W kościele św. Macieja w Andrychowie rodzina oraz liczni kapłani i przyjaciele pożegnali śp. Stefana Jakubowskiego, inicjatora i opiekuna górskiego sanktuarium na papieskim szczycie.
Wjego blisko 87-letnim życiu było cierpienie, którego doznał, gdy został wysłany przymusowo do pracy w kopalni jako żołnierz-górnik. Ukarano go w ten sposób za to, że będąc harcerzem, świętował 3 Maja.
Było też szczęście, które przeżywał, gdy ponad 56 lat z żoną Danutą szli wspólną małżeńską drogą. Razem też wędrowali po górach i tam powstało dzieło życia pana Stefana, wznoszone na beskidzkiej polanie dawnej Jaworzyny, która na jego wniosek została przemianowana na Groń Jana Pawła II. Ta myśl, by w górach upamiętnić jego postać, towarzyszyła Stefanowi Jakubowskiemu od początku pontyfikatu wielkiego Polaka.
Czuwał nad każdym detalem
Kiedy na rajdzie w 1981 r. dotarła do niego wiadomość o zamachu na życie Jana Pawła II, natychmiast zainicjował modlitwę, a potem coroczne wędrówki nosiły nazwę rajdów „Szlakami Jana Pawła II”.
Coraz częściej na Groniu gromadziły turystów plenerowe nabożeństwa. Od 1991 r. modlili się przy zbudowanym tam przez niego krzyżu. W 1995 r. stanęła kaplica – wotum za ocalenie życia papieża, a zarazem dar na 75. urodziny. Na ołtarzu państwo Jakubowscy umieścili słowa, które często przychodziły im na myśl podczas górskich wędrówek: „Jest nas troje: Bóg, góry i ja”. Papież ofiarował do niej różaniec i krzyż, a w dzwonnicy powstała sala pamiątek. Są tam buty św. Jana Pawła II, dzięki którym powstała ścieżka z jego śladami, a także zdjęcia ze spotkań z Janem Pawłem II w Rzymie. Jest też fotel, na którym zasiadał Jan Paweł II w Skoczowie w 1995 r., oraz listy i podziękowania z Watykanu. Nad każdym detalem kaplicy pan Stefan czuwał osobiście. Nie sposób zliczyć dni, które spędził na Groniu, witając pielgrzymów.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się