Kiedy okazało się, że pielgrzymi hałcnowscy w tym roku nie zatrzymają się w Pisarzowicach, panie z tutejszego Koła Gospodyń Wiejskich posmutniały w sekundzie. Na szczęście ich szefowa nie odpuściła!
Ze względu na wyścig Tour de Pologne, który 6 sierpnia przejeżdżał dokładnie tym samym odcinkiem, którym mieli poruszać się pielgrzymi hałcnowscy, Pisarzowice nie mogły ugościć swoich grup na pierwszym postoju. Ale nie takie zadania stawały przed paniami z tutejszego Koła Gospodyń Wiejskich, strażakami z OSP i wolontariuszami fundacji "Krzyż Dziecka"!
- Skoro pielgrzymi nie mogli zatrzymać się u nas, my pojechaliśmy za nimi! - śmieje się Cecylia Puzoń, szefowa pisarzowickich gospodyń, znajdująca się obok dwóch namiotów, które stanęły przy kościele Trójcy Przenajświętszej w Wilamowicach . - Trochę same się wprosiłyśmy. Zadzwoniłam do ks. proboszcza Stanisława Morawy. Czułam, że był troszkę zaskoczony, ale jak powiedziałam, że mamy przygotowane kołacze, kawę, herbatę i przyjedziemy, był bardzo życzliwy.
Jak podkreśla pani Cecylia, pisarzowickie gospodynie od lat tworzą stałe przedpielgrzymkowe teamy. Każda pani wie, co ma robić przed 6 sierpnia, kiedy to odwiedzają ich pielgrzymi.
- Wczoraj piekłyśmy kołacze pisarzowickie - serniczki, jabłeczniki i buchty drożdżowe z rodzynkami. Jako że nasz dom kultury, gdzie wszystko zwykle przygotowywałyśmy, jest jeszcze w remoncie, pomogli nam cukiernicy i właściciel pisarzowickiego Fest-Parku - dodaje Cecylia Puzoń. - Oni się wszystkim zajęli, a nasze panie były tam kwiatuszkiem. Przywieźliśmy 55 kołaczy z serem i jabłkami, pieczonych na dużych blachach o średnicy
Pisarzowicka ekipa przy kościele w Wilamowicach.
Na pątników czekały gary kawy i herbaty oraz woda od fundacji "Krzyż Dziecka" i 300 butelek dla pielgrzymów zakupionych przez panie z KGW na prośbę burmistrza Mariana Treli. Kawę i herbatę panie przygotowały w strażnicy OSP, a sam prezes Tadeusz Łaś przewiózł je na swojej przyczepce do Wilamowic.
Dwanaście osób gotowych do pracy stanęło pod dwoma namiotach, kiedy tylko pierwsi pielgrzymi zaczęli ustawiać się w kolejce, by coś przekąsić.
- Nie jesteśmy same. Bardzo pomagają nam nasi panowie. Nie opuszcza nas nasz senior pan Grzesiu Klecha, który zawsze służy nam pomocą. Z kolei pan Marek Tora, mąż jednej z nas - Uli, przywiózł minibusem dziewczyny, które nam także bardzo pomagają przy częstowaniu pielgrzymów kawą, herbatą i ciastami.
Pisarzowianie przyznają, że smutno im się zrobiło, kiedy okazało się, że pielgrzymi nie zatrzymają się u nich. Bo nie wyobrażają sobie, żeby ich nie ugościć co roku w przedpołudnie 6 sierpnia. Szefowa musiała tłumaczyć sytuację. Ale znalazło się salomonowe rozwiązanie!