Nowy numer 22/2023 Archiwum

Brygada na medal

Byli na liście prawie 1800 pątników, którzy w tym roku zmierzali z Hałcnowa do Łagiewnik z 6. pieszą pielgrzymką diecezji. – Nie wysłuchałem ani jednej konferencji, nie zmówiłem ani jednego Różańca czy koronki z innymi – mówi Grzegorz Stefko. – Nie przeszedłem na nogach nawet kilometra… – przyznaje Paweł Pawlicki.

Wśród łagiewnickich pielgrzymów co roku są tacy, którzy nie przeżywają jej tak jak inni. A jednak bez nich pozostali mieliby małe szanse, żeby bezpiecznie dotrzeć do celu. Wśród tych osób są Grzegorz Stefko, Paweł Pawlicki, Zbigniew Papla, Andrzej Pakosz i jego firma „Auto-Pako” oraz Paweł Roczyna – piloci pielgrzymki wraz z 25 osobami kierującymi ruchem, którzy byli ubrani w odblaskowe kamizelki i wyposażeni w gwizdki i lizaki. W gronie pątników, którzy inaczej niż pozostali pokonywali szlak do Łagiewnik, było też 34 wolontariuszy Maltańskiej Służby Medycznej. Szli ramię w ramię z innymi pielgrzymami. Tak samo piekło ich słońce. Tak samo odczuwali trudy drogi. Kiedy jednak pątnicy mogli odpocząć na postoju, oni ofiarnie ruszali do pracy, opatrując zbolałe stopy i pomagając w innych dolegliwościach. Szefem zabezpieczenia medycznego był Mariusz Zawada, ratownik medyczny i komendant oddziału MSM w Kętach. Wraz z nimi pielgrzymami opiekowały się lekarki – Bogusława Maria Boba i Jolanta Zamora-Podsiadło. Swoje zadania miała również grupa 20 bagażowych z Kamilem Papiernikiem na czele, 20 kwatermistrzów z Rafałem Kwaśniewskim oraz czuwające nad logistyką całej pielgrzymki biuro zarządzane przez Irenę Paplę i Sławomira Mietłę. Wszyscy odpowiedzialni za obsługę pielgrzymki spotkali się na podsumowaniu tegorocznej wędrówki w środę 9 maja w Bielsku-Białej-Lipniku.

Brygada

Paweł Roczyna, odpowiedzialny za wszystkich porządkowych kierujących ruchem, dołączył do ekipy pielgrzymkowej w 2015 r. – Z ks. Mikołajem Szczygłem, głównym przewodnikiem pielgrzymki, pochodzimy z tej samej – parafii św. Marcina w Radziechowach – opowiada. – Zapukał kiedyś do moich drzwi. Chodziło o to, żebym wykorzystał swoje umiejętności na pielgrzymce. Ponieważ służyłem w policji drogowej, kwestia zabezpieczeń nie była mi obca. Z chęcią się zaangażowałem. Był to też jakiś powrót do tego, co bardzo lubiłem w młodości, kiedy byłem w służbie liturgicznej czy animatorem w oazie. Paweł Roczyna przyznaje, że kiedy na zakończenie pielgrzymki w Łagiewnikach popatrzył na swoją ekipę, mógł powiedzieć jedno: – Z tą brygadą można pracować – stanęli na wysokości zadania. To służba wyczerpująca fizycznie i psychicznie. Wymaga stałej koncentracji – idziemy drogami o dużym natężeniu ruchu – podkreśla. – Ci ludzie muszą wykazywać się dużą sprawnością fizyczną. Pokonują znacznie więcej kilometrów, zwłaszcza osoby, które prowadzą grupę. Właściwie cały czas biegną, wychodzą do przodu, żeby odpowiednio pokierować maszerującą kolumną i ruchem kołowym przed i za nią. W tym roku mieliśmy dodatkową pomoc w osobie Marka, motocyklisty, który świetnie się sprawdził, kierując ruchem na skrzyżowaniach. Na poszczególnych etapach pomagali nam także policjanci z Kęt, Wadowic i Krakowa. Jak podkreśla P. Roczyna, w tej służbie najważniejsze jest, żeby ludzie mieli odpowiednie przeszkolenia. Co roku organizuje je Wojewódzki Ośrodek Ruchu Drogowego. W każdej grupie pracuje dwóch, a w tych większych – trzech kierujących ruchem, choć jak podkreśla P. Roczyna, optymalnie byłoby, gdyby było ich czterech. – Nie można powiedzieć, żeby ci ludzie brali udział w duchowym przeżywaniu pielgrzymki. Muszą mieć oczy dokoła głowy i skutecznie używać gwizdka i lizaka – dodaje pilot. – Co roku potrzebujemy osób do tej pracy i już teraz prosimy wszystkich, którzy chcieliby się jej podjąć, żeby zgłosili chęć udziału w szkoleniach.

Dla nich warto

Od początku łagiewnickich pielgrzymek pilotem jest Paweł Pawlicki. Zawsze szedł jako pierwszy. W tym roku stan zdrowia nie pozwolił mu na to – jechał samochodem. – Wolę iść pieszo, nawet jeśli bolą nogi. Kiedy idziesz, zawsze się zaczepisz w którejś grupie na konferencję, koronkę, Różaniec. Kiedy jedziesz autem – to bardzo trudne. – W poprzednich latach uczyliśmy się pilotowania. Teraz to już trochę rutyna – dodaje Zbigniew Papla. – Co roku jednak coś usprawniamy – tym razem była to nasza akcja „lejek” – czyli uformowanie szyku, który sprawnie przemieścił się wąską drogą z Centrum Jana Pawła II do sanktuarium Bożego Miłosierdzia. Za rok myślimy o usprawnieniu nagłośnienia. Nie brakuje nerwówki w tej pracy, ale widzimy, że ludzie chcą pielgrzymować. I dla nich warto to robić… Czemu aż tylu pilotów na pielgrzymce? – Potrzeba, żeby nas było kilku z podstawowego powodu – grupy przychodzą na noclegi do różnych miejscowości. Każda musi mieć swojego pilota – wyjaśnia Grzegorz Stefko. Kiedy pielgrzymi idą już na odpoczynek, piloci robią objazd trasy przed kolejnym dniem. Bo zdarzają się niespodzianki – roboty drogowe, których miało nie być, świeżo kładziony asfalt, rozebrana droga – jak to było w tym roku. Od decyzji i interwencji pilotów zależy sprawne pokonanie takich przeszkód przez prawie 2 tys. osób. – Co jest najtrudniejsze w pracy pilota? Poderwanie pielgrzymów z postojów – śmieje się G. Stefko. – Najtrudniej jest po pierwszym w Kętach-Podlesiu, gdzie grupom trudno się zebrać po gościnie u tamtejszych parafian i… na ostatnim, we Wróblowicach. Tutaj jedna z grup ma zaledwie siedem minut postoju. Jednak najtrudniejszym wyzwaniem dla pilotów jest fakt, że… nie mogą pielgrzymować pieszo. – Brakuje mi tego. Ale mam nadzieję, że te wszystkie osoby obok nas, którym służymy, modlą się też za nas… – mówi G. Stefko.

Maltańczycy

Drugą grupą, która troszczyła się o bezpieczeństwo pątników, byli maltańczycy. – Ponad 30 wolontariuszy to zdecydowanie więcej niż w latach ubiegłych – mówi Mariusz Zawada, który łagiewnickie pielgrzymowanie zaczynał sześć lat temu jako…pilot. Z wolontariuszami oddziału kęckiego byli maltańczycy z Nysy, Krzeszowic, Bielska-Białej, Andrychowa. Nad bezpieczeństwem każdej z 7 grup czuwały 3-osobowe patrole medyczne, idące na końcu każdej z nich. Maltańczycy byli wyposażeni w sprzęt łącznościowy, więc w każdej chwili mogli skomunikować się z lekarzami i ratownikami towarzyszącymi pielgrzymce w karetkach. Wolontariusze mieli dwie karetki oraz dwa maltańskie busy, służące do transportu sprzętu i poszkodowanych. Choć w każdej grupie raz po raz zwracali uwagę pielgrzymom, żeby nosili nakrycia głowy i często nawadniali organizm, nie udało się w 100 proc. uniknąć zasłabnięć, choć, jak zauważa M. Zawada, sześcioletnia edukacja przyniosła już efekt – potrzebujących pomocy z tego powodu było znacznie mniej. Dodatkowo na każdym postoju można było korzystać z pomocy wolontariuszy. Bardzo wielu pielgrzymów przyszło po nią podczas postoju na Polance Hallera. Tam każdy mógł także wesprzeć finansowo maltańczyków kwestujących na sprzęt medyczny, leki, opatrunki itp. Wśród zbierających datki byli Julka, Marysia i Robert, którzy dołączyli do MSM po zeszłorocznej pielgrzymce. – W każdej z grup co roku opowiadamy o naszej posłudze – mówi maltanka Ania Bogacz. – Im nas więcej, tym lepiej. Poza trójką młodych, którzy w ubiegłym roku podeszli do nas i zapytali, jak dołączyć do MSM, byli z nami też wolontariusze, których pozyskaliśmy dzięki naszemu projektowi Maltańskiego Wolontariatu Młodzieżowego.

Z radością

W ekipie służb pielgrzymkowych był także Kamil Papiernik. – Czasem traktuje się nas jak tragarzy, ale od bagażowych także zależy bezpieczeństwo – mówi. – Pilnowaliśmy, żeby ludzie nie przemieszczali się między grupami, a bagaże przynosili do samochodu swojej grupy. To bardzo ważne – gdyby kilkanaście albo więcej osób zmieniło grupę, utrudniłoby to mocno zadania porządkowym. Kiedy grupa jest większa, trzeba i to brać pod uwagę podczas kierowania ruchem. Swoją ekipę 20 pomocników miał także główny kwatermistrz Rafał Kwaśniewski. – Mieliśmy jedno zadanie: zorganizować noclegi dla każdej osoby tak, żeby nikt nie pozostał bez dachu nad głową. Trudno każdemu dogodzić, ale mam nadzieję, że nikt nie był niezadowolony. Trudności mamy, jak co roku, w Wysokiej i w Mogilanach, gdzie przychodzi kilka dużych grup. Tym bardziej jestem wdzięczny za zaangażowanie całej ekipie kwatermistrzów. Podobnie jak w ubiegłych latach samochodami swojej firmy, ale i swoimi umiejętnościami w biurze pielgrzymki służył Sławomir Mietła i jego dzieci – Martyna i Bartek. – To Pan Bóg daje siłę, żeby współtworzyć pielgrzymkę. I wszystko, co robimy, robimy najpierw dla Niego. To trud, który podejmuje się z radością. A jego szczyt przychodzi w Łagiewnikach…

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy