Była modelka, która w konfesjonale usłyszała, że była gorsza od Marii Magdaleny; były kryminalista, który w więzieniach przesiedział 30 lat; licealistka, której życie wywróciło się po kursie Alpha i "fajny ksiądz" z oazy, byli gośćmi oświęcimskiego spotkania młodych.
Duszpasterz dzielił się swoją fascynacją Bogiem - w czasie wakacji parafialnych, kiedy poznał scholę Jakuba Blycharza, późniejszego autora hymnu ŚDM w Krakowie.
- Zafascynowało mnie, że oni każdego dnia wieczorem siadali na ławce i rozmawiali o Bogu: "Bóg mi powiedział to czy tamto, Jezus mi pomógł, jest moim przyjacielem. Dał mi tamto i siamto" - opowiadał duszpasterz. - Ja byłem religijnym człowiekiem, który codziennie rzucał Panu Bogu pakiecik: Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo, Wierzę w Boga, Pod Twoją obronę, Aniele Boży. Ale jak się rzuca taki pakiecik, to nie traktuje się Boga poważnie, jak osobę. Powiedziałem wtedy Kubie: albo to, co mówicie, jest ściemą i robicie jakiś cyrk, albo to jest prawda i ja też tak chcę. Jeśli poznam takiego Boga, to wchodzę w to w ciemno. I wtedy rozpoczęła się najpiękniejsza przygoda mojego życia: wziąłem do ręki Ewangelię, którą mi dali i powiedzieli: idź do wspólnoty.
Tak Kamil trafił do oazy: - I powoli odkręcałem wszystkie obrazy, jakie miałem o Panu Bogu.
Jednym z najpiękniejszych na jakie trafił, była przypowieść o Miłosiernym Ojcu, zwana przypowieścią o Synu Marnotrawnym. Ona stała się przedmiotem kolejnej konferencji, którą poprzedziło świadectwo o przebaczeniu i miłości 36-letniej Ani Golędzinowskiej - modelki, aktorki, prezenterki, która robiła karierę w showbiznesie we Włoszech. Dziewięć lat temu w Medjugorje jej życie zmieniło się zupełnie.
Dorośli, którzy przeszli kurs Alpha przygotowali dla młodych słodki poczęstunek.- To ja - była modelka, była prezenterka, była aktorka - zaczęła. - Jestem grzesznicą, jak każdy z was, ale jestem, jak każdy z was, na drodze do świętości. Nie byłam święta, wciąż nie jestem, ale dzisiaj wiem, dokąd zmierzam, gdzie mnie prowadzi droga. Nie takiej drogi uczyło mnie życie, które było ciężkie i… brzydkie.
Ania opowiadała o tym, jak urodziła się w tzw. rodzinie patologicznej. - Moi rodzice też mieli serce, też byli ludźmi i też szukali tego, czego szuka każdy z nas - miłości. Może im się nie udawało…
Tata zmarł kiedy miała 10 lat. Mama wpadła w depresję. Wkrótce do domu zaczęła przyprowadzać "wujków". - Jeden z nich się do mnie dobrał. Potem to samo zrobił z moją młodszą o cztery lata siostrą - opowiadała. - Zaczęłam nienawidzić moją matkę, bo mnie nie obroniła. Zaczęłam nienawidzić ojca, całego świata… Uciekałam z domu. Na ulicy moi przyjaciele sprzedawali narkotyki; kradliśmy, nie chodziłam do szkoły… Wydawało mi się, że mogę robić, co chcę.
Miała 13 lat, kiedy adoptowała ją babcia. Szybko zrzekła się obowiązku, bo sobie z wnuczką nie radziła. Ania postanowiła odebrać sobie życie. Odratowali ją w szpitalu, ale miała trafić do poprawczaka. Ponowną próbę adopcji podjęli ciocia i wujek, kiedy miała 16 lat. Wtedy pojechała do Włoch, do Mediolanu. Przygotowała book - książkę ze swoimi zdjęciami kandydatki na modelkę. Ale była niepełnoletnia, więc musiała wrócić do Polski po podpis opiekuna. Ciocia z wujkiem dokumenty podpisali i nastolatka wróciła do Włoch. Tym razem nie trafiła do Mediolanu. Została wywieziona do obskurnego garażu, gdzie miała pracować jako prostytutka. Bez pieniędzy, telefonu, nie miała kogo poprosić o pomoc.
Udało się jej uciec i pojechała do Mediolanu. Rozpoczęła się jej szybka kariera w showbiznesie: pieniądze, okładki gazet, telewizja, narzeczony, z którym latała w najbardziej luksusowe miejsca prywatnym samolotem; a przy tym narkotyki, alkohol, imprezy.
- Dla wielu to spełnienie marzeń… Ja zdałam sobie sprawę, że to wszystko mi nie wystarcza. Pamiętam, jak pogadałam kiedyś z narzeczonym, który powiedział, że może mi dać wszystko, ale o jedną rzecz mam go nie prosić, bo nie jest w stanie mi jej dać: miłości. A ja tego od małego szukałam… Wtedy zdałam sobie sprawę, że są rzeczy, których za pieniądze nie możemy kupić. Zaczęłam brać jeszcze więcej narkotyków, żeby nie słyszeć tej prawdy.
Dziewięć lat temu, jeden wydawca zainteresowany jej historią zaproponował Ani wydanie książki. Miał tylko jedną prośbę - żeby pojechała z nim do sanktuarium Matki Bożej w Medjugorje. To, co tam widziała w pierwszych dniach, uznała za zwykłe oszustwo i wyciąganie pieniędzy od pielgrzymów. Kiedy wraz z innymi miała wejść na szczyt góry, odprawiając Drogę Krzyżową, poddała się przy trzeciej stacji. - Wydawca mi powiedział, że na tej górze będę wiedziała, co to jest Droga Krzyżowa i żebym myślała o Jezusie, który niósł krzyż na ramionach. - Myślałam: co mnie obchodzi jakiś Jezus sprzed dwóch tysięcy lat i jego problemy, jak ja nie wiem, jakie buty założyć!