Hospicjum czy stadion? - oto jest pytanie.
Po wielu latach budowy, tak wielu, że rodzimy klub piłkarski zdążył przepaść z kretesem w krajowym rankingu drużyn, Bielsko-Biała szykuje się do oficjalnego otwarcia stadionu. Obawiam się, że będzie służył igrzyskom na kiepskim poziomie, okraszanym stekiem przekleństw, na które głusi pozostaną ostatni nieliczni, co noszą w sercu naiwne przekonanie, że piłka nożna to czysty sport i uczciwa rywalizacja.
Niemal po sąsiedzku wyrósł w tym samym czasie raczej skromny budynek - hospicjum. To pierwsze tego rodzaju miejsce w mieście, w którym co najmniej kilkudziesięciu pacjentów znajdzie godne warunki, by z podniesionym czołem przejść przez nieuchronnie otwierającą swoje podwoje bramę śmierci.
Sytuacja jest taka, jak w ewangelijnej przypowieści o bogaczu i Łazarzu: w cieniu przestrzeni, z której dobiegają beztroskie odgłosy radosnej, niepomnej swego końca zabawy, odbywa się powolne umieranie, przepełnione cierpieniem i lękiem. Stadion zbudowano za 130 milionów złotych, wyasygnowanych z budżetu miasta. Hospicjum pochłonęło 10 milionów złotych: użebranych przy kościołach, wyproszonych u ludzi i instytucji, uzbieranych przez uczniów szkół całego powiatu. Gdyby to zliczyć, wyszedłby wynik, opiewający na miliard wdowich groszy.
Pojawiają się głosy, że ten stadion jest jak Titanic: powodem do chluby, który może być finansową katastrofą. Czy hospicjum będzie arką Noego? Titanic zatonął, arka ocalała. I na nic się zdało, że Titanic był ze stali, a arka z drewna. Może warto wziąć pod uwagę jeszcze i to, że Titanica zbudowali fachowcy, a arkę amatorzy?