Kościół żyje, choćby nie wiem, jak był sponiewierany i poraniony.
Nie tak wpadające w ucho jak „Totus tuus” Jana Pawła II jest zawołanie papieża Franciszka: „Miserando atque eligendo”, co można przetłumaczyć „Spojrzał z miłosierdziem i powołał”. Papież nie wymyślił czegoś nowego, ale na pontyfikat następcy Piotra przeniósł po prostu swoje wcześniejsze zawołanie biskupie. Znalazł je w kazaniu 21. św. Bedy Czcigodnego o powołaniu do grona dwunastu celnika Mateusza. To na niego Jezus „spojrzał z miłosierdziem i powołał”.
Beda Czcigodny - człowiek renesansu, choć żył na przełomie VII i VIII wieku - był angielskim mnichem. Zasłynął przenikliwą egzegezą biblijną, która przychodziła mu tym łatwiej, że znał grekę, łacinę i hebrajski. Pasjonował się historią, polityką, sztuką (sam ilustrował swoje traktaty), przyrodą i kosmosem, pisał wiersze i komponował hymny. Taki trochę Leonardo da Vinci w habicie.
O św. Bedzie mówiono, że chrześcijański Zachód swoją mądrością oświecił. Akurat w jego wspomnienie, w sobotę 25 maja, odbyła się uroczystość święceń kapłańskich w mojej diecezji. Wkrótce do malowniczo położonych u stóp Beskidów parafii trafi sześciu nowo wyświęconych księży - młodych mężczyzn, na których Pan spojrzał z miłosierdziem i powołał.
Dopóki są tacy, którzy podchwyciwszy miłosierne spojrzenie Jezusa wstają z miejsca i idą za Nim, Kościół żyje, choćby nie wiem, jak był sponiewierany i poraniony.
O święceniach kapłańskich w bielskiej katedrze św. Mikołaja piszemy TUTAJ.