W Wilkowicach przypomniano potyczkę z czasów Potopu. Naprzeciw oddziałów szwedzkiej armii stanęli ramię w ramię polscy rycerze, wilkowiccy chłopi i garstka górali.
Historia potyczki rozpoczyna się w roku 1655. Przebywający na zamku w Żywcu król Jan Kazimierz zwrócił się do tutejszych mieszczan z prośbą o powstrzymanie szwedzkiej nawały. Kazał rozdać góralom i mieszkańcom okolicznych osad broń i rozpocząć wojnę podjazdową. Na okazję do walki nie trzeba było długo czekać. Szwedzi bowiem szykowali się do najazdu na miasto, które odmówiło płacenia kontrybucji najeźdźcom.
Wojska szwedzkie szły na Żywiec od strony dzisiejszego Bielska-Białej. U progu Państwa Łodygowickiego, na pograniczu Wilkowic i Mikuszowic oddziały najlepszej wówczas armii w Europie natknęły się na trzy niewielkie szańce. Główne siły obronne, złożone ze szlachty i chłopów, ulokowały się na środkowym, najlepiej usypanym. Dowodził nimi ksiądz Stanisław Kaszkowiec. Obrońcy dzielnych szańców. Ks. Jacek Pędziwiatr /Foto Gość Przez kilka godzin Szwedzi bezskutecznie próbowali zdobyć prowizoryczną twierdzę, ponosząc przy tym spore straty. Dopiero desperacki atak posiłków szwedzkich, którymi dowodził znany z „Potopu” okrutnik, czeski najemnik Jan Weyhard, zdobył wilkowickie szańce. 16 obrońców zginęło, wielu padło rannych, pozostali wycofali się w stronę Żywca. Jednak militarna klęska okazała się być moralnym zwycięstwem. Uświadomiła bowiem, że niezwyciężonej armii szwedzkiej można stawić czoła. Ponadto skutkiem bitwy wilkowickiej było jeszcze i to, że wykrwawieni w niej Szwedzi wkrótce wycofali się z Żywca, nie czyniąc miastu większej szkody. Smaczku całej historii dodaje fakt, iż właśnie w Wilkowicach osiedliła się grupka dezerterów szwedzkiej armii i do czasów obecnych jeden z tutejszych przysiółków nosi miano „Do Szwedów”.
Replika wiekowego oręża. Ks. Jacek Pędziwiatr /Foto Gość Pamiątką dramatycznych wydarzeń sprzed trzech i pół wieku są rekonstrukcje militarne z udziałem grup historycznych rekonstrukcyjnych. Największe wrażenie na widzach i tym razem zrobiły skórzane stroje szwedzkich wojaków, choć spod grubych kapeluszy i kaftanów pot lał się strumieniami. Atmosferę bitwy przybliżył też huk wystrzałów armatnich, kłęby dymu i zapach prochu, rozchodzący się leniwie wśród obserwujących polsko-szwedzkie zmagania. W rekonstrukcji użyto strojów, broni i rekwizytów, które zagrały w filmowej adaptacji sienkiewiczowskiego „Potopu”. Rekonstrukcji, zorganizowanej już po raz czwarty, towarzyszył wykład historyczny, objaśniający okoliczności bitwy wilkowickiej a także występy uczniów miejscowych szkół. Po „bitwie” można było obejrzeć wystawę broni palnej - artyleryjskiej i ręcznej - oraz białej i posłuchać występu kapeli góralskiej.