- Ja ciągle słyszę o walce duchowej. Wiem, że jest. Ale w rzeczywistości królestwa ten mecz jest wygrany od dwóch tysięcy lat. Tam nie ma żadnego remisu! - mówił Marcin Jakimowicz, nasz redakcyjny kolega, który dzielił się swoim świadectwem w Mazańcowicach.
Kiedy papież Franciszek powiedział: "Wstańcie z kanap, ruszcie się z wygodnego życia, idźcie na cały świat głosić Ewangelię", Robert Kohut mocno wziął sobie jego słowa do serca. - W parafii najważniejsza jest Msza św., ale powinniśmy też żyć bliżej siebie jako wspólnota - mówi Robert, który razem z żoną Iloną zainicjował 28 września spotkanie ewangelizacyjne w parafii św. Marii Magdaleny w Mazańcowicach. Jego gośćmi byli zespół Kamień na Kamieniu z bielskiej parafii św. Małgorzaty w Kamienicy, który poprowadził śpiew i modlitwę uwielbienia, oraz Marcin z naszej redakcji w Katowicach. Dziennikarz podzielił się świadectwem swojej wiary i życia z Jezusem.
Marcin zaczął od opowiadania o swoim wielowymiarowym kryzysie sprzed kilku lat, który przeżywał jako dziennikarz "Gościa". - Ludzie mi opowiadali o tym, że Pan Jezus żyje, że uzdrawia, że pomaga finansowo, ale nie miałem takiego doświadczenia. I to było trochę frustrujące. Co ze mną jest nie tak, że na wszystkich to działa, tylko nie na Jakimowicza? Byłem bardzo rozżalony. Na Facebooku napisałem nawet, że jestem zdolny do wszystkiego. Wszystko było mi obojętne - dzielił się Marcin.
Przełomem był dokumentalny film "Ojciec światłości" (Father of Lights), który podrzucili mu znajomi. Zwłaszcza scena, kiedy do domu indyjskiego szamana, siejącego śmierć i grozę w okolicy, przychodzi chrześcijanin, który czuje się tam posłany, i odważnie mówi: "W imieniu Jezusa przejmuję tę ziemię. Wyjdź". Szaman bez słowa się poddaje.
Zespół Kamień na Kamieniu poprowadził modlitwę uwielbienia.- On się w ogóle nie bał tego faceta. Szedł w imię Pańskie, z Jego błogosławieństwem. Dokładnie wiedział to, o czym napisała Teresa Wielka: "Ja i Jezus stanowimy większość". To jest kosmos! Może być 5 milionów przeciwko mnie, ale jak ja jestem z Jezusem, to nic mi nie zrobicie, bo Pan jest nieskończonością, bo "do Niego należy ziemia i wszystko, co ją napełnia". Też tak chciałem... - kontynuował Marcin, wracając do sceny z filmu. - Ja całe życie przepraszałem, że żyję, a ten facet przychodzi w imię Jezusa, On wie, Kim jest Jego Ojciec - że jest Bogiem, więc czego ma się bać?
Marcin dodał: - Ciągle słyszę o walce duchowej. Wiem, że jest. Ale w rzeczywistości królestwa ten mecz jest wygrany od dwóch tysięcy lat. Tam nie ma żadnego remisu. Jest napisane w Biblii: "Jezus Chrystus przyszedł, aby zniszczyć dzieła diabła". I On tego dokonał, umierając na krzyżu - mówił mazańcowicki gość. - Albo czytamy, że "Jezus Chrystus przeszedł, dobrze czyniąc i uzdrawiając wszystkich, którzy byli pod władzą diabła". On w ogóle nie bał się demonów. Ja mam wrażenie, że w dzisiejszym świecie dominuje taka narracja, iż istnieją dwie siły - dobro i zło, które ciągle ze sobą walczą, i na dobrą sprawę nie wiadomo, kto wygra. Raz "Imperium atakuje", raz "Imperium kontratakuje". A w rzeczywistości królestwa to wszystko już jest rozstrzygnięte. Wszystko.