Poniższy tekst, to praca naszej Czytelniczki, przysłana na ogłoszone przez nas zaproszenie do wspomnień z okazji Roku Życia Konsekrowanego.
Poczucie humoru było zresztą niezaprzeczalnym znakiem rozpoznawczym ojca Łukasza. Nawet o surowości swojego przełożonego, który w dużej mierze decydował o jego przyszłości, opowiadał kiedyś żartobliwie pewnej osobie mniej więcej w ten sposób: „Opat powiedział: Będziesz pracował jako krawiec i będziesz szył habity. Odpowiedziałem: Nie chcę pracować jako krawiec. Chcę pracować w biurze. Opat na to: Będziesz krawcem. No więc zostałem krawcem. Po jakimś czasie przestało mi to przeszkadzać”. Aby w pełni docenić humor ukryty w tej wypowiedzi, trzeba wiedzieć, że ojciec Luke pracował jako krawiec przez... ponad pięćdziesiąt lat – i był jedynym krawcem dla całej rzeszy zakonników. Przez większość tego czasu używał osiemdziesięcioletniej maszyny do szycia marki Singer. Rozpoczął swoją pracę bez żadnego przygotowania, ale nie przejmował się tym zbytnio; zgłębiał tajniki nowego zajęcia na bieżąco, metodą prób i błędów.
Jedna z dalszych krewnych mieszkających w USA w latach 80. odwiedzała go wraz ze swoimi dziećmi. Przywoziła ze sobą chleb, który sama wypiekała w domu. Po odwiedzinach, ku uciesze dzieci, ojciec Łukasz z zawadiackim uśmiechem chował bochenek pod pachę i mówił, że ukryje go w swojej celi, żeby uniknąć konieczności podzielenia się nim ze współbraćmi.
***
Zawsze poruszał się szybkim krokiem – i nawet kiedy wymagał już opieki medycznej, pielęgniarka śmiała się, że ojciec z taką szybkością goni po korytarzach. Używała słowa rushing (‘śpieszyć się’), które w wymowie jest prawie identyczne z Russian (‘Rosjanin’). Ojciec Łukasz za każdym razem dowcipnie upominał ją, że jest Polakiem, a nie Rosjaninem.
W artykułach, które pisano o nim z okazji jego setnych urodzin w roku 2011 (który wyznaczał też dla niego 63 lata przeżyte w kapłaństwie i 73 lata życia zakonnego), przytaczano wiele jego wypowiedzi. Przez wszystkie przebijał radosny pokój człowieka, który przyjmuje swoje życie takim, jakie jest, i ufa Bogu bezwarunkowo. Potwierdzał to, pytany o swoją filozofię życiową: „Być zawsze zadowolonym z tego, co się ma. Ktoś ma milion dolarów? Bogu dzięki! A ja nie mam ani centa? Dzięki Ci, Boże! Mam Ciebie, a Ty jesteś wszystkim!”.
Był wielkim orędownikiem poszukiwania Boga przez modlitwę. Przez większość swojego życia, aż do czasu, kiedy stan zdrowia zmuszał go powoli do pewnych ustępstw, ojciec Łukasz nigdy nie opuścił wspólnej modlitwy, pierwszej o 4.00 nad ranem, ostatniej o 19.30. Uważał, że modlitwa jest odpowiedzią na wszystko. „Bóg zawsze odpowiada na modlitwę; On nigdy cię nie zawiedzie. Módl się. Ufaj Bogu. On da ci światło, ale w chwili, którą sam uzna za stosowną. Takie jest piękno cierpliwego czekania”.
***
O poszukiwaniu Boga mówił też w homilii, którą wygłosił w roku 1975 (znalazłam ją w archiwach internetowych klasztoru w Conyers). Mówił o życiu zakonnym, ale wiele myśli dotyczyło po prostu człowieka jako żyjącego na ziemi dziecka Bożego. Mówił o nieustannym poszukiwaniu, jakim jest życie każdego z nas. I kontynuował: „Prawdziwy sekret życia polega na tym, aby widzieć i szukać Boga w naszej codzienności – w słabości, zwykłości, w braku spełnienia – i przyjmować tę niepełność, tę pustkę, aby On sam mógł napełnić ją tym, czego nam brakuje, i aby było to na Jego chwałę. [...] Niech trwa nasze pragnienie; kontynuujmy nasze poszukiwania, bo szukać oznacza znaleźć. A czas na szukanie Boga jest zawsze hic et nunc – tu i teraz!”.
O. Luke Kot
Archiwum Katarzyny Dudek
Ojciec Łukasz, jak potwierdzają wypowiedzi tych, którzy go znali, swój czas na szukanie i odnajdowanie Boga wykorzystał maksymalnie. Dla wielu ludzi stał się prawdziwym skarbem – przez swoją życzliwość, nieustanny uśmiech, zawsze dobry humor i całkowite zaufanie Bogu pokazywał, że życie, które można by nazwać monotonnym, jest w istocie piękną wędrówką. Tym, którzy po jego decyzji o wyborze życia zakonnego odwodzili go od niej, tłumacząc mu, że „traci czas”, odpowiadał: „Tracę go dla Boga”.
Szukał Go, tęsknił za Nim i mówił: „On nas stworzył i pragnie, żebyśmy do Niego wrócili”. W ubiegłym roku to Boże pragnienie spełniło się w jego życiu. Wrócił do Domu po długiej podróży, którą przeżył z radością – bo wiedział, dokąd zmierza i gdzie jest najbardziej oczekiwany.
Przy uzupełnianiu niektórych faktów biograficznych korzystałam z materiałów udostępnionych przez Monastery of The Holy Spirit oraz z artykułów lokalnej prasy amerykańskiej, które ukazały się w ostatnich latach życia ojca Łukasza.