Szukacie pomysłu, jak dobrze przeżyć tę wyjątkową Niedzielę Palmową?
Na stronie internetowej parafii w Hałcnowie znaleźć można podpowiedź. To "Palma pierwszeństwa", refleksja jednej z parafianek, ukrytej za pseudonimem "Margolcia". Jest poświęcona Niedzieli Palmowej i przytaczam w całości, bo tak też warto ją przeczytać:
Palma pierwszeństwa
Nie mam zamiaru rezygnować w tym roku z palmy. Chociaż nie odbędą się tradycyjne procesje czy konkursy, to ja moją palmę i tak przygotuję. Niematerialną.
Palma posiada bardzo bogatą i ciekawą symbolikę, sięgającą jeszcze antycznych czasów. Po wygranej,ważnej bitwie, czy wojnie, urządzano tryumfalne pochody z gałązkami palm na znak radości z odniesionego zwycięstwa.To w jakiś sposób wyjaśnia, dlaczego po dziś dzień zwykło się mówić o palmie pierwszeństwa. Z tą palmą pierwszeństwa bywa jednak bardzo różnie, o czym najboleśniej przekonał się sam Pan Jezus. Kiedy wjechał do Jerozolimy przez Złotą Bramę (która prowadziła bezpośrednio na Wzgórze Świątynne. Obecnie zamknięta, według żydowskiej tradycji otworzy się w Dzień Sądu, kiedy przyjdzie Mesjasz), witały go tłumy, ścieląc u Jego stóp płaszcze i liście palm.
Można się zastanawiać, jakiego Mesjasza, widziano w Jezusie? Zbawiciela, czy też raczej dobrego kandydata na przywódcę, który wyzwoli naród spod panowania Rzymian i pomoże odzyskać upragnioną wolność? W Izraelu wciąż żywe było marzenie o politycznej niezależności, wiązane z przybyciem Mesjasza. Zresztą, w Ewangeliach nie brakuje fragmentów mówiących o tym, jak próbowano Jezusa obwołać królem. Nic z tego nie wyszło, bo Zainteresowany potrafił zawsze w porę zapobiegać takim pomysłom, usuwając się w cień. Przecież Jego Królestwo nie jest z tego świata.
W przypadku Jezusa palma pierwszeństwa, zamieniła się bardzo szybko w palmę męczeństwa. Wystarczył tydzień, żeby lud zmienił zdanie. Może rozczarował się tym, że Jezus nie poprowadził ich zbrojnie do walki przeciw okupantowi, albo nie uwolnił cudownie,posługując się jakąś nadludzką mocą? Tak, czy siak, niechlubnie to świadczy o całej ludzkiej rasie. To fakt. Szybko,i czasem bez zastanowienia, potrafimy przyznawać różne palmy. Ale równie szybko, a najczęściej pod wpływem emocji i własnych interesów, zmieniamy zdanie. I nie ma się czemu dziwić, że potem niektórym ta palma nawet odbija..
Jak powszechnie wiadomo palma to roślina, a żadna roślina nie jest trwała. Nawet tryumfalny liść palmy zamieni się z czasem w kupkę prochu i pyłu. Czyli z jednej strony tryumf, a z drugiej porażka. Czy coś nam to przypomina? Może własne, kruche życie, rozciągnięte między dwoma biegunami: największych radości i największego smutku?W tym roku przygotuję właśnie taką palmę. Palmę utkaną z własnego życia. Stanę sobie w tym wiwatującym tłumie i powitam Jezusa, rzucając Mu pod nogi moje życie, złożone z chwil tryumfu i radości, z lęków, słabości, porażek i smutku. Ofiaruję Mu to, co najbardziej moje, czego nie rozumiem, i z czym się nie zgadzam.
Przygotuję Mu tę palmę „własnoręcznie”, bo nikt mnie w tym nie wyręczy. A potem rozpocznę Wielki Tydzień, rozważając, jak Pan Jezus swoją palmę męczeństwa i moją palmę kruchego życia, zamienia w zwycięstwo, jakiego świat nigdy nie widział. W palmę Zmartwychwstania i Nowego Życia.
Hosanna, Hosanna Synowi Dawida! Prawdziwemu Mesjaszowi, który nie ma nic wspólnego z polityką, władzą, czy potęgą militarną. Z tym wszystkim, co należy tylko do tego świata...