Czy dwa i dwa - to razem pięć?
Konający ojciec pięciu synów przywołał ich do siebie.
- Niech po drodze każdy z was przyniesie jeden kij - poprosił. Przestraszyli się, że ojciec ich bić będzie, ale kije przynieśli.
- Zbierzcie je razem i opasajcie powrozem w wiązkę - poprosił słabym głosem umierający. - A teraz niech każdy spróbuje tę wiązkę złamać - rozkazał.
Brali po kolei kijowy snopek. Próbowali na kolanie, na krawędzi łóżka i oparciu zydla. Bezskutecznie.
- A teraz powyciągajcie kije. Niech każdy weźmie swój i go złamie!
Kije pękały po kolei bez trudu, sypiąc drzazgi dookoła.
- Tak będzie i z wami - wymamrotał ojciec - jeśli będziecie trzymać się razem, żadna zła siła nie da wam rady. Ale każdego z osobna byle przeciwność złamie.
Jestem pod wrażeniem solidarności z protestującymi w Brzeszczach górnikami. I ci umorusani węglem pod ziemią, i mieszkańcy miasta są razem. Tak tworzy się wiązka, monolit, jedność. Tak rodzi się prawdziwa siła. To już nawet chyba coś więcej niż solidarność. To synergia: trochę trudne pojęcie, używane tylko w sferach znawców. Oznacza uwspólnienie działań dające przedziwne efekty. To coś więcej, niż zwykłe zsumowanie możliwości. Tłumacząc je przykładem z kopalni, można powiedzieć tak: jeśli mamy dwóch górników, z których każdy jest w stanie przepchać taczkę z 20 kilogramami urobionego węgla, to gdy odbierzemy im te taczki i w zamian damy wspólny wózek, okaże się, że obaj są w stanie przetransportować 50 kilogramów czarnego złota. Powstaje więc niezwykłe równanie: 2+2=5. Nielogiczne, ale w kategoriach synergii - prawdziwe.
Kłopoty Kompanii węglowej biorą się prawdopodobnie stąd, że prawo synergii stosuje się nie do pracy, lecz do zysków. Załóżmy, że jakiś mały kubełek węgla sprzedaje się za 4 złote. 2 złote pokrywają koszty wydobycia i transportu, kolejne 2 złote to wynagrodzenie dla górników. Ale na tym musi zarobić przynajmniej złotówkę Kompania, państwo, rząd? - sam nie wiem i wolę nie wiedzieć, kto jeszcze. Więc wychodzi na to, że i w przypadku zysków 2+2=5. A to błąd, który przekładając się na wielką skalę, kończy się katastrofą.
Trzeba odwagi, by krzyknąć, że król jest nagi, że ktoś, kto tym wszystkim kieruje i zarządza, pogubił się w rachunkach. Pojedynczy głosik niewiele znaczy. Ale kiedy głosów jest wiele, coraz więcej i wszystkie razem krzyczą to samo, nabierają mocy i skuteczności, która niczym wiązka solidnych kijów wygrzmoci kogo trzeba, żeby się rachunków porządnie nauczył, nie krzywdząc przy okazji tych, co uczciwie pracując, ze spokojem chcą dzielić swój chleb z bliskim. Zwłaszcza jeśli z każdym jego kęsem od dzieciństwa czują zgrzytanie w zębach czarnego pyłu mozolnego wydzierania ziemi skarbów, które Bóg dał człowiekowi.