Bł. o. Michał Tomaszek. Jego beatyfikację mocno przeżywali na Żywiecczyźnie zwłaszcza rodacy z Łękawicy czy ojcowie franciszkanie z pobliskiego Rychwałdu. Ogromna radość i wdzięczność zapanowała także w Trzebini, gdzie wiele osób mówi: „Nasz ojciec Michał”... Tak samo nazywają go również w Radziechowach, gdzie działa stowarzyszenie „Dzieci Serc”, któremu od prawie 10 lat patronuje o. Tomaszek.
Najpierw podziękowali za beatyfikację koncertem w wykonaniu parafialnej scholi. Tydzień później w kościele gościli uczniowie z Łękawicy, którzy przedstawili swój program poświęcony bł. Michałowi Tomaszkowi. W kaplicy trzebińskiego domu zakonnego sióstr karmelitanek od kilku lat 9. dnia każdego miesiąca – wspomnienie dnia śmierci – sprawowane były Msze św. w intencji wyniesienia na ołtarze zamordowanych w Peru ojców: Michała Tomaszka i Zbigniewa Strzałkowskiego. – Te Msze św. będą odbywały się nadal, tyle że teraz będziemy je sprawować w kościele parafialnym, prosząc Pana Boga o kanonizację błogosławionych o. Michała i o. Zbigniewa i ich wstawiennictwo w naszych sprawach – mówi ks. Piotr Krzystek, proboszcz w Trzebini.
Wziął krzyż
Zamiast kazania były wiersze, relacje świadków z przejmującym zapisem ostatnich kilkudziesięciu minut przed śmiercią, połączone z beatyfikacyjnym hymnem: „Oni tutaj są...”. W mroźny niedzielny poranek uczniowie łękawickiej Szkoły Podstawowej im. bł. o. Michała Tomaszka pospiesznie łykali gorącą herbatę, żeby na kolejnej Mszy św. w kościele MB Różańcowej w Trzebini bez chrypki zaprezentować swoją opowieść o patronie. Jego portret tuż obok ołtarza przywoływał niektórym parafianom postać, którą zdążyli poznać. W salce w dolnej części kościoła na niedużej wystawie fotograficznej seria kolorowych zdjęć o. Michała z Peru. I jedno czarno-białe: obok murów budowanej dopiero trzebińskiej świątyni spora gromadka roześmianych dzieci i młodzieży siedzi na trawie wokół młodego franciszkanina z gitarą w ręku... – Tak, był taki czas, niedługo po święceniach kapłańskich Michała, który był wówczas na urlopie w domu. Nasz ksiądz proboszcz Stanisław Kuczek wyjechał na urlop. Nie było wtedy wikarego i Michał przez miesiąc był tu na zastępstwie... – wspomina Maria Kozieł, siostra bł. Michała Tomaszka, która wraz z mężem i dziećmi mieszkała już wtedy w Trzebini. – To był najszczęśliwszy miesiąc w moim życiu, a teraz dopiero jestem w stanie tak naprawdę go docenić – dodaje pani Maria. Uczniowie z Łękawicy przypomnieli, że w czasie ostatniej odprawionej w Pariacoto Mszy św. o. Michał czytał ten fragment Ewangelii, w którym Pan Jezus mówi do uczniów, że idąc za Nim, trzeba wziąć swój krzyż. I naśladować. Wychodzący z kościoła zabierali ze sobą łękawicki szkolny kalendarz, ilustrowany zdjęciami bł. Michała Tomaszka. – Chcemy przeżyć z nim ten najbliższy rok – i następne lata – zapewniali parafianie.
Bliski Trzebini
– Michał pewnie nie byłby tak bliski Trzebini, gdyby nie nasz szwagier, który zabrał tu naszą siostrę i teraz mamy tu wielu wspaniałych znajomych oraz rodzinę – przyznawał Marek Tomaszek, brat bliźniak błogosławionego. – Dla mnie samego tutejszy kościół jest prawie tak bliski jak ten w rodzinnej Łękawicy – dodawał, wspominając czas, kiedy posługujący w tej parafii o. Michał zaproponował mu, by wspólnie pomodlili się na Mszy św. w intencji rodziców: mamy Barbary i nieżyjącego już taty. – To była taka niezwykła Msza św.: tylko my dwaj. Wtedy poprosiłem Michała o spowiedź i tu właśnie, w tym kościele, jedyny raz w życiu spowiadałem się u brata... – mówił wzruszony Marek Tomaszek, dziękując wszystkim, którzy w Trzebini uczcili bł. o. Michała.
I orędownik
Ksiądz Krzysztof Ciurla, wikariusz w trzebińskiej parafii, przypominał parafianom, że dzisiejszy błogosławiony to wielki dar także dla nich: to bliski orędownik w niebie. – Prośmy, żeby wypraszał nam na każdy dzień życia łaskę, byśmy umieli tak jak on zaprosić do swojego życia Jezusa i Jego Matkę – Maryję. Jej figurka, którą miał zawsze ze sobą, jest dzisiaj w Pariacoto... – mówił ks. Ciurla. Posługa wikarego prowadziła go najpierw do parafii w Łękawicy, a stamtąd – do Trzebini. Jego bliski związek z o. Tomaszkiem wydaje się naturalną konsekwencją... – Ale ja o. Michała poznałem znacznie wcześniej. Jeszcze byłem klerykiem, a o. Michał przyjechał z niepełnosprawnymi, z muminkami, na rekolekcje do Sułkowic. Tam się spotkaliśmy. Z czasem coraz bardziej widzę, jaka to była łaska... mówi ks. Ciurla. Kiedy został wikarym w Łękawicy, zaczął odprawiać Msze św. o jego beatyfikację. I ta modlitwa trwała prawie 8 lat konsekwentnie, co miesiąc. – Tak było oprócz sierpnia. Wtedy w rocznicę śmierci zawsze taka modlitwa odbywała się w Rychwałdzie. Nam się wydawało, że to my się za nim wstawiamy u Pana Boga, a tymczasem to on opiekował się nami. Teraz za przyczyną o. Michała prosimy o łaski. A znaków, że je wyprasza, nie brakuje – tłumaczy ks. Ciurla. Kiedy został wikarym w Łękawicy, żyła jeszcze mama o. Michała, która przygarnęła go jak własne dziecko i co roku z przywiezionych z Peru wełnianych rzeczy o. Michała robiła wełniane skarpety na drutach. – Michałowi robiłam, to o. Sławkowi i ks. Krzysztofowi też będę robić – mówiła. A kiedy został już tylko ostatni sweter, zrobiony z ostrej wełny, już po jej śmierci Urszula Raczek, siostra o. Michała, podarowała go również ks. Krzysztofowi. – Jest to najcieplejsza rzecz, jaką mam – uśmiecha się z dumą ks. Ciurla. I nie musi tłumaczyć, że dla niego wyprawa do Peru na beatyfikację była oczywistością. I bardzo dużym przeżyciem
Oni tu są!
– Kiedy przyjechaliśmy do Peru, czekaliśmy na lotnisku w długiej kolejce na odprawę. Pierwszy stał o. Sławomir, franciszkanin. Na pytanie, po co przyjechał do Peru, wyjaśnił, że na beatyfikację ojców, urzędniczka uśmiechnęła się i powiedziała: „O, to moi ukochani ojcowie!”. I choć wszystkich długo sprawdzała, polskich kapłanów przepuściła od razu. Podczas Mszy św. beatyfikacyjnej w Chimbote wypuszczono gołębie. Wszystkie odleciały i tylko jeden pozostał nad stadionem. Okrążył go parę razy i usiadł na trawie przed krzesłami, na których siedziała rodzina o. Michała. W Pariacoto następnego dnia znów wypuszczono gołębie. A kiedy po Mszy św. weszliśmy do otwartego kościoła, by zrobić sobie zdjęcie w miejscu, gdzie wcześniej znajdowała się jego trumna, błysk flesza przestraszył gołębia... – Pracujący w Pariacoto o. Olbrycht opowiadał, że podczas pogrzebu na trumnie Michała siedział biały gołąb i nie dawał się odpędzić – wspomina ks. Ciurla. Z Rychwałdzką Matką – Kiedy Michał wyjechał, miałam już czwórkę dzieci. Nie mogłam łatwo wyrwać się z domu, ale postanowiłam, że będę mu towarzyszyć modlitwą podczas nabożeństw fatimskich w Rychwałdzie. W ciągu tych 26 lat z poważnych powodów opuściłam może kilka. I dalej się modlę, a kiedy uda się iść tam na piechotę, radość mam jeszcze większą. I jest tak, jak dziś w tym programie powiedziały dzieci z Łękawicy: Matka Boża Rychwałdzka wysłała go do Peru – mówi Maria Kozieł. Nasi pielgrzymi po beatyfikacji w Pariacoto zauważyli, że w tamtejszej kaplicy Męczenników obok wizerunku o. Zbigniewa jest obraz MB Częstochowskiej. – Nie daje nam spokoju to wolne miejsce obok portretu o. Michała. Wiemy, że to jest miejsce na obraz MB Rychwałdzkiej i postaramy się, żeby ten, kto pierwszy pojedzie stąd do Pariacoto, zawiózł go tam – zapewniają zgodnie p. Maria i ks. Krzysztof. A już teraz w trzebińskiej parafii organizowana jest dziękczynna pielgrzymka do Peru za dar beatyfikacji o. Michała.
Opiekuje się nami
– Kiedy wyjeżdżałam na bea- tyfikację, bardzo dokuczał mi ból i wahałam się, czy w ogóle jechać. Tak bardzo mi zależało, więc zaryzykowałam, prosząc lekarza o jakieś silniejsze środki na drogę, a ten niespodziewanie powiedział: – Jeśli ma pani takiego opiekuna, nie będzie problemów. I rzeczywiście nie było – wspomina swoją wyprawę do Peru Jadwiga Mszyca, kuzynka o. Michała. – Ojcu Michałowi polecamy nasze sprawy już od dawna i nieraz się o jego opiece przekonaliśmy – potwierdza Jadwiga Klimonda ze stowarzyszenia „Dzieci Serc”. Skupia ono osoby niepełnosprawne, którymi tak chętnie zajmował się o. Michał. – Zajmuje się nadal. Ponieważ z oczywistych względów my nie pojedziemy do Peru, szukamy jego wsparcia tutaj. I je otrzymujemy. W noc po beatyfikacji czuwaliśmy na Jasnej Górze. I czuliśmy jego obecność...•
Dziękczynna pielgrzymka
Wyruszy z Trzebini i potrwa od 9 do 24 kwietnia. Na trasie wyprawy znajdzie się najpierw Lima. – Potem powędrujemy śladem ciał naszych męczenników: najpierw do Casma, a potem do Pariacoto. Odprawimy Drogę Krzyżową, idąc na miejsce ich męczeństwa i odprawimy Mszę św. w ich kaplicy. Odwiedzimy później historyczne miejsca ważne dla Peru, w tym Machu Picchu, czyli miasto Inków, a na zakończenie udamy się do sanktuarium Matki Bożej w Boliwii, gdzie chcemy się modlić pod przewodnictwem bp. Stanisława Dowlaszewicza – mówi ks. Ciurla. Szczegółowe informacje na temat pielgrzymki można uzyskać telefonicznie pod numerem: 609 691 337.