Już po raz kolejny wyruszyli z obozowej rampy w Birkenau wśród ruin baraków i krematoriów, odprawiając Drogę Krzyżową. Na czele szedł niosący krzyż ks. prał. Władysław Zązel z Kamesznicy, duszpasterz trzeźwości w diecezji bielsko-żywieckiej.
Za nim maszerowały przez obóz ponad 3 tysiące osób. Słuchali o cierpieniach, które zadawano tu kiedyś ludziom. Rozważali mękę Jezusa Chrystusa i mówili o bólu, który zadali sobie, albo którego doświadczyli za sprawą alkoholu. Nieśli biało-czerwoną flagę i modlili się o trzeźwość Polaków.
Te nabożeństwa Drogi Krzyżowej na terenie byłego niemieckiego obozu zagłady organizuje od 1986 roku Bractwo Trzeźwości działające przy oświęcimskiej parafii św. Maksymiliana.
- Co roku uczestników obozowej Drogi Krzyżowej przybywa. Dla wielu osób modlitwa w tym wyjątkowym miejscu jest impulsem do nawrócenia, do decyzji o przemianie życia, o trzeźwieniu - mówi Krystyna Dąbrowska z oświęcimskiego Bractwa.
Od lat wspiera tę inicjatywę znany propagator trzeźwości ks. prał. Władysław Zązel, organizujący m.in. Wesela Wesel - dla par małżeńskich decydujących się na przyjęcia bez alkoholu.
- Dobrze, że są takie działania. Papież Jan Paweł II powiedział o nich na Jasnej Górze, że "nie wolno tych inicjatyw ośmieszać czy pomniejszać. Zbyt wysoka jest stawka. Trzeba mieć odwagę iść pod prąd płytkim opiniom i zgubnym obyczajom". Pamiętamy te słowa tu, w Auschwitz-Birkenau. To szczególne miejsce, w którym do cierpienia ogromnej liczby ludzi doprowadziła obłąkana ideologia. Dziś szło nas z modlitwą o trzeźwość około 3 tysięcy ludzi. Prosiliśmy o Bożą pomoc dla trzeźwiejących, dla rodzin dotkniętych plagą uzależnienia - tłumaczy ks. Zązel.
Wśród kolczastych drutów uczestnicy Drogi Krzyżowej składali przejmujące świadectwa. Opowiadali o swoich wielokrotnych upadkach i o wkroczeniu na drogę trzeźwości. Nieraz po kilkudziesięciu latach picia, przestępstw, krzywd wyrządzanych rodzinie.
W czasie podsumowującej modlitwę o trzeźwość Mszy św. w oświęcimskim kościele św. Maksymiliana homilię wygłosił ks. Wojciech Ignasiak z Centrum Krucjaty Wyzwolenia Człowieka im. ks. Franciszka Blachnickiego w Katowicach-Brynowie, od lat zaangażowany również w organizację warsztatów dla wodzirejów zabaw i wesel bezalkoholowych. - Wie, co mówi i do kogo mówi. Świetnie zna się na skomplikowanej urodzie choroby alkoholowej - mówi z uznaniem ks. Zązel.
Wśród uczestników tej modlitwy było wielu, którzy nieraz po wielu latach picia dziś są trzeźwymi alkoholikami.
- Oni wyszli, ale bardzo trzeba się modlić o to, by było większe zainteresowanie dla działań, które ochronią młodych ludzi, by do tego uzależnienia i całego zła, które się z nim wiąże, nie weszli. Dobrze, że w tej Mszy św. brała udział także młodzież przygotowująca się do sakramentu bierzmowania, która złożyła przyrzeczenia abstynencji. Bo z alkoholem się nie flirtuje, nie igra. On potrafi wciągnąć w niewolę wcześniej niż się tego człowiek spodziewa. Wszyscy wokół to widzą, tylko sam zainteresowany nie chce tego widzieć. A alkohol zabiera wszystko. Niszczy wszelkie więzi i rujnuje rodziny - przestrzega ks. prał. Zązel.
Potwierdzały te słowa świadectwa trzeźwych alkoholików. - Przez 25 lat picia przybijałem do krzyża swoją rodzinę - mówił Roman. - Żona próbowała mi pomóc. Inni namawiali. Kilka razy podchodziłem do trzeźwienia i zawsze kończyło się fiaskiem. Żona się modliła, pielgrzymowała do Częstochowy. Niestety, Roman-alkoholik chlał dalej. W 2009 roku przyjechałem pierwszy raz na tą Drogę Krzyżową. Zrozumiałem, że to może być moja ostatnia szansa. I dziś jestem trzeźwy. Dziękuję żonie, że jest ze mną. I za to, że mówiła mi, że jestem bogaty, choć ja się dziwiłem, bo w kieszeni nie miałem przecież niczego. Ale teraz wiem, że naprawdę jestem bogaty: mam żonę, dzieci, które mi wybaczyły. I dziękuję Bogu za to, że ich mam, że mnie nie odtrącili i że dzięki Bożej Opatrzności udaje mi się zmieniać samego siebie...