Tu czekali strażacy z ochładzającą polową umywalnią, a przy stołach - gospodynie i niezwykle gościnne przyjęcie.
Gospodarze martwili się tym, że pielgrzymi nie zjedli wszystkiego, ale cieszyło ich, że z nowymi siłami wyruszyli ze Sławkowa w dalszą drogę. Był poczęstunek z prawdziwym obiadem i obfitością zup, a także ciasta, owoce, napoje, słodycze, pomidory, kanapki na drogę i wielka beczka ogórków małosolnych - niczego nie brakowało.
- Gościnność gospodarzy jest tak wielka, że naprawdę pielgrzymi mają wszystkiego pod dostatkiem i nie są w stanie zjeść wszystkiego, co zostało dla nich przygotowane - podkreśla ks. Damian Koryciński, główny przewodnik pielgrzymki.
Pątnicy mają też do dyspozycji rozległe parafialne ogrody i w cieniu odpoczywają. Mimo silnego upału postój w Sławkowie, gdzie zatrzymują się wszystkie grupy hałcnowskie, przynosi tak potrzebne pielgrzymom wytchnienie i przywraca siły. Po odpoczynku pątnicy ruszają w dalszą drogę...
Bez pielgrzymowania nie wyobraża sobie życia Piotr Pawicki, czuwający nad zapewnieniem hałcnowskim pątnikom bezpieczeństwa Już przed rokiem dzielił się z internautami opowieścią o swojej napotkanej na pielgrzymkowym szlaku miłości: o tym, jak poznał Monikę i jak oboje są wręcz uzależnieni od pielgrzymowania.
W tym roku też ich nie zabrakło. A tak wyglądał postój wszystkich hałcnowskich grup w Sławkowie. Grupy dochodzą stopniowo, mają chwilę na wytchnienie i posiłek, a potem w ustalonej kolejności wyruszają w dalszą drogę.
Ledwie docierają ostatni, już pierwsi ustawiają się w bocznej ulicy do wyjścia.
Tu czuwa Piotr z czerwonym lizakiem w ręce. On decyduje, czy grupa jest gotowa, by wyruszyć, czy odstęp między grupami jest wystarczający - i wybiera moment, kiedy można bezpiecznie wkroczyć na drogę. Cierpliwie powtarza to dziewięć razy i zaraz sam rusza w dalszą drogę.
Na pytanie, czy zdążył zjeść, uśmiecha się tylko: - Zjem później! Bo musi jeszcze tylko znaleźć choć chwilę dla Zosi.
Zosia ma dopiero 6 miesięcy, a pielgrzymuje już po raz drugi, bo przecież była już w maju w gronie najmłodszych pątniczek do Łagiewnik. Teraz wędruje w ramionach mamy albo w wózku, a w wolnych chwilach próbuje, jaki smak ma ten lizak taty...