Wspólnota Mężczyzn z czechowickiej parafii św. Barbary spotyka się na spotkaniach formacyjnych od dwóch lat. W tym roku panowie z lampionami w rękach zaprosili innych mężczyzn na Roraty...
Przyszli jeszcze po ciemku. We wczesny sobotni poranek, kiedy zaczynają się Roraty, oni zdążyli już odśpiewać poranne Godzinki o Najświętszej Maryi Pannie. Potem ruszyli przed ołtarz z lampionami w rękach. I czytali słowa Pisma Świętego, i stojąc przed ołtarzem słuchali Ewangelii.
- To dla mężczyzny spore wyzwanie, stanąć tak z lampionem, jak zazwyczaj robią do najmłodsze dzieci - przyznaje proboszcz ks. kan. Ludwik Duży, duszpasterz Wspólnoty. I zaraz dodaje, że dla tych mężczyzn takie świadectwo wiary to żaden problem. A kiedy tuż po Mszy Świętej zaczęło się ich spotkanie w salce, panowie zgodnie zaśpiewali, że "nie ma takiego problemu, którego by Bóg rozwiązać nie mógł"...
Siła modlitwy
Mariusz Kumor, inicjator i animator Wspólnoty Mężczyzn, świetnie pamięta początki. - Od dłuższego czasu czułem takie pragnienie, żeby można było w męskim gronie spotkać się w kościele, wspólnie pomodlić. Okazało się, że nie tylko ja mam taką potrzebę, więc zaczęliśmy się w kilku zastanawiać, jak to zrobić - wspomina.
Zaczął szukać wzorów, uczestniczył w rozmaitych spotkaniach podobnych grup, m.in. Mężczyzn św. Józefa. Inspiracji szukał też w wydarzeniach proponowanych przez Inicjatywę Tato.Net. - Dużo o tym rozmawialiśmy, także z księdzem proboszczem. Stopniowo wyłaniała się koncepcja tego, o co nam chodzi. I tak dwa lata temu zaczęły się regularne spotkania. Najpierw było nas pięciu, sześciu. Były raz w miesiącu spotkania formacyjne z księdzem. I wcześniej wspólna adoracja Pana Jezusa w kościele, tylko dla nas. To było bardzo ważne i dziś już wiemy, że stąd mamy całą naszą siłę - podkreśla. Każdy z nich zaczął dzielić się tym, co przeżywa i tak pragnienie tej modlitwy rozszerzało się na kolegów, braci, sąsiadów, których zaczęli przyprowadzać na następne spotkania.
Dziś jest ich już ponad dwudziestu, głównie parafian, ale też i spoza parafii. Są młodzi małżonkowie i ojcowie, ale też kawalerowie, a niektórzy mają już wnuki. Jedni byli ministrantami, należeli do Oazy, inni nie. Teraz razem szukają swego miejsca w Kościele, pokonują wyzwania. I coraz bardziej nie mogą się doczekać kolejnej wspólnej modlitwy i... męskiego śniadania.
Więź śniadaniowa?
Długo szukali formy spotkań. Z czasem ustalił się ich wspólny zwyczaj, by w pierwszą sobotę miesiąca o szóstej rano uczestniczyć w nabożeństwie Godzinek w kościele. - I tak jakoś naturalnie pojawił się pomysł, że skoro już jesteśmy razem, to można też razem zjeść śniadanie. Kiedy esemesami przypominam o tym sobotnim spotkaniu, to nieraz dostaję bardzo entuzjastyczne potwierdzenia i widać, że tak samo nie możemy się już doczekać - uśmiecha się Mariusz Kumor.
Przychodzą do salki z własnym poczęstunkiem, który wcześniej sami (!) szykują i podają. - To taki z pozoru niewinny punkt programu, który ma jednak bardzo duże znaczenie: integruje wspólnotę, pomaga umocnić więzi i przypomina o męskiej odpowiedzialności za innych. Z czasem okazało się, że to też ważny dla Wspólnoty Mężczyzn punkt - podkreśla ks. Duży.
Razem też angażują się w parafialne nabożeństwa: Różaniec, Drogę Krzyżową. To było mocne świadectwo dla całej parafii, kiedy w czasie Drogi Krzyżowej każdy prowadzący rozważanie brał krzyż i stawał przed ołtarzem. Zwykle mężczyźni przecież najchętniej ustawiają się gdzieś z tyłu. Podczas Tygodnia z Ewangelią zaproponowali też czechowickie spotkanie ewangelizacyjne dla mężczyzn, a zaproszenie panów na Roraty to najnowsza inicjatywa.
Łączy ich wspólnotę także... puszka miłosierdzia. - To skarbonka, do której zbieramy datki, z których opłacamy szkołę dla dzieci z misyjnej parafii naszego dawnego wikarego ks. Waldemara Potrapeluka, który pracuje w Zambii. Finansujemy też posiłki w szkole dla jednego dziecka z naszej parafii - wyjaśniają panowie.
Jak bracia
Brat Marek przyjeżdża z Bielska-Białej, a brat Wiesiek z Pszczyny. - Bo to bardzo dla nas ważne, że tu czujemy taką prawdziwą męską wspólnotę - tłumaczą. - Jestem z żoną w Domowym Kościele, ale potrzebowałem też takiej męskiej ekipy i to, czego tu doświadczam, jest istotnym dopełnieniem - uważa Marek.
- Mamy tu czas na wszystko: na modlitwę i wyciszenie, ale też na chwilę rozmowy z humorem. A najważniejsze, że trzyma nas Pan Bóg. Ja jeszcze jestem kawalerem, więc uczę się, jak być mężem i ojcem, podpatruję kolegów - mówi Michał.
Dla każdego z nich ten czas zatrzymania się w codziennym pędzie i refleksji nad tym, jak żyją, jest bardzo potrzebny.
Panowie razem z dziećmi wyprawiają się też w góry, a w czerwcu organizują wspólny Dzień Dziecka i Dzień Ojca. - Na męskie spotkania panie nie mają wstępu, ale to nie znaczy, że tak całkiem się oddzielamy, a i teściowa zauważa, że wracamy stąd jacyś inni, lepsi - śmieją się panowie. Co jakiś czas zapraszają więc również żony i dzieci. Świąteczne spotkanie z rodzinami zaplanowali już w styczniu. - Latem pewnie znowu spotkamy się też wspólnie na jakimś rodzinnym grillu - dodaje Mariusz, a reszta wspomina też wspólnotową... piłkarską Strefę Kibica.
- Wspólnota jest ważna, bo razem odnajdujemy się w Kościele i zdobywamy odwagę, by dawać w naszym otoczeniu świadectwo wiary. Dzięki temu, że znają się nasze dzieci i nasze żony, to również im udziela się ta postawa - zauważa brat Łukasz.
- Każdy z nas ma jakieś pomysły na życie, na rodzinę. Rozmawiamy, uczymy się od siebie nawzajem, jak być mężem, ojcem. Tu doświadczamy też takiej realnej męskiej przyjaźni: ufamy sobie, zawsze możemy na siebie liczyć - dodają inni.
Wiara po męsku
- Mężczyźni w kościele są zwykle w mniejszości, raczej przytłoczeni zwykle liczniejszą grupą kobiet, dlatego potrzebują takiego czasu wyłącznie dla nich i formacji uwzględniającej ich potrzeby. To, że powstała u nas Wspólnota Mężczyzn jest dla mnie znakiem czasu i wiąże się z autentyczną potrzebą mężczyzn, którzy chcą siebie doskonalić, uczyć się, jak być odważnym, kochającym, odpowiedzialnym - uważa ks. kan. Duży. Jak podkreśla, inicjatywa powstania grupy należała do samych panów. - Moja obecność wiąże się z tym, że istnienie takiej grupy bez kontaktu z Bogiem nie jest możliwe. Bez adoracji, modlitwy, te męskie cechy nie byłyby prawdziwe - dodaje proboszcz.
Kiedy Mariusz zachęca kolegów do przyjścia na pierwszą wspólną adorację, rozumie obawy i rzuca krótko: - Nie bój się, przyjdź! Będą same chłopy! - i taka zachęta wystarcza. A kiedy widzi kumpla, który się modli, obawy znikają.
Niedowiarkom opowiada, jak sam przeżył kiedyś ogólnopolskie spotkanie dla mężczyzn. - Konferencję głosił bp Ryś. Kiedy przyszła godzina piętnasta, powiedział tylko: - Panowie, szable w dłoń! I wszyscy wstali, sięgnęli do kieszeni po różańce. I poczuliśmy, że w tej modlitwie wszyscy stajemy się silniejsi. Tu jest podobnie - wyjaśnia Mariusz Kumor.
Co miesiąc losują karteczki ze swoimi imionami i każdy modli się za jednego z braci. Wspominają Procesję Światła, kiedy przeszli ulicami parafii, ze świecami w rękach, sami, za Panem Jezusem...
- To wymagało odwagi. Duże wrażenie wywołuje też ten męski udział w Godzinkach. Ta i każda inna obecność mężczyzn w życiu modlitewnym parafii działa na innych. Przyciąga kolejnych. Inni mężczyźni też zdobywają się na odwagę i widzę, że wpływ tej wspólnoty jest coraz silniejszy. Oni sami też są coraz bardziej świadomi swojej odpowiedzialności za Kościół i stają się coraz ważniejszą cząstką parafii - nie ma wątpliwości ks. Duży.
- Dla mnie to wielka radość spotkać ludzi, którzy tak samo kochają Boga, z którymi szczerze mogę podzielić tym, co mnie smuci, nad czym pracuję. To mnie buduje i dzięki tej wspólnocie ja szukam Boga, ale też mam poczucie, że Pan Bóg mnie szuka, że na mnie czeka. To wspaniałe uczucie! - dodaje Maksymilian.