Szli w łagiewnickiej pielgrzymce już po raz piąty. I nie wyobrażają sobie, żeby inaczej spędzać długi majowy weekend...
Jan Kanik, Zdzisław Szuta i Bogdan Horycki ze Straconki mówią, że na tej pielgrzymce, jak w żadnym innym miejscu, poznają, czym jest dobroć jednego człowieka wobec drugiego, a tym samym poznają samego Boga, który w nich jest.
- Pielgrzymujemy, żeby z siebie dać coś więcej - Panu Bogu i innym ludziom. Tu człowiek mierzy się z samym sobą, bólem, swoimi ograniczeniami - opowiadają. - Ta pielgrzymka to także poznawanie naszego kraju, tradycji mieszkających tu ludzi, jak również szansa na pobycie z drugim. Na co dzień jesteśmy zabiegani, nie mamy tego czasu dla siebie nawzajem. Wbrew pozorom telefony, samochody, komputery też nam tego nie ułatwiają. Tu się można oderwać od tej gonitwy i po prostu być blisko z innymi, tak naprawdę. Warto pielgrzymować choćby i po to, żeby się spotkać z drugim człowiekiem, razem się pomodlić, pośpiewać. Tu się Pan Bóg upomina o człowieka.
Panowie przyznają, że na trasie najtrudniejszy jest dla nich drugi dzień. - Ale wszystko zależy od tego, co mamy w głowie. Nogi bolą, ale kiedy uświadomimy sobie, czym jest ten ból wobec wagi intencji, którą się niesie, szybko udaje się go zwalczyć. W tym roku spotkała nas też wyjątkowa nagroda. Po raz pierwszy po tym drugim dniu nie spaliśmy w szkole, na podłodze, a w komfortowych warunkach w domu gospodarzy w Wysokiej. Wspaniale będziemy zawsze wspominać ten czas.