Śp. ks. Piotr Koszyk zmarł nagle w 56. roku życia i 30. roku kapłaństwa. Zostawił rzeszę ludzi, którym pomógł otworzyć się na Bożą miłość.
Za jego posługę dziękowali uczestnicy uroczystości pogrzebowych, które odbywały się równolegle w Polsce i Tanzanii: w rodzinnej parafii w Jaworznie-Długoszynie, w Milówce, gdzie był proboszczem przed drugim wyjazdem na misje, a także w misyjnej parafii Mugeta oraz w katedrze diecezji Bunda. Zgodnie z wolą zmarłego kapłana pochowano go w Tanzanii, wśród wiernych, którym służył przez 22 lata.
Urodził się w 1963 roku. Święcenia kapłańskie przyjął w 1989 r. i pracował jako wikariusz m.in. w parafii Opatrzności Bożej w Białej. W 1997 r. wyjechał jako misjonarz do diecezji Musoma w Tanzanii. W 2012 r. wrócił do Polski, został proboszczem w Milówce, ale już dwa lata później postanowił wrócić do Afryki. Tym razem do nowej diecezji Bunda, na terenie której po podziale diecezji w Tanzanii znalazła się jedna z jego misyjnych parafii. Kapłan podjął decyzję o powrocie po poruszającym liście bp. Renatusa Nkwande z Bundy, który prosił go o przyjazd, choć nigdy wcześniej się nie widzieli. Biskupowi wystarczyło spotkanie z parafianami ks. Koszyka.
Z Milówki ks. Piotr wyjechał do Afryki najpierw w odwiedziny. – Jadę do swoich. Obiecałem im, że jeszcze wrócę – tłumaczył, zabierając ze sobą dary parafian dla najbardziej ubogich: lekarstwa, jedzenie, stypendia dla dzieci. Do Milówki przywiózł z powrotem słowo podziękowania w suahili: Ashanti! Rok później był już w Tanzanii na stałe. I Padre Kikapu, jak go nazywali afrykańscy wierni, został wśród swoich na zawsze.
Liturgii pogrzebowej w Milówce przewodniczył bp Roman Pindel, a w homilii ks. kan. Andrzej Zając, który wspólnie z ks. Koszykiem wyruszał na misje do Tanzanii, mówił o jego radosnym usposobieniu, wielkiej energii i jeszcze większej wrażliwości, trosce o głodne dzieci i człowieka w najtrudniejszym położeniu: w biedzie, chorobie, opuszczeniu. Ksiądz Koszyk pomagał na różne sposoby i nigdy nie szczędził sił, by nieść miłosierdzie. – A wszystko po to, aby wszędzie była głoszona Ewangelia o zbawieniu. Nikomu nie odmawiał serca swego. Aż to serce się zatrzymało – mówił ks. kan. Zając.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się