Po co nam pielgrzymki?
Do jakiegoś pastora czy księdza podszedł jegomość, oznajmiając:
- Moim marzeniem jest wyjść na Górę Syjon i o wschodzie słońca wykrzyczeć na cztery świata strony Dziesięć Przykazań.
- A marzeniem Pana Boga jest, byś je po prostu zachowywał.
Pielgrzymujemy już niemal na wszystkie możliwe sposoby. Wiosną basenowa sztafeta popłynęła do Rzymu. Ochotnicy pokonywali na zmianę półtora tysiąca kilometrów, nie wychodząc z bielskiego basenu.
Biegacze potruchtali do Łagiewnik. Rowerzyści rozjeżdżają asfalty całej Europy i Bliskiego Wschodu. Peletony z Podbeskidzia właśnie pedałują do Rzymu i w stronę Jerozolimy.
Młodzi miłośnicy gór wędrują ze Szczyrku do Ludźmierza. A „nizinni” dreptacze - tradycyjnie, jak co roku, na Jasną Górę. Nie wspomnę już o pieszych, rowerowych, biegiem i człapaniem zdobywanych ziem hiszpańskich i włoskich przez mniejsze grupki lub „prywatnych” pątników.
Wobec nasilającego się zjawiska pielgrzymowania rodzi się proste pytanie: po co?
Pod tym względem chodzenie, jeżdżenie czy jakiekolwiek inne przemierzanie pątniczych szlaków podobne jest do... chodzenia do sklepu.
Mamy zasadniczo dwa rodzaje klientów:
- takich, którzy idą do sklepu, żeby kupić to, czego potrzebują oraz
- takich, którzy idą do sklepu, żeby zobaczyć, co im się może przydać.
W czasach starożytnych był jeszcze jeden klient, który chodził do sklepu, a właściwie na targ, żeby zobaczyć, ile jest rzeczy, które mu nie są do niczego potrzebne, ale ponieważ naśladowców zbyt wielu dziś nie ma, został filozofem i jako taki do naszej systematyki, na potrzeby socjo-pielgrzymkowe ułożonej nie pasuje, więc zostawmy biedaczynę na boku.
Nie ma sensu iść na pielgrzymkę, żeby doświadczyć czegoś nowego, spotkać coś, co może się przydać, iść nie wiadomo po co, a nuż znajdzie się, doświadczy, przeżyje coś ciekawego.
Nie ma sensu iść dla przygody, zabicia czasu, zapełnienia pustki, choćby najbardziej zbożnymi treściami. To tylko strata sił, zdarcie gardła i podeszew. Może ciekawe i nawet głębokie doświadczenie, ale nie prowadzące do nawrócenia, trwałej przemiany, skupione na sobie, egoistyczne.
Jest sens natomiast iść po coś, dla kogoś, założyć konkretny cel. Znam takich, którzy udają się na pielgrzymki w intencji męża alkoholika, żony chorej na raka, wnuków, bezrobotnych dzieci, niepoukładanych małżeństw.
O, jak piękne są stopy takich wędrowców, którzy po powrocie do swoich ze spokojnym sumieniem mogą powiedzieć: trudziłem się, a mój wysiłek nie poszedł na marne, wołałem, a Pan mnie usłyszał. Bo wiedziałem, czego chcę, czego szukam, czego mnie lub komuś potrzeba. Bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem, wieniec zdobyłem. Alleluja.