Kiedy wieczorem gra strażacka orkiestra z Witkowic, a w całej okolicy unosi się zapach żurku i kwaśnicy, ugotowanej przez panie z miejscowego Koła Gospodyń Wiejskich, pielgrzymi odzyskują wszystkie siły. A i po modlitwie... tańca sobie nie odmówią!
Około 800 pielgrzymów łagiewnickich - z grup św. Faustyny (prowadzonych przez ks. Tomasza Srokę), św. abpa Józefa Bilczewskiego (z przewodnikiem ks. Piotrem Niemczykiem) i św. Jana Pawła II (którą po raz pierwszy poprowadził ks. Dawid Szewczyk), po raz piąty znalazło serdeczną gościnę na pierwszą pielgrzymią noc wśród mieszkańców parafii św. Michała Archanioła w Witkowicach.
- Sam nie wiem, ilu pielgrzymów tak naprawdę będzie - siedmiuset czy ośmiuset - ale głęboko wierzę, że moi parafianie jak zwykle nie zawiodą i dla każdego znajdzie się miejsce pod dachem - tym bardziej że w tym roku mamy mały problem, bowiem w remizie, gdzie znajdowała miejsce część pielgrzymów, w tym roku odbywa się wesele - mówił ks. proboszcz Stanisław Lipowski tuż przed nadejściem pielgrzymów. - Jestem bardzo wdzięczny rodzinom, które za każdym razem decydują się przyjąć pielgrzymów na nocleg, ale oczywiście marzy mi się, żeby otworzyło się jeszcze więcej serc i domów.
Powitanie rodziny Sztafińskich z ich pątniczkami
Urszula Rogólska /Foto Gość
Wśród niecierpliwie czekających na pielgrzymów była między innym rodzina Sztafińskich: mama Bernadeta, tata Paweł i syn Karol.
- Przyjmujemy czworo pielgrzymów - opowiadają - Mamy mały domek, więc udostępniamy im na tę noc cały duży pokój. Chcemy ich jak najserdeczniej ugościć. Przecież to normalne, że trzeba ludzi do domu przyjąć, nakarmić (co przygotowaliśmy, niech pozostanie niespodzianką - na pewno będzie zimna płyta i ciasto). Czwarty raz gościmy uczestników pielgrzymki. Znamy się - jesteśmy już jak rodzina, a na pewno jak wspólnota. Opowiadamy sobie o naszych rodzinnych sprawach, o tym, co się wydarzyło w minionym roku. Rozmawia się bardzo swojsko, bez skrępowania. Mamy też ze sobą kontakt w ciągu roku - zdarzają się SMS-y, pozdrowienia. W te wieczory 30 kwietnia co roku rozmawia się tak miło, że nie czujemy, jak szybko mija czas, ale zawsze ktoś z nas czuwa, żeby nasze pątniczki "położyć" do łóżek - by wypoczęte wstały rano i mogły iść dalej - śmieją się Sztafińscy.
Strażacka orkiestra nie przestawała grać ani na chwilę!
Urszula Rogólska /Foto Gość
Kiedy tylko łagiewniccy pielgrzymi pojawili się na horyzoncie, rozdzwoniły się dzwony witkowickiego kościoła, a strażacka orkiestra rozpoczęła wielki koncert przebojów wszelakich, który trwał do późnego wieczora. Pielgrzymi jednak - jak zwykle - najpierw trafili na plan tuż za kościołem, by tu podziękować Panu Bogu za miniony, pierwszy dzień pielgrzymowania, przeprosić za to, co było złego, powierzyć Mu noc, swoich gospodarzy i kolejne dni wędrówki.
Trudno się jednak było rozstać - zwłaszcza tym, którzy nocleg znaleźli w miejscowej szkole! Najpierw panie z miejscowego Koła Gospodyń Wiejskich zaprosiły ich pod wiatę na wspaniały posiłek - ugotowały ponad sto litrów kapuśniaku i żurku (na wieczór i ranek następnego dnia - żeby pielgrzymi mieli siłę do wędrowania), napiekły dziesiątki blach ciasta. Mimo trudu z twarzy żadnej z nich nie schodził uśmiech, kiedy pielgrzymi zastanawiali się, czy wolą dziś żurek czy kapuśniak albo herbatę gorzką czy słodzoną!
- Cieszymy się, że znowu są z nami! - mówiły wszystkie zgodnie.
Ks. proboszcz Stanisław Lipowski powitał pielgrzymów jak zawsze... wodą święconą
Urszula Rogólska /Fot Gość
We wszystkich pracach związanych z organizacją przyjęcia pielgrzymów w parafii jak zwykle nie zabrakło też organizacyjnej pomocy witkowickiej drużyny strażaków-ochotników.
Jednak na posiłku się nie skończyło! Kiedy gra taka orkiestra jak ta z Witkowic, trudno usiedzieć na miejscu! Kiedy ks. Dawid Szewczyk, przewodnik grupy św. Jana Pawła II, porwał do tańca Irenę Paplę - główną organizatorkę łagiewnickiej pielgrzymki, zaraz za nimi ruszyli w tan młodzi i starsi. Nie zawiedli też klerycy, dbając, by każda pątniczka w tańcu zapomniała o trudach wędrówki pierwszego dnia!
Jak smakują witkowickie przysmaki? No właśnie tak!
Urszula Rogólska /Foto Gość