za przynależność do Związku Młodzieży Patriotycznej „Nowe Wyzwolenie”, do którego ledwie zdążyli wstąpić, tak surowo ukarani zostali: Mieczysław Pieronek, Stanisław Habdas, Józef Galica i Józef Pieronek. Dziś przypomina o nich tablica, umieszczona na ścianie kościoła św. Marcina w Radziechowach w 2000 r.
– Ich historia zaprowadziła nas do Jaworzna i do odkrycia zupełnie nieznanej dla nas, zapomnianej, a zarazem wstrząsającej historii specjalnego obozu pracy dla młodocianych więźniów politycznych, który działał tam po wojnie na terenie wcześniejszej filii KL Auschwitz – mówi Jadwiga Klimonda, prezes Stowarzyszenia Dzieci Serc.
W latach 1951–1955 uwięziono w obozie w Jaworznie ok. 10 tysięcy młodych, nastoletnich patriotów, skazując ich na cierpienia i upokorzenia, morderczą pracę i głód. O tych doświadczeniach opowiadał jeden z jaworzniaków Zbigniew Pawłowski, który przyjechał na Zaduszki Narodowe do Radziechów. Opowiadał o sadystycznym komendancie obozu Morelu, znęcającym się nad więźniami, i o wielkim głodzie, który był szczególnie dotkliwy dla młodych dorastających chłopców, zmuszonych w dodatku do ciężkiej pracy. Nawet w więzieniach młodym było łatwiej przetrwać, bo we Wronkach czy na Montelupich w Krakowie byli wśród starszych więźniów, częściej gotowych podzielić się jedzeniem. Jeden z młodych więźniów był tak głodny, że kiedyś podczas pracy w kamieniołomie najadł się pyłu, który skamieniał mu we wnętrznościach.
Swoim świadectwem podzielił się też Józef Michalski z Radziechów, który miał trzy miesiące, kiedy jego rodzinę Niemcy wysiedlili w ramach Aktion Saybusch. Akcja wysiedleńcza dotknęła kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców powiatu żywieckiego. Opowiadał, że kiedy kilka lat później, już po wojnie, wrócili do Radziechów i zobaczył po raz pierwszy solidny murowany dom rodziców. Jednak okazało się, że nie mogą w nim zamieszkać, bo Niemcy przyznali go komuś innemu, kto teraz nie chciał domu oddać. Dopiero w sądzie musieli dochodzić swoich praw…
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się