Na mazańcowickim cmentarzu pochowany został dopiero w grudniu 2013 r., choć w potyczce z milicjantami zginął na Błatniej w 1946 r. Miał wtedy zaledwie 18 lat.
Wracać po swoich
"Edek" zginął w walce z plutonem milicjantów 13 maja 1946 r., nie miał jeszcze 19 lat. Był żołnierzem zgrupowania VII Śląskiego Okręgu NSZ, którym dowodził kpt. Henryk Flame „Bartek”. W rodzinnym domu wychowywano Edka i jego trzech braci w duchu wiary i patriotyzmu.
Ojciec był tercjarzem, nazywanym przez innych „Jezuskiem” z powodu swojego religijnego zaangażowania. Niechęć okazywaną hitlerowcom 13-letni Edek przypłacił usunięciem ze szkoły, a gdy rodzice odmówili podpisania volkslisty - został wywieziony na roboty do Niemiec. Pracował w bardzo trudnych warunkach przy żywicowaniu drzew, dlatego uciekł i ukrywał się w rodzinnym domu. We wrześniu 1945 r. rozpoczął naukę w bielskim gimnazjum, ale szybko został usunięty ze szkoły, bo podejrzewano go o kontakty z antykomunistyczną partyzantką.
Dołączył wtedy do „Bartka”. Zorganizował grupę partyzantów pochodzących głównie z jego rodzinnych Mazańcowic, a także sąsiedniego Międzyrzecza i Zabrzega. Był uczestnikiem pamiętnej defilady zgrupowania w opanowanej przez partyzantów Wiśle 3 maja 1946 roku.
Brał też udział w starciu grupy 10 partyzantów z 24-osobowym plutonem milicjantów z komendy wojewódzkiej z Katowic. Milicjanci, podszywając się pod oddział partyzancki, sprawdzali, kto z ludności jest skłonny pomagać „wrogom władzy ludowej”, a poza tym brutalnymi akcjami wobec cywilów mieli wywoływać niechęć ludzi do partyzantów.
„Edek”, który dowodził partyzantami, wziął do niewoli dowódcę milicjantów i część jego ludzi. Kiedy wzywał do poddania się resztę milicjantów, ukrytych w sąsiednim budynku, jeden z milicjantów strzelił do niego i wywiązała się strzelanina.
- Zginęło wtedy ośmiu milicjantów, a dwóch zostało rannych. Partyzanci, choć mniej liczni i pewnie słabiej przygotowani do walki, stracili na Błatniej tylko jednego żołnierza. Na rozkaz „Bartka” wrócili po kilku dniach i pochowali ciało „Edka” w lesie, w pobliżu potężnego buka, oznaczając miejsce wyciętym na pniu krzyżem i inicjałami - tłumaczy Bogdan Ścibut, historyk i koordynator projektu „Powinniśmy wracać po swoich”.
Podczas realizacji projektu udało się nie tylko dotrzeć do relacji świadków i odtworzyć przebieg tamtej akcji, ale także odnaleźć ukryty w lesie grób i doprowadzić 18 listopada 2013 r. do ekshumacji spoczywającego w nim Edwarda Biesoka.