- Szefem tej pielgrzymki jest Ten na Górze, sam Pan Bóg. My dajemy z siebie wszystko, ale to On nad wszystkim czuwa - mówi Irena Papla, inicjatorka i główna organizatorka łagiewnickiej pielgrzymki.
- Piąta pielgrzymka dobiegła końca. Powiedzieć, że jestem bardzo zadowolona z jej przebiegu, to za mało - podkreśla Irena Papla. - Tak naprawdę… jestem bardzo szczęśliwa! Od kiedy organizujemy pielgrzymkę - nawet wtedy, kiedy są jakieś trudności - zawsze mam wewnętrzny spokój… Tym razem też wiedziałam, że się uda - bo... bo ja jestem tylko narzędziem. A tak naprawdę, jak podkreśla ks. Mikołaj Szczygieł, nasz główny przewodnik - szefem tej pielgrzymki jest Ten na Górze, sam Pan Bóg. My dajemy z siebie wszystko, ale to On nad wszystkim czuwa i dlatego z pełną świadomością tak mogę mówić.
Jak dodaje Irena Papla, w tym roku znowu było bardzo bezpiecznie, dzięki zaangażowaniu wszystkich służb pielgrzymkowych.
- Cieszę się także z tego, że jest tak, jak prosił Jan Paweł II - Miłosierdzie Boże rozlewa się po całym świecie, także dzięki tym, którzy o Nim mówią innym, którzy o nim świadczą swoim życiem, swoją modlitwą. I ufam, że te ziarna miłosierdzia, które wpadają w naszą beskidzką ziemię poprzez to pielgrzymowanie, też wciąż będą wydawać owoce.
Irena Papla zaznacza, że swój udział w tym sianiu ziaren mają nie tylko pielgrzymi, którzy idą w siedmiu grupach.
- Są jeszcze dwie grupy, będące pełnoprawnymi uczestnikami tej pielgrzymki - kontynuuje. - Często powtarzam, że jest jeszcze ósma grupa - bardzo ważna, której uczestników trudno zliczyć - to osoby, które się w jakikolwiek sposób angażują w przyjęcie pielgrzymów. Dbają o posiłek dla nich, o noclegi, o to by mogli po drodze odpocząć w jak najlepszych warunkach i nabrać sił. Przechodzimy przez tereny 24 parafii. W każdej z nich są niezwykle oddani duszpasterze i wierni, którzy nam pomagają. Przychodzimy czasem zmęczeni, wyczerpani, zmoknięci, a zawsze gdzieś czeka na nas gorąca herbata, kawa, kanapka czy ciepły posiłek. Oni świadczą nam autentyczne miłosierdzie. Gdziekolwiek jestem wśród nich, zostawiam nasze znaczki pielgrzymkowe, żeby choć w ten symboliczny sposób dać im znać, że też są pielgrzymami, że idą z nami, bo niesiemy ich w naszych sercach. Oni zazwyczaj twierdzą, że przecież ich to nic nie kosztuje: wystarczy otworzyć drzwi własnego domu, przyjąć pielgrzyma, nakarmić, napoić. A nam aż się serce raduje - to już trzy uczynki miłosierdzia i trzy błogosławieństwa! I jest jeszcze dziewiąta grupa. To wszyscy, którzy są naszym zapleczem duchowym, którzy modlą się za nas, którzy przekazują nam swoje intencje, ale i przyjmują nasze, kiedy tylko o to poprosimy. I tak się to miłosierdzie sieje.