Nie odpoczęli w minioną niedzielę strażacy w Beskidach. Wszystkiemu winna wichura.
Zaczęło się w sobotę od powiewów z prędkością 30-40 kilometrów na godzinę. Wieczorem wiatr zaczął przybierać na sile. W porywach przekraczał nawet 110 kilometrów na godzinę. Wichura szalała niemal przez całą noc. Najmocniej dała się we znaki mieszkańcom Bielska-Białej. W mieście zerwała kilka dachów, łamała latarnie uliczne, powaliła wiele drzew. Niektóre upadając uszkadzały parkujące samochody. Przed konarem nie obronił się nawet jeden z wozów bojowych interweniujących strażaków. Na szczęście obyło się bez ofiar w ludziach.
W Bielsku-Białej straż pożarna interweniowała 150 razy. Powalone drzewa zagradzały szlaki komunikacyjne. Ciężki konar spadł na dom opieki „Samarytanin”. Ze skrzydła budynku ewakuowano kilkunastu pensjonariuszy. Uszkodzone drzewo blokowało wyjazd z zajezdni autobusowej. Jedną z ulic w centrum miasta do godzin popołudniowych unieruchomił zrzucony przez wichurę dach, do usunięcia którego niezbędny okazał się ciężki sprzęt. Na szczęście zdarzyło się to w niedzielę, kiedy ruch w centrum miasta jest niewielki. Służby miejskie uważają, że gdyby wichura przyszła w środku tygodnia, w Bielsku-Białej doszłoby do paraliżu komunikacyjnego. Razem ze strażakami i zaniepokojonymi skutkami wichury mieszkańcami był prezydent miasta Jacek Krywult.
Spokojniej było na Żywiecczyźnie. Tutaj skończyło się na kilkunastu interwencjach strażaków, choć wiatr uszkodził kolejową linię trakcyjną w okolicach Zwardonia. Również w okolicach Cieszyna skutki wichury były łagodniejsze. Tutaj strażacy interweniowali czterdzieści razy. W tej części regionu wiatr uszkodził linię energetyczną. Bez prądu pozostawało przez jakiś czas ponad tysiąc mieszkańców.