Była jedną z tych dzielnych Polek, bez których sukces „Solidarności” nie byłby możliwy.
Poznałem ją w stanie wojennym. Nie była załamana internowaniem męża Mirosława Stycznia, rzecznika prasowego „Solidarności” Podbeskidzia. Chociaż została z małą córeczką, nie myślała o sobie. Kipiała złością na Jaruzelskiego i chciała pomagać innym. Była na ostatnim roku ASP w Krakowie, gdy wyszła za mąż. Profesor Szancenbach, który pokładał w niej wielkie nadzieje, skwitował to słowami: – Dziecko, ty już niczego nie namalujesz.
I chyba miał rację. W 1980 r. opracowała jednak grafikę biuletynów „Solidarności”, a później projekt znaczków dla „S” podziemnej. Najważniejszy dla niej były dom i wychowanie trójki dzieci, zdolnych muzyków. W III RP przeżyła oskarżenie swojego męża oraz trwający 9 lat proces, który zakończył się całkowitym odrzuceniem zarzutów. Zmarła 10 października na raka, po krótkiej chorobie.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się