Kiedy Dorota Kania, katechetka w cieszyńskim „Koperze”, usłyszała o Marii Sojkowej, była pewna, co chce zrobić. Wyprowadzi kobiety na cieszyński rynek! I mężczyzn też!
Te dwa wyjątkowe zdjęcia z jesiennego rynku w Cieszynie A.D. 2018 mają już wartość historyczną. Jedno zrobione w stronę ratusza, drugie – z jego wieży. Obydwa przywołują wydarzenia sprzed stu lat, kiedy nad Olzą zaczęła się Niepodległa. To tutaj, w dżdżysty poranek 27 października 1918 roku, przybyło kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców Śląska Cieszyńskiego, by publicznie wyrazić swoje poparcie dla przyłączenia tego regionu do odradzającej się Polski. Pamiątką tamtego dnia stała się czarno-biała fotografia. Sto lat później 20 października mieszkańcy ponownie stanęli do historycznej fotografii upamiętniającej rocznicę powołania Rady Narodowej Księstwa Cieszyńskiego i odzyskania niepodległości.
Tego jeszcze nie było
Nieco ponad dwa tygodnie wcześniej, 4 października, cieszyński rynek stał się scenografią dla innego spotkania i innego zdjęcia. Nie byłoby go, gdyby nie Maria Sojkowa, urodzona w 1875 roku cieszynianka, która ma swoją lampę w Uliczce Cieszyńskich Kobiet przy tutejszym zamku. Była żoną, mamą i działaczką społeczną – członkinią Rady Narodowej Księstwa Cieszyńskiego, zaangażowaną w przyłączenie Śląska Cieszyńskiego do Polski. To jej postać zainspirowała Dorotę Kanię, by zrealizować coś, czego jeszcze nad Olzą nie było.
Dorota wymarzyła sobie, żeby sto osób założyło miejscowy strój regionalny i zaprezentowało go na rynku, ustawiając się na liniach konturu stroju żeńskiego wyrysowanego kredą na bruku. Aby ten widok poszedł w świat, zaprosiła dziennikarzy, by wdrapali się na ratuszową wieżę i stamtąd zrobili zdjęcie. Pomysł zatytułowała „Sto na sto – sto strojów na stulecie niepodległości”. Wiadomość o spotkaniu najpierw rozeszła się wśród licealistów „Kopera” i ich nauczycieli. Podchwycili ją przyjaciele pani Doroty – wolontariuszki z Hospicjum im. Łukasza Ewangelisty, tancerze i śpiewacy Zespołu Pieśni i Tańca „Ziemia Cieszyńska”, dyrektorzy przedszkoli, mieszkańcy miasta i okolic. Swoją obecność potwierdził burmistrz Ryszard Macura; przyszła także nestorka – dobiegająca 80. roku życia Eugenia Banotowa. Tylko czy zbierze się setka osób? Było ich ponad sto!
W zakamarkach
Wiele pań, zwłaszcza członkinie Kół Gospodyń Wiejskich i „Ziemi Cieszyńskiej”, ma własne stroje. Młodzi zajrzeli w zakamarki babcinych i prababcinych szaf, popytali znajomych, starszych – i znaleźli. Julia Brożyna, licealistka „Kopera”, założyła suknię cieszyńską, którą odziedziczyła po babci. Miała ją na sobie drugi raz. Po raz pierwszy założyła ją w czasie konfirmacji. W Kościele ewangelicko-augsburskim wraca bowiem tradycja, by w tym ważnym momencie życia podkreślić swoją tożsamość kulturową.
Klaudyna Handzel z Kończyc Wielkich też odziedziczyła suknię po babci. Mówi, że na pewno ma ponad 60 lat, jeśli nie więcej. Uczennica miała już ją na sobie kilka razy: podczas gminnych dożynek czy występów w szkole podstawowej. Ania Sobol ze Świętoszówki po strój poszła do pani wójt. Występowała w nim już kilkukrotnie. Suknię pożyczyła także Ada Tomaszewska, by razem z koleżankami wziąć udział w tym wyjątkowym przedsięwzięciu. Julii Sarnie z Brennej stroju ludowego użyczyła koleżanka. Z kolei Michał Padło z Międzyświecia męski ubiór zdobył od taty koleżanki. Julce strój żeński bardzo się podoba, choć przyznaje, że przy zakładaniu go potrzebowała pomocy. Michał trochę narzeka – jest niewygodnie, ale da się wytrzymać.
Licealistki, przyglądając się sobie, nieśmiało rzuciły: – A może byśmy tak się ubrały na studniówkę? Choćby tylko do poloneza?
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się