- Najważniejsza zasada: umieć uniknąć walki. A jeśli ktoś potrzebuje pomocy, mam moralny obowiązek interweniować. Czasem wystarczy po prostu się odezwać - mówi ks. Tomasz Wojtyła, trener sekcji samoobrony przy parafii św. Małgorzaty w Bielsku-Białej-Kamienicy.
- Kiedy pierwszy raz znajomy przyprowadził mnie na zajęcia do Cieszyna, byłem pełen obaw. W czasie studiów teologicznych słuchałem o różnych zagrożeniach duchowych - relacjonuje ks. Wojtyła. - Podchodziłem do tego więc z dystansem. Kiedy znajomy przedstawił mnie, że jestem księdzem i usłyszałem: "Szczęść Boże", ta nieufność trochę stopniała. A później, na kolejnych zajęciach, słysząc, co jest mówione, patrząc, co jest ćwiczone, zobaczyłem, że nie ma tam elementów, które stanowią zagrożenie duchowe dla chrześcijanina i wciągnąłem się w to. Dziś nie wyobrażam sobie tygodnia, żeby nie poćwiczyć…
Obecnie do prowadzonej przez ks. Tomasza sekcji należy około 40 osób. Asystentem księdza jest jeden z rodziców ze szkoły modern ju jitsu.
- Większość dzieci dopiero zaczyna przygodę ze sportami walki. Nie mają jeszcze umiejętności i zdolności, które zdobywa się po iluś latach ćwiczeń - opowiada ks. Tomasz Wojtyła. - Treningi są przeplatane ćwiczeniami ogólnorozwojowymi, więc zajęcia na pewno wpływają na poprawę ogólnej sprawności. To, czego się tu uczą, daje im poczucie bezpieczeństwa - budzi się w nich świadomość, że znają technikę obronną, że mogą ją udoskonalać. Ćwiczenia uczą ogólnej koordynacji - np. wiedzą, jak upadać, by nie doznać kontuzji, co zwyczajnie się im przydaje na co dzień.
- Wpajamy wszystkim uczniom, że jeśli ma dojść do jakiejś walki, to każda walka uniknięta jest walką wygraną - podkreśla R. Bochm. - Całkowite uniknięcie walki trzeba traktować jak zwycięstwo. Walczy się tylko wtedy, kiedy już nie ma wyjścia. Kiedy idziemy ulicą i widzimy, że na chodniku stoją cztery osoby, to warto przejść na drugą stronę, żeby uniknąć walki. Sam trenuję 35 lat. Na ulicy nikt mnie jeszcze nigdy nie zaczepił i nigdy tego, co potrafię, nie użyłem.
Ryszard Bochm, trener z Pszczyńskiej Akademii Sztuk Walki, pasuje adeptów sztuki samoobrony z Kamienicy na stopień uczniowski.W czasie zajęć nie ma nawet znamion agresji, złości, chęci pokonania przeciwnika. Młodzi natomiast uczą się m.in. gdzie jest granica bólu przy danej dźwigni - w którym momencie przeciwnik musi ustąpić.
- Najważniejsza zasada - umieć uniknąć walki. A jeśli ktoś potrzebuje pomocy, to wtedy mam moralny obowiązek interweniować, coś zrobić - dodaje ks. Tomasz. - Czasem wystarczy po prostu się odezwać, umieć zareagować na zło.
Podczas zajęć z dziećmi i młodzieżą, poza ćwiczeniami, nie brakuje i rozmowy: - Tłumaczę im zasady - żeby nie być agresywnym, żeby nie wykorzystywać tych technik poza salą, bo to nie chodzi o to, żeby szpanować przed kimś czy komuś zrobić krzywdę. Jeśli ktoś źle używa technik sztuk walki, to wtedy staje się łobuzem i zbójem. Dzieciaki to chwytają - chodzi o to, żeby tworzyć tę świadomość; żeby umieli stawać się takimi współczesnymi rycerzami, którzy mają swoje zasady: Bóg, honor i ojczyzna - i tym się kierować. Ktoś, kto zna techniki sztuk walki, może to wykorzystać w dobrym albo złym celu. My uczymy obrazu pozytywnego.
A co o zajęciach samoobrony w kamienickiej sekcji myślą rodzice uczestników zajęć, przeczytacie w 10. numerze papierowego "Gościa Bielsko-Żywieckiego".