Dr Rafał Cekiera, autor książki „Opiekun i przyjaciel. Przewodnik wokół kultu św. Wendelina w Rudzicy”.
Alina Świeży-Sobel: Kiedy św. Wendelin pojawił się w Pana życiu?
Rafał Cekiera: Od dzieciństwa, przez dorastanie i dorosłość odczuwałem dyskretną obecność tego tajemniczego i intrygującego świętego. Do jego kapliczki w lesie prowadziły babcie czy mamy i jak każdy mieszkaniec Rudzicy zetknąłem się z nim bardzo wcześnie. Pozostały wspomnienia dorocznych procesji, co roku liczniejszych. Po latach do kapliczki obowiązkowo prowadziłem odwiedzających mnie gości, którzy chcieli poznać Rudzicę. Pewne było, że zainteresuje ich nieznany święty, w dodatku w otoczeniu pięknej przyrody.
A jak rozwijało się Pana zainteresowanie tajemniczym orędownikiem?
Kiedyś z moimi gośćmi odwiedziłem kapliczkę i zauważyłem księgę próśb i podziękowań kierowanych do św. Wendelina. Przejrzałem wpisy pielgrzymów i zauważyłem, jak bardzo osobiste i różnorodne są te prośby. One przekonywały, że św. Wendelin jest bardzo bliski autorom tych zapisanych intencji. Zauważyłem też, że są to osoby nie tylko z najbliższej okolicy, ale z całej Polski, a także z przynajmniej 19 różnych państw. Przejrzałem 24 takie księgi, przeczytałem 4 667 wpisów i święty stał mi się jeszcze bliższy. Zacząłem go naprawdę poznawać.
Co w tym odkrywaniu zaskoczyło najbardziej?
Przede wszystkim fakt, że nieznany prawie u nas św. Wendelin jest tak bliskim powiernikiem tylu ludzi, którzy piszą do niego serdecznie, nawet czule, z wielką ufnością. Potem trafiłem na związane z nim legendy i poznawałem kolejne szczegóły z jego życia, aż w końcu znalazłem się w Sankt Wendel, w bazylice zbudowanej na miejscu pustelni św. Wendelina, w której został pochowany ponad 14 wieków temu. Wokół tego miejsca powstało miasto nazwane jego imieniem. I stało się tak, że stanąłem przy przeszklonej trumnie ze szczątkami świętego, który bywał traktowany u nas trochę jak postać legendarna, a okazał się kimś całkowicie realnym, a do tego aktualnym, coraz bardziej potrzebnym orędownikiem…•