To już wieloletnia tradycja. Na co dzień są przy terminalnie chorych w ich domach. Ale w jedno majowe popołudnie wolontariusze Hospicjum św. Kamila zmierzają do Świętoszówki, na ul. Słoneczną 58.
Tę rodzinność Hospicjum św. Kamila podkreślają wszyscy wolontariusze. Zgodnie mówią: - To hospicjum cieszy się dużym uznaniem. Jest pozytywnie odbierane. Nie czerpiemy z posługi żadnych profitów. Takich hospicjów jest coraz mniej, ponieważ zgodnie z różnymi dyrektywami, hospicja muszą przyjmować formy podmiotów gospodarczych, stowarzyszeń czy innych grup. To bardzo zubaża istotę hospicjum jako bezinteresownej pomocy drugiemu, wynikającej z miłosierdzia, z serca. Nasze hospicjum wciąż takie jest i chce takim być.
- Jestem po raz drugi na majówce hospicyjnej - mówi Aleksandra Reczulska, wolontariuszka z Bielska-Białej z dwuletnim stażem. - W ciągu roku nie mamy okazji by spotkać się w takiej atmosferze. Jesteśmy z pacjentami i nie bardzo jest na to czas. Ten jeden dzień jest więc dla nas wyjątkowy.
- To takie szczere, sympatyczne, radosne spotkanie. Wszyscy są tak pozytywni, że nie da się tu nie przyjechać - dodaje bielszczanka Monika Warzecha - w hospicjum od półtora roku.
- Jesteśmy przede wszystkim wspólnotą i takie spotkania jak to budują nas, dają siłę do tego, co robimy. Czujemy siłę wspólnoty, nie jesteśmy sami. Stąd każdy wychodzi z czymś dobrym - podkreśla Marzena Ślusarczyk, wolontariuszka z Godziszki.
Tradycją spotkań w Świętoszówce jest obecność okolicznych zespołów regionalnych, miejscowych artystów. Tym razem z sąsiedniego Grodźca przyjechali "Grodźczanie". - Uzupełnili naszą rodzinę - uśmiechają się Samolowie. - Chcemy wracać do tych dawnych tradycji, kiedy ludzie we wsi tworzyli rodzinę, wspierali się, cieszyli sukcesami, ratowali w kłopotach. Takie spotkania budują także tę naszą lokalną wspólnotę, w której żyjemy na co dzień.
Miejsce spotkania jest niezwykłe z jeszcze jednego powodu - kapliczki ku czci Matki Bożej Ratującej i umieszczonej w niej figurze Matki Bożej z Lourdes. Jej historia wiąże się z losami rodziny pana Benedykta. W 1935 r. figurka została podarowana jego rodzicom, Luizie i Wincentemu, z okazji ich ślubu. W zawierusze końca II wojny światowej, podczas ucieczki, mały Benedykt dzielił dziecięcy wózek z figurą. W pieluszkach ojciec ukrył także rewolwer. Nocą, otoczeni przez konnicę radziecką i zapytani czy są partyzantami, spodziewali się najgorszego. Wtedy mama przytuliła mocno synka i zawołała: "Matko Boska, w Twoje ręce się oddajemy!”. Cudem ocaleli… Również pani Anna ma swoją historię cudownego ocalenia przez Maryję w tamtych czasach. Przeczytacie o niej w tekście Ona, lekarka i leśnik.
Kiedy Samolowie trafili już jako małżonkowie do Świętoszówki, w 2003 roku wybudowali grotę, w której umieścili figurę. Kapliczkę poświęcili 22 sierpnia 2010 r. proboszcz parafii św. Bartłomieja w Grodźcu Śląskim ks. kan. Andrzej Szczepaniak, emerytowany proboszcz sanktuarium Matki Bożej w Bujakowie ks. kan. Jerzy Kempa oraz franciszkanin o. Marian Jankowski OFM.
W każdy majowy piątek o 18.30 Samolowie zapraszają tutaj na nabożeństwa majowe. Do kapliczki zapraszają też w ciągu całego roku każdego, kto potrzebuje potężnego wsparcia Maryi. Usłyszeli niezliczone świadectwa, jak po modlitwie tutaj wiele po ludzku beznadziejnych spraw znalazło swój szczęśliwy finał.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się