Po co nam śnieg na Wielkanoc?
Pół setki chorych odwiedziłem przed Świętami z Komunia świętą. Sporo mnie uczą takie wizyty: szacunku dla zdrowia, współczucia, empatii, myślenia o przyszłości. Ale najwięcej nauczyła mnie tym razem pani Rózia.
- Modliłam się w Adwencie o białe święta, żeby dzieciom było miło - przywitała mnie z uśmiechem, kiedy w progu otrząsałem śnieg z karbowanej podeszwy. - A Pan Bóg dopiero teraz, na Wielkanoc mnie wysłuchał. O co ksiądz na to powie?
Uśmiechnąłem się. Bezradnie wzruszyłem ramionami. Tydzień wcześniej też odwiedzałem chorych z Komunią Świętą. Pan Stanisław obwoził mnie po domach, chwytających pierwsze wiosenne słońce na stokach Hrobaczej Łąki. Wydawało się, że za progiem stoi lato. A tymczasem w Wielkim Tygodniu w Beskidy wróciła zima.
Przysiadłem obok pani Rózi. Nachyliłem ucha na spowiedź. Czarne kocisko bezszelestnie zsunęło się z krzesła przy węglowym piecu, by połasić się do połów sutanny, na brzegach której parowały ostatnie kleksy białego puchu. A kiedy wstałem i uniosłem Eucharystyczny opłatek, biały jak płatek śniegu, przyszło olśnienie.
- Bo z tym śniegiem to jest tak - powiedziałem szykując się do wyjścia - jak z każdą modlitwą. Kiedy Pana Boga o coś prosimy, to raz mówi nam „tak”, kiedy indziej znów „nie”. Ale czasami Pan Bóg daje jeszcze trzecią możliwą odpowiedź...
- Jaką? - oczy starszej pani zrobiły się wielkie, jak pięć złotych.
- „Poczekaj”.
Pożyczyliśmy sobie błogosławionych Świąt. Ruszyłem dalej, bo jeszcze kilkunastu weteranów cierpienia miałem odznaczyć orderem Bożej łaski.
Więc jeśli chodzi o śnieg w Beskidach na Wielkanoc, to Panu Bogu wcale się święta nie pomyliły. Tylko czegoś chce nas nauczyć: czekania.
- Poczekaj - mówi natura dookoła - poczekaj na wiosnę, jak Jezus w Ogrojcu na Mękę, jak uczniowie w zamkniętym Wieczerniku na Zmartwychwstałego, jak dusze czyśćcowe na oglądanie Najwyższego. Poczekaj! Czekanie ma przyszłość.