Ten dramat spotkał mieszkańców Skoczowa dokładnie 7 maja 1756 roku. Wielki pożar strawił ponad 100 domostw. Wtedy skoczowianie ślubowali, że każdego 10 sierpnia będą pielgrzymowali do niedalekiego Bielowicka, do św. Wawrzyńca. Słowa dotrzymują.
Skoczowianie ze swoimi duszpasterzami - z ks. proboszczem Witoldem Grzombą na czele - ale i mieszkańcy sąsiednich miejscowości, korzeniami związani z miastem, m.in. z Pierśćca (z ks. proboszczem Zbigniewem Paprockim), Pogórza i Ochab przyszli 10 sierpnia po raz 265. do Bielowicka. Towarzyszyła im orkiestra Glorietta z Jaworza.
U celu przywitał ich ks. proboszcz Janusz Płatek. Zwieńczeniem 6-kilometrowej wędrówki była Msza św., w czasie której kazanie wygłosił ks. Piotr Kroczek, a po liturgii - nabożeństwo przed Najświętszym Sakramentem, za wstawiennictwem św. Wawrzyńca.
Wśród pątników byli Barbara i Ireneusz Mendrochowie z młodszą trójką z sześciorga swoich dzieci. Do Bielowicka pielgrzymują, jak sami mówią - od urodzenia. W tym roku przyjechali na rowerach. - Zawsze się czekało na ten 10 sierpnia i szło z rodzicami na piechotę do Wawrzyńca, niezależnie czy były żniwa, czy było słonecznie, deszczowo czy burzowo - opowiada Basia. - Cokolwiek się działo, tak trzeba było ustalić plan, żeby ten dzień był wolny. Chodziliśmy całymi rodzinami. Pamiętam miejsca, gdzie częstowano nas napojami, kołaczami, śliwkami. Wystawiano je w koszach, miskach. Nawet kiedy dziś przejeżdżaliśmy, to mówiłam: "O, tu jest ta alejka, w której pachnie śliwkami".
Ks. proboszcz Witold Grzomba ze Skoczowa przewodniczył Mszy św. w Bielowicku.Podobnie było w rodzinie Irka. - Od lat pielgrzymka zaczyna się przy kapliczce na Dolnym Borze. Mieszkamy tam niedaleko lasu, przez który się przechodzi - opowiada. - To była atrakcja, na którą się czekało. Myśmy nie mieli takich wakacji jak dziś nasze dzieci. Pójść do Wawrzyńca - to była atrakcja!
W tym roku na czele skoczowskiej pielgrzymki szła z krzyżem 70-letnia Maria Wrzoś. Mówi, że ma za sobą ponad 40 pielgrzymek ze Skoczowa do Bielowicka - byłoby ich więcej, ale przez 20 lat mieszkała w Chorzowie. Wtedy pielgrzymowała do Piekar. Ale zawsze, kiedy mogła przyjechać w sierpniu do Skoczowa, szła do Bielowicka.
- Przyrzekali nasi przodkowie ponad 250 lat temu, to my musimy dotrzymać słowa - mówi. - Od dziecka tata nas tu ciągnął. Kiedyś chodziło się sprzed kościoła Piotra i Pawła, a kiedy zabroniono, ludzie zaczęli chodzić od kapliczki na Dolnym Borze. Zawsze spotykaliśmy się o 15.00 - tak jest do dziś - i ruszaliśmy. Pamiętam te kosze zielonek - to te pierwsze śliwki. Pojawiają się zawsze na Wawrzyńca... Po drodze dołączała do nas pielgrzymka z Pogórza. Dziś przyszło dużo mniej osób - to przez tego wirusa. Poza tym widać, że się wykruszamy. Dobrze, że są rodziny wielopokoleniowe, które wciąż tę tradycję podtrzymują. A my, starsze pokolenie, będziemy chodzić, póki siły nam pozwolą.
Kościół św. Wawrzyńca w Bielowicku jest celem pielgrzymów ze Skoczowa i okolic co roku 10 sierpnia.Pani Maria mówi, że nie potrafiłaby nie iść na tę pielgrzymkę. - Zawsze się wzruszam, kiedy w telewizji patrzę na pielgrzymów jasnogórskich idących z Helu czy Warszawy. My tu mamy tylko kawałeczek, a jeszcze ludzie się ociągają, czy iść. Mamy teraz pięknie wyremontowany kościół. Tym bardziej dziękujemy Wawrzyńcowi, że chroni nas i ten dom Boży.
Do Bielowicka "od zawsze" pielgrzymuje także rodzina Urszuli i Romana Marhulów ze Skoczowa. W tym roku przyszły także ich córki Alicja i Agata oraz wnuki w wieku od 6 lat do 10 miesięcy: Paulinka, Rafałek, Weronika, Dawidek i Elżbietka.
- Wnuki już też wchodzą w tę tradycję. Od 13.00 siedzieli na schodach gotowi do wymarszu - mówi babcia Urszula.
- W tym roku jest mniej ludzi z powodu wirusa pewnie, ale my wierzymy, że Bóg jest ponad tym wszystkim - dodaje Alicja Chmielewska, córka Urszuli, która przyszła z grupą z Pierśćca razem z 10-miesięczną Elżbietką. - Dobrze jest też zabrać na drogę czyjąś intencję. Wtedy idzie się, choćby nie wiem co!
Barbara i Ireneusz Mendrochowie ze Skoczowa do Bielowicka pielgrzymują od dziecka. Na zdjęciu z dziećmi Magdą, Wojtkiem i Franciszkiem.Alicja z córeczką szła w grupie, którą przyprowadził ks. Paprocki, proboszcz parafii św. Mikołaja i kustosz sanktuarium w Pierśćcu. - Zaczęliśmy to pielgrzymowanie, odkąd zostałem proboszczem w 2011 roku. Najpierw szło 15 osób, potem koło 20. Przychodzimy tutaj, ale i dwa razy w roku możemy liczyć na rewizytę tutejszych parafian na naszych uroczystościach - uśmiecha się proboszcz. - Razem dziękujemy, razem prosimy.
We wspólnym wędrowaniu jest jeszcze coś. Ja mówił w kazaniu ks. Kroczek: - Ta pielgrzymka, jak każda inna, pokazuje nam prawdę o tym, że człowiek jest nieustannie w drodze - nigdzie nie jest u siebie. Idzie za Chrystusem zgodnie z Jego słowami z Ewangelii, że kto chce być z Nim, kto chce Mu służyć - niech idzie za Nim.
Dodał, że chrześcijanin idący w kierunku Boga, nigdy nie idzie sam. Wędrówka jest więc okazją do modlitwy, okazywania wyobraźni miłosierdzia, dobrych uczynków. Dzisiejszy świat odstawił Boga, uważając, że to bez Boga człowiek staje się większy. - Ta pielgrzymka - jak każda inna - uzmysłowiła nam, że potrzebujemy tylko Boga. On jest najważniejszy. Uzmysłowiła wszystkim tym, których spotkaliśmy na pielgrzymim szlaku, że potrzebują Boga. Uzmysłowiliście tym, którzy patrzyli na was, mijali was w samochodach czy na rowerach, że Bóg jest najważniejszy. Bo bez Boga żadna sprawa na ziemi iść dobrze nie może...